Polska, rok 2004

W 1989 r. wiedzieliśmy, czego chcemy. Chcieliśmy takiego społeczeństwa, takiej gospodarki i takiego państwa, jakie są na Zachodzie. Tego celu nie udało się zrealizować, a w wielu dziedzinach od 1993 r. nastąpił regres.

04.01.2004

Czyta się kilka minut

Rzadko zdarza się czytać książkę będącą sprawozdaniem z badań i napisaną tak dobrze po polsku. Bez ogródek, bez zastrzeżeń. Taką lekturą jest siódmy tom EU-monitoringu pt. “Na prostej? Polska w przededniu członkostwa w UE" pod redakcją profesorów Mirosławy Marody i Jerzego Wilkina. “Na prostej..." nie jest typowym dziełem zbiorowym. Nie ma rozdziałów opracowanych przez poszczególnych autorów. Książka stanowi całość i możemy się tylko domyślać, kto przyczynił się bardziej do poszczególnych jej fragmentów. Imponuje wiedza autorów na temat Polski. I tu pierwsza uwaga: zdumiewa, że wiedza ta nie jest w najmniejszym stopniu wykorzystywana przez polityków, którzy po prostu nie interesują się zebranymi i opisanymi tak jasno twardymi faktami.

Transformacja - problem podstawowy

“Dominujące w początkowej fazie przeobrażeń przekonanie, że transformacja będzie szybka, że waga jej celów sama z siebie usuwa przeszkody stojące na drodze do ich realizacji, że wystarczy formalna likwidacja instytucji poprzedniego ustroju, aby zrobiło się normalnie, ustąpiło narastającej świadomości znaczenia przeszłych rozwiązań, stopnia zakorzenienia komunizmu, a także determinowania społecznych zachowań przez przeszłość wcześniejszą, przedkomunistyczną. Dodajmy zresztą, że tak jak w początkowym okresie mitologizacji uległa szybkość i oczekiwana siła transformacji, tak potem do pewnego stopnia mitologizacji i wyolbrzymieniu ulegać zaczęło przekonanie o obezwładniającej sile dziedzictwa przeszłości".

Tu tkwi źródło wielu problemów, a zwłaszcza zjawisk, których dzisiaj nie rozumiemy czy które nas zdumiewają. Autorzy formułują wyraźną tezę: transformacja instytucjonalna dokonała się już całkowicie, jednak nie przyniosła takich skutków, jakich się - być może naiwnie - spodziewano. Pierwszy okres transformacji spowodował największe zmiany i dał impuls, który potem stopniowo słabł, aż niemal wygasł. W Polsce najważniejsze zmiany dokonały się do 1993 r., następną dekadę w dużej mierze zmarnowano.

Zaskakujące, że autorzy oceniają optymistycznie sytuację gospodarczą. Tylko gospodarka, mimo przeszkód, wciąż się rozwija. Rozwój ten nie jest może taki, o jakim marzylibyśmy, ale jest. Kiedy jednak przyjrzymy się innym dziedzinom życia publicznego, ocena jest zasadniczo odmienna. Najwyraźniej oznaki regresu widoczne są na podstawie danych dotyczących zróżnicowania społecznego. Otóż “jak dotąd, pozytywne efekty zmian ustrojowych były znacznie słabsze niż ich negatywne następstwa, które spowodowały gwałtowne zróżnicowanie szans dostępu do wykształcenia". Podobnie jest w przypadku znacznie szerszego problemu, czyli zróżnicowania na biednych i bogatych.

Bogaci i biedni

Zróżnicowanie to stale rośnie i stale zwiększa się grupa biednych. Oczywiście można porównywać tę sytuację z okresem PRL, ale nie ma to sensu, bo to są właśnie rezultaty zahamowania impulsu transformacyjnego. Co więcej, omawiając stan debaty publicznej w Polsce, autorzy wskazują, że mamy w niej do czynienia z “całkowitą prawie nieobecnością takich żywotnych dla przyszłego sposobu funkcjonowania naszego społeczeństwa tematów, jak: co robić z rosnącą liczbą ludzi biednych, jak powinien wyglądać system pomocy społecznej, w jaki sposób i do jakich celów używane powinny być fundusze publiczne, w jaki sposób łagodzić narastające zróżnicowania regionalne, jakie powinny być zasadnicze uprawnienia i podstawowe obowiązki obywateli, itp.". Z całego opracowania wynika, że w Polsce nie ma nie tylko porządnej debaty publicznej, ale że nie zostały ani przez polityków, ani przez publicystów i intelektualistów sformułowane cele i zadania, jakie stoją przed społeczeństwem i państwem. Potrafimy się tylko ratować w ostatniej chwili przed kryzysami w poszczególnych dziedzinach, natomiast w żadnej - od szkolnictwa po gospodarkę czy opiekę społeczną - nie potrafiliśmy sformułować celów średnioterminowych. Nie chodzi tu o marzenia, ale o jasne projekty, które miałyby społeczne poparcie. Nie jest tak, że brakuje społecznego poparcia, po prostu brak takich projektów. Autorzy piszą: “Drugą istotną konsekwencją braku refleksji nad sposobami definiowania reguł społecznego życia jest kompletne nieprzygotowanie Polski do funkcjonowania w politycznych instytucjach Unii Europejskiej. Przedsmakiem tego, co nas w tym względzie czeka, jest niska ocena jakości polskich projektów kierowanych do finansowania z funduszy unijnych. Bez jasnej wiedzy na temat tego, jaki kształt społeczeństwa chcemy osiągnąć, trudno jest formułować jakieś bardziej całościowe cele".

Władza - społeczeństwo

Wątek ten prowadzi nas do relacji między klasą polityczną a społeczeństwem. Wydawałoby się, na podstawie obserwacji wydarzeń w trakcie ostatnich kilku lat, że wiemy, jak jest źle. Autorzy pokazują jednak, że jest znacznie gorzej. “Krańcowo negatywne oceny klasy politycznej, nasilanie postrzegania konfliktu miedzy rządzącymi a społeczeństwem, a także wzrastające poparcie dla partii grających na antypolitycznych nastrojach - wszystko to sugeruje, że dotychczasowy sposób uprawiania polityki osiągnął martwy punkt".

Więcej, do klasy politycznej przenika stosunkowo niewielu ludzi młodych, a ci którzy chcą szukać kariery w polityce, naśladują zachowania polityków już czynnych i są równie jak oni mało zainteresowani dialogiem ze społeczeństwem. Główny konflikt w Polsce toczy się na polu relacji władzy ze społeczeństwem. Wszystkie inne konflikty są w stosunku do tego pochodne lub drugorzędne. Jak wynika z wielu badań, ludzie masowo nieuczestniczący w wyborach powszechnych podzielają przede wszystkim poglądy politycznego centrum, a ich brak uczestnictwa jest bardzo często “świadomym wyborem".

“Od końca lat 90., kiedy to sprawdzono już warianty rządu wszystkich elit politycznych, w społeczeństwie polskim dominuje poczucie utrwalonej dezintegracji, braku homeostazy oraz zablokowania możliwości rozwojowych, zarówno na poziomie indywidualnym, jak i na poziomie całego kraju".

Dura lex

Zostaje jeszcze problematyka prawna. Jakie prawo jest w Polsce produkowane i jak prawo jest w Polsce wykonywane?

Prawo, obok szkolnictwa, to problem najbardziej dramatyczny. Niemal połowa inicjatyw ustawodawczych kończących się uchwaleniem prawa pochodzi od posłów, a nie od władzy wykonawczej. Są to proporcje nieznane w innych krajach. Prawo poselskie jest z reguły gorszej jakości niż rządowe. Autorzy tomu cytują posłankę Platformy Obywatelskiej, Zytę Gilowską, według której 90 proc. ustaw sejmowych to “buble", a podobną opinię wyraża nawet marszałek Sejmu. Jednak jeszcze bardziej zaskakuje, że obywatele, którzy skarżą instytucje państwowe w NSA lub w innych instancjach, w prawie połowie przypadków wygrywają, a decyzje lub akty prawne ministerstw i innych urzędów państwowych są “uchylane bądź unieważniane". Procedury są naturalnie żmudne, ale te dane powinny nas wszystkich zachęcić do działania i do zaskarżania wszystkich decyzji, jakie tylko uznamy za bezpodstawne lub krzywdzące. Urzędnicy państwowi liczą wciąż na to, że działając w imieniu państwa są bezkarni.

Społeczeństwo nieufnych

Autorzy przedstawili zły stan niemal wszystkich dziedzin polskiego życia społecznego, który po części tylko można wytłumaczyć wygaśnięciem pierwszego impulsu transformacji. Jednak omawiana książka daje okazję także do rozważenia konsekwencji tego, co się stało w Polsce od 1989 r., a przede wszystkich niewykorzystanych szans. Konsekwencje te są bardzo poważne. Trzy - w moim przekonaniu - mają największe znaczenie.

Pierwsza to sprawa zaufania społecznego. Chodzi nie tylko o zaufanie do rządzących, ale także o zaufanie między poszczególnymi obywatelami i grupami obywateli. W Polsce 79 proc. obywateli nie ufa innym ludziom (“w stosunkach z innymi trzeba być bardzo ostrożnym"), z jednym wyjątkiem, mianowicie członków bliższej lub dalszej rodziny. Według socjologów analizujących problem zaufania i kapitału ludzkiego na świecie “wyniki badań wskazują wyraźnie, że dominacja w kulturze więzi rodzinnych nad innymi wymiarami więzi społecznych jest skorelowana z korupcją". “W krajach o silnych więziach partykularnych, rodzinnych korupcję będzie uzupełniał nepotyzm".

Dystans między Polską a krajami o dużym zaufaniu społecznym, nie uwarunkowanym związkami rodzinnymi lub innymi mającymi charakter wyjątkowy, jest ogromny. Na zaufaniu zaś opiera się życie publiczne, życie gospodarcze, życie polityczne i w ogóle rozwój cywilizacji. Problem z zaufaniem występuje przecież na całym świecie. Tym bardziej dramatycznie wygląda sytuacja w Polsce.

Cywilizacyjna zapaść

Konsekwencją takiego stanu rzeczy - zdaniem autorów - jest problem, jaki stoi przed Polską: zacofanie cywilizacyjne. Transformacji rzadko towarzyszyła modernizacja. “Nadrzędnym celem transformacji, wobec którego wprowadzenie gospodarki rynkowej i demokracji było jedynie środkiem, miała być modernizacja Polski i uczynienie z niej kraju zachodniego w najszerszym tego słowa znaczeniu. Nawet najgorętsi obrońcy transformacji muszą przyznać, że tak zdefiniowanego jej celu nie udało się jak dotąd zrealizować". Przypomnijmy uwagi na temat braku wizji nowego państwa i społeczeństwa, na temat braku debaty nad celami transformacji. Otóż można powiedzieć, że debata taka była o tyle niepotrzebna, że w 1989 czy 1990 r. wiedzieliśmy, czego chcemy. Chcieliśmy takiego społeczeństwa, takiej gospodarki i takiego państwa, jakie są na Zachodzie. Tego celu nie tylko nie udało się zrealizować, ale w wielu dziedzinach od 1993 r. nastąpił regres. Autorzy nie piszą, kto jest temu winien. I słusznie, bo wskazanie winnego jest prawdopodobnie niemożliwe. Nie było jednego winnego, jednak można sądzić, że o ile cel był bardzo klarowny (do obejrzenia w Berlinie czy Wiedniu), to środki do jego osiągnięcia nie zostały dostatecznie przemyślane.

Edukacja na wstecznym

Spośród błędów wyróżnić trzeba - jako najpoważniejszy i najtrudniejszy do odrobienia - zlekceważenie roli edukacji i nauki. Tutaj winni są wszyscy, choć rola władz oświatowych i nakładów finansowych z budżetu miała zasadnicze znaczenie. I znowu reform dokonano w latach 1989-1990, nie dokończono ich i potem władze oświatowe i instytucje finansujące badania naukowe zachowywały się biernie. Wprawdzie temat ten pojawiał się co pewien czas w wypowiedziach publicystów i zwracano uwagę na skandalicznie niskie nakłady na edukację i naukę oraz na niską jakość nauczania wyższego spowodowaną gwałtownym wzrostem liczby studentów i znacznie mniejszym kadry nauczającej, ale nigdy sprawa ta nie stała się wielkim problemem narodowym.

Unia Europejska stawia na wzrost technologiczny, zwłaszcza w zakresie informatyki i nowoczesnych systemów elektronicznych, a czyni tak, bowiem jest zacofana w tej dziedzinie w stosunku do Stanów Zjednoczonych. My zaś uczymy na wyższych uczelniach podstaw informatyki najwyżej połowę studentów i trzeba by jeszcze przyjrzeć się dokładniej jakości tego nauczania, czy nie ogranicza się ono do tego, czego każdy sam się potrafi nauczyć, a więc prostej obsługi komputera, czy sięga dalej. Wprawdzie młodzi polscy informatycy pod wodzą prof. Jana Madeya wygrywają światowe konkursy, ale zaraz potem co do jednego znikają z Polski. Autorzy piszą: “Należy przy tym podkreślić, że podnoszenie poziomu wykształcenia jest nie tylko sposobem na dostosowanie się do wyzwań, jakie niesie ze sobą przechodzenie do gospodarki opartej na wiedzy, lecz stanowi również najkrótszą drogę zmieniania nawyków myślenia, potrzeb i aspiracji, a więc tego wszystkiego, co stanowi sedno kompetencji cywilizacyjnych niezbędnych do funkcjonowania w strukturach rozwiniętych społeczeństw i do podtrzymywania tych struktur". Niby to wszystko wiemy, ale kompletnie nic się nie robi, żeby ten cel zrealizować i to się może okazać w nieodległej przyszłości prawdziwym nieszczęściem. Polacy edukowani tak jak teraz albo po wstąpieniu do Unii będą znikali w innych krajach, albo nie będą - w olbrzymiej większości - potrafili dać sobie rady z problemami cywilizacyjnymi, jakie członkostwo w Unii Europejskiej przed nami postawi. Autorzy powiadają, że osłabienie pierwszego impulsu transformacji oraz niedostatki rozwoju edukacyjnego spowodowały, że “splot tych właśnie czynników określiliśmy jako osiągnięcie progu bariery kompetencji cywilizacyjnych".

Z czym do Unii

I teraz przechodzimy do ostatniej konsekwencji stanu Polski na rok 2004, czyli do tego, jak jesteśmy przygotowani do wejścia do Unii i jakie mogą być skutki tego procesu. Zdaniem autorów, po okresie mobilizacji przed referendum unijnym nastąpił zanik debaty publicznej, która została urwana przez - moim zdaniem - wyjątkowo niemądre hasło “Nicea albo śmierć". Załatwianie problemów technicznych, jakich jeszcze nie rozwiązaliśmy i jakie musimy rozwiązać zgodnie z wymogami Unii, nie zastępuje politycznych decyzji i publicznej debaty. A rezultatem tego braku zainteresowania władz stopniem poinformowania i przygotowaniem społeczeństwa do integracji jest nadmierny optymizm wiązany z członkostwem. Z drugiej strony, oczekiwania społeczne nie dotyczą tylko sfery materialnej, lecz “sądząc po wynikach badań socjologicznych i enuncjacjach prasowych, oczekiwania te są znacznie szersze i obejmują wszystkie właściwie dziedziny życia. W myśl zgłaszanych w nich postulatów Unia Europejska ma nam pomóc uporządkować polskie prawo, polepszyć szkolnictwo, zmniejszyć bezrobocie, zmniejszyć korupcję w organach państwowych, wprowadzić ład i porządek w życie polityczne, ucywilizować polityków, itd., itp.". I dalej “ogrom tych oczekiwań jest wskaźnikiem zarówno ogromu spraw postrzeganych jako palące problemy społeczne, jak i wysokiego stopnia bezradności społeczeństwa, które dostrzega owe problemy, lecz nie widzi żadnych sposobów na poradzenie sobie z nimi".

Jednak, jak wiadomo, wejście do Unii nie spowoduje rozwiązania tych problemów, a może je nawet pogłębić. Wszystko zatem zależy od tego, czy będziemy mieli świadomość i jasność co do celów, jakie nam przyświecają łącznie z celami pozornie oczywistymi, takimi jak kapitalizm czy demokracja. Warto zwrócić uwagę, że w Polsce nie ma jasności co do tego, jaki kapitalizm chcemy budować. Z rozmaitymi wersjami organizacji gospodarki w krajach członkowskich Unii zderzają się koncepcje wzorowane na kapitalizmie amerykańskim, a polski kapitalizm na razie nie znalazł własnej wersji, własnej “twarzy". Podobnie jest z demokracją. Nie zostały rozstrzygnięte takie fundamentalne problemy, jak centralizacja czy decentralizacja, jak struktura systemów wyborczych, kontrola nad władzą polityczną czy nakłonienie obywateli, a zwłaszcza młodszej generacji, do aktywnego uczestnictwa w życiu publicznym, czy chociażby w organizacjach pozarządowych i stowarzyszeniach, do których w Polsce - mimo pozorów - wciąż należy tylko bardzo mała, w porównaniu z innymi krajami europejskimi, liczba obywateli.

Wchodząc do Unii jesteśmy zatem krajem w kiepskim stanie, by posłużyć się eufemizmem. Co gorsza, nie widać żadnych wewnętrznych źródeł energii społecznej i politycznej, która doprowadziłaby do w miarę szybkich zmian zarówno stanu instytucji, jak i stanu świadomości społecznej.

I to jest chyba najważniejsze. Autorzy kończą pracę tak oto: “Wykorzystanie szansy na włączenie się w główny nurt rozwoju cywilizacyjnego, jaką dla Polski jest niewątpliwie wejście do Unii Europejskiej, wymaga zatem zmiany dotychczasowego sposobu myślenia o podstawowych problemach Polski i sposobach ich rozwiązania, to zaś z kolei wymaga pogłębionej refleksji nad celami społecznego rozwoju i sposobami ich osiągania. Wymaga również wydłużenia horyzontu czasowego podejmowanych działań. Bowiem integracja europejska to gra o jutro, zaś to pożądane jutro jest czymś, co nie nastąpi 1 maja 2004, lecz będzie realne za kilka lub nawet kilkanaście lat, pod warunkiem, oczywiście, że dobrze się do tego przygotujemy". Oby!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2004