Polska Europą silna

W chwili, gdy decydują się losy polityki europejskiej wobec Rosji, a zatem bezpieczeństwa Unii i jej członków, Polska przystępuje do negocjacji w sprawie tarczy, która ma bronić USA przed atakiem z Bliskiego Wschodu. To symbol nie tylko zmiany w otoczeniu Polski, ale i świadectwo kryzysu w relacjach Warszawy z Waszyngtonem.

20.05.2007

Czyta się kilka minut

Szefowa dyplomacji Anna Fotyga zarzuciła niedawno w Brukseli niemieckiej prezydencji zbyt małe zaangażowanie w ochronę interesów ekonomicznych Unii i jej członków. W efekcie Polska uzależnia swą zgodę na rozpoczęcie przez Unię negocjacji z Rosją w sprawie umowy o partnerstwie już nie tylko od zniesienia embarga na żywność, ale i przyjęcia przez Unię deklaracji w sprawie bezpieczeństwa energetycznego.

Można dyskutować, czy usztywnienie stanowiska w momencie, gdy notowania Rosji są najniższe od lat, jest dobrym posunięciem. Kreml raz za razem wydłuża listę spraw, które dzielą politykę Rosji od polityki Europy. Po Tallinie i napaści na ambasador Estonii w Moskwie nawet najbardziej twardogłowi zwolennicy "strategicznego partnerstwa" Unii z Rosją nie mają mocnych argumentów. W takiej sytuacji cele Polski najlepiej osiągać pozostając w cieniu i korzystając z poparcia państw, które nie są bezpośrednio zaangażowane.

Bezsprzeczna jest jednak zasadność polskiego uporu. Taniec niemieckiej prezydencji wokół Rosji trwa już za długo. I nie przynosi nic, poza umocnieniem na Kremlu przekonania, że Unia jest słaba.

Powrót "starej Europy"

W tym samym mniej więcej czasie, kiedy szef niemieckiej dyplomacji Frank-

-Walter Steinmeier próbował w Moskwie bezskutecznie ratować przygotowania do szczytu UE-Rosja w Samarze, a także wysłuchiwał uwag o perfidnych Polakach, do stolicy Rosji udała się sekretarz stanu USA Condoleezza Rice. Celem jej wizyty była kolejna próba przekonania kremlowskich włodarzy, że plany umieszczenia tarczy w Polsce i Czechach nie są zagrożeniem dla Rosji. Zestawienie tych dwóch wizyt jest najmocniejszym dowodem na istnienie dwóch różnych czasoprzestrzeni, w których żyją Europejczycy i Amerykanie.

Podróż Rice do Moskwy była kolejną z serii wizyt amerykańskich urzędników, którzy próbują nadrobić stracony czas. Bo od kilku lat zainteresowanie Ameryki polityką na Starym Kontynencie jest mało widoczne. Dotyczy to zwłaszcza naszego regionu, najpierw podniesionego do rangi "nowej Europy", a następnie sprowadzonego do właściwych rozmiarów, gdy tylko fotel kanclerski opuścił Gerhard Schröder. Nadzieje, z jakimi przyjęto za Atlantykiem wybór Nicholasa Sarkozy'ego na prezydenta Francji, oznaczają, że "stara Europa" wraca do łask, i to w wielkim stylu. Zatem oferta Waszyngtonu dla krajów byłej "nowej Europy" nie jest szczególnie atrakcyjna. Te zaś, pamiętając lekcję Iraku, wiedzą już, że intercyzę spisuje się przed, a nie po ślubie.

Nie dziwi więc, że powrót zainteresowania Europą nie ma nic wspólnego z ideą USA jako "mocarstwa europejskiego". Celem ofensywy medialnej Waszyngtonu w Polsce i Europie jest dziś tarcza. Dla tarczy USA są gotowe przypomnieć sobie o NATO i o niezmiennej naturze rosyjskiej polityki. Polski i Ameryki nie łączy dziś żadna pozytywna inicjatywa. Wszystko obraca się wokół wojny z terroryzmem, Iraku i Afganistanu.

Nasz sojusznik: Unia

Dziś znacznie lepiej ma się świat polskiej polityki europejskiej realizowanej w Unii niż świat polityki atlantyckiej realizowanej w NATO i przez kontakty z USA. Widać to choćby po debacie publicznej. W ciągu trzech lat od przystąpienia do Unii oczekiwania polskich mediów i elit wobec Unii niebywale wzrosły. To Unia ma nas bronić przed rosyjskim imperializmem, zapewnić "europejską szansę" Ukrainie, stworzyć w Polsce infrastrukturę pod nowoczesne państwo.

Ktoś zapyta: co z tego, gdy prawdziwa siła jest przymiotem NATO i USA? W kategoriach absolutnych to wciąż prawda. Tyle że coraz mniej z tego dla Polski wynika.

Polska w Europie zabiega o rzeczy fundamentalne. O uznanie za równoprawnego aktora, o realny wpływ na ewolucję i funkcjonowanie Unii i o własne interesy ekonomiczne. Postawa ta, choć krytykowana, zaczyna przynosić rezultaty. Upór w sprawie zmiany systemu ważenia głosów w Unii nie jest już traktowany jako niepoważny. Uznano go wreszcie za normalny postulat, tak jak np. brytyjskie żądanie ograniczenia głosowań większościowych w obszarze spraw wewnętrznych i sprawiedliwości. Podobnie jest z bezpieczeństwem energetycznym, które "zmartwychwstało" po fiasku "energetycznego NATO" za sprawą pomysłu, by problem ten uczynić dodatkowym elementem zapisanej w eurokonstytucji klauzuli solidarności na wypadek ataku terrorystycznego.

Nawet jeśli propozycje Warszawy nie zyskają poparcia reszty Unii w satysfakcjonującym nas kształcie, ich forsowanie jest lekcją na przyszłość, że nie należy wstydzić się własnych interesów. Wbrew pozorom ci, którzy nisko mierzą, nie cieszą się poważaniem, choć jako mało konfliktowi wzbudzają powszechną sympatię.

Tarcza: deal handlowy

O co zabiega Polska w polityce atlantyckiej? Teoretycznie o to samo: własną pozycję, bezpieczeństwo państwa. Kalkulujemy wysłanie żołnierzy do Afganistanu lub ulokowanie amerykańskich rakiet w Polsce jako inwestycję i sposób na zyskanie przychylności USA. W praktyce jednak nasz wysiłek koncentruje się na tym, by nie wypaść na margines. Wiemy bowiem, że wysiłek ten trudno zdyskontować, gdyż jest jednorazowy i nie ma poparcia społecznego. Aby został doceniony, musi pojawić się w sprzyjającym kontekście politycznym. A o to trudno. Jesteśmy adwokatem Ukrainy w NATO, choć ta rzadko daje nam powody do satysfakcji. Forsujemy solidarność energetyczną, choć w wydaniu NATO--wskim może to oznaczać np. patrolowanie cieśnin, a nie złamanie monopolu Gazpromu. A gotowość do poważnego traktowania obaw Polski w sprawie Rosji łatwiej dostrzec na forum Rady Unii niż Rady Północnoatlantyckiej NATO.

Przebywający niedawno w Warszawie sekretarz obrony USA Robert Gates otwarcie stwierdził, że "Rosja nie zagraża Polsce ani teraz, ani w przyszłości". Co ciekawe, to jego wypowiedź posłużyła Putinowi w Monachium do zaatakowania Zachodu: na posiedzeniu jednego z komitetów Izby Reprezentantów Gates stwierdził mianowicie, że USA są zaniepokojone ewolucją Rosji. Najwyraźniej w Warszawie zaniepokojenie mu minęło. Prawdopodobnie dlatego, że uzasadniałoby polskie oczekiwania: pomoc wojskowa USA w zamian za tarczę.

Może i polskie obawy są przesadzone, jednak nie jest to postawa, jakiej nad Wisłą oczekuje się od sojusznika. Gdyby polski minister pozwolił sobie w Waszyngtonie na podobną uwagę na temat Iranu, uznano by to za brak solidarności.

Reakcja amerykańska pozwala więc założyć, że przedmiotem negocjacji na temat tarczy nie będzie żadna umowa wojskowa, ale zwykłe negocjacje handlowe, bez politycznych zobowiązań. Czy zatem jest sens je zaczynać? Czy instynkt państwowy kierujących polską polityką okaże się na tyle mocny, by oprzeć się presji sojusznika i grzecznie powiedzieć "nie"? Czy też będziemy zmierzać do nowego "Iraku" w przekonaniu, że tym razem będzie lepiej?

***

Lepiej już chyba, niestety, było. Wiara, że Polska zajmuje dziś istotne miejsce w planach Ameryki, jest naiwna. Dlatego musimy radzić sobie sami - lub przy pomocy europejskich partnerów, których działania bądź zaniechania są zarazem przyczyną naszych kłopotów.

To prawda, że Ameryka jest niezbędna dla bezpieczeństwa Europy. Jak jednak uczy historia, jej wysłannicy zjawiają się na miejscu dopiero, gdy wszystkie błędy już popełniono. Wynik sporu unijno-rosyjskiego jest stokroć ważniejszy niż wynik negocjacji w sprawie tarczy. O tym jednak nad Potomakiem nikt nie chce wiedzieć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2007