Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ludzie, którzy obalili jego pomnik, wyłożyli swe racje w manifeście, powołując się na Konstytucję, Deklarację Praw Człowieka i Kartę Praw UE. Nawet i bez tego uzasadnienia ich motywy są łatwe do pojęcia: od kiedy do powszechnej świadomości trafiły mocno ugruntowane zarzuty pedofilskie wobec prałata z parafii św. Brygidy, obecność pomnika była nie tylko hołdem dla jego legendarnej megalomanii, lecz budziła podstawowy odruch buntu przeciw niesprawiedliwości. Tym bardziej że nie było widać, aby gdański Kościół zamierzał zaapelować o jego usunięcie do „właścicieli” (to zresztą dziwna sytuacja: pomnik jako własność prywatna, choć na publicznym gruncie). Gdański magistrat zapewnia, że chciał zająć się sprawą, lecz wszystko uległo spowolnieniu po zabójstwie Pawła Adamowicza.
Jednak, nawet jeśli pogrążeni w żałobie, włodarze miasta zaniedbali jasną komunikację co do swych zamiarów. A przecież to od władzy publicznej (tak centralnej, jak lokalnej) mamy prawo oczekiwać, że będzie dbać o elementarne poczucie sprawiedliwości w sferze symbolicznej. Dlatego wyręczanie jej – zamiast ponaglania w sposób jasny, lecz nietworzący faktów dokonanych – to zły pomysł. Akcja budzi reakcję, pomnik znów postawiono, a jego „właściciele” mają wszelkie prawo czuć, że powinni zająć się jego obroną, choćby siłą (na zdjęciu: przed odbudowanym pomnikiem, 24 lutego).
Postać ks. Jankowskiego „straciła cechy nieskazitelności” – głosi projekt uchwały rady miasta Gdańska i ten upadek nie podlega dyskusji. Ale w Polsce stoi dużo innych pomników, które budzą kontrowersje – usuwanie ich przez ludzi pewnych swego oburzenia zwiększyłoby tylko potencjał gwałtu i głuchoty na racje w życiu publicznym. ©℗