Polska ery rozumu

Zapomnijcie o wszystkim, co dotąd słyszeliście o piłkarzach – i nie tylko piłkarzach – naszej reprezentacji. Tu zaszła zmiana.

06.06.2016

Czyta się kilka minut

Robert Lewandowski na zgrupowaniu reprezentacji Polski w Arłamowie, 26 maja 2016 r.  / Fot. Łukasz Grochala / CYFRASPORT / FORUM
Robert Lewandowski na zgrupowaniu reprezentacji Polski w Arłamowie, 26 maja 2016 r. / Fot. Łukasz Grochala / CYFRASPORT / FORUM

Kiedy na zgrupowaniach przed Euro 2016 odkrywałem, ilu kadrowiczów stale współpracuje z psychologiem – także tych młodziutkich, jak 22-letni Piotr Zieliński – w pierwszym odruchu nie mogłem uwierzyć, że takiej opieki masowo potrzebują akurat oni. Oddychający na co dzień świeżym powietrzem i świeżo skoszoną trawą, poznający świat, zamożni, spełniający się zawodowo, jeszcze rozentuzjazmowani i niezagrożeni wypaleniem. Później jednak zrozumiałem, że oni nie tyle rozwiązują problemy, ile usiłują podnieść swoją wydajność do maksimum. Wynajmują raczej nie terapeutów, lecz coachów, oczywiście osobistych, żeby zgodnie z przykazaniami epoki – w której postępować moralnie oznacza przede wszystkim realizować siebie – nie zaniedbać w pędzie do sukcesu żadnego drobiazgu. Szukając granic swoich możliwości.

Twarz z billboardu

Reprezentacja Polski ma oczywiście twarz Roberta Lewandowskiego, który jest nie tyle piłkarzem Robertem Lewandowskim, ile przedsiębiorstwem Robert Lewandowski. Kiedy przyleciał na marcowe zgrupowanie, w każdej wolnej chwili w poznańskim hotelu Sheraton spotykał się z panami w krawatach: coś podpisywał, wypełniał, ustalał. To człowiek, który porusza się z osobistym ochroniarzem, który z billboardów spogląda już w metropoliach całej Europy, który zatrudnia tłum specjalistów wyciskających z jego sportowej klasy fortunę w twardej walucie i którego menedżer Cezary Kucharski stale pertraktuje z Realem Madryt czy Paris Saint-Germain, czyli najbogatszymi klubami świata – i gdyby Bayern Monachium, czyli jego obecny klub, przystał na transfer, niewykluczone, że Polak zostałby najhojniej opłacanym piłkarzem globu; że przelicytowałby nawet Messiego i Ronaldo. Takich jak on jest na świecie ledwie kilku.

Dlatego dopiero gdy wyobrazimy sobie, że Lewandowski nie istnieje, pojmiemy, jak głęboką przemianę przeszła reprezentacja Polski. Dotąd kojarzyła się jak cały nadwiślański futbol – z zacofaniem, silniejszym niż w innych dziedzinach oporem przed modernizacją, wszechogarniającym niechlujstwem. Na zgrupowaniach wybuchały skandale alkoholowe, piłkarze po meczach tzw. ekstraklasy lubili regenerować się hot-dogiem ze stacji benzynowej, a ci zapraszani do renomowanych zachodnich klubów przegrywali, bo bali się świata i nie dorastali do jego standardów. Aż nadeszło pokolenie, które dzisiaj zaczyna przejmować władzę w reprezentacyjnej szatni. I którego pojawienie zauważylibyśmy również bez eksplozji talentu Lewandowskiego. Już za młodu świadome, że poważnej kariery sportowej nie sposób zrobić „przy okazji”, polegając na spontaniczności i wrodzonych predyspozycjach. Nierzadko wychowywane przez równie świadomych rodziców, ewentualnie wspierane przez coraz bardziej kompetentnych agentów. I wreszcie ocalone przez ideę Europy bez granic – drenującej już nie tylko najlepsze mózgi, ale i ciała.

Pokolenie Erasmusa

Przedstawiciele tej ostatniej grupy tworzą piłkarski odpowiednik pokolenia Erasmusa. Przez futbolową podstawówkę i gimnazjum przeszli bowiem w kraju, ale przez liceum i uniwersytet – za granicą. Wspomniany Zieliński wyjechał do Udine jako 16-latek i jest wychowankiem tak samo naszym, jak włoskim. Bartosz Salamon poszedł do Brescii jako 15-latek. Grzegorz Krychowiak do Bordeaux – jako 16-latek. Wojciech Szczęsny do londyńskiego Arsenalu – też jako 16-latek. Żadnego nie tknęła ręka polskiego trenera seniorów, żaden nie kopnął piłki w polskiej ekstraklasie, żaden nie przejął nawyków starych ligowych wyjadaczy. I żaden nie wyhodował w sobie kompleksu niższości wobec rywali z Zachodu. Jak przywoływany program wymiany studentów miał nadać absolwentom europejską tożsamość, tak intensywne migracje futbolowe oferowały uniwersalne, nowoczesne przygotowanie do zawodu także tym zdolnym chłopcom, którzy pochodzili z krajów kalekiej kultury sportowej.

Dlatego nasi wysłannicy na Euro 2016 dbają nie tylko o głowę – równowagę psychiczną, motywację, odpowiednie hierarchizowanie celów. Badają sobie geny, żeby wiedzieć, czego organizm nie toleruje, a co przyswaja najchętniej; niektórzy sporo jedzenia zamawiają w internecie, bo w sklepach nie ma produktów niezbędnych w ich wyrafinowanej diecie. Krychowiak potrafi zdobyć się na arcyśmiałe w naszych okolicach wyznanie, że jest bezwyjątkowym abstynentem – oto, gdzie dotarliśmy od wprost obowiązkowego browara po meczu. A ponieważ w reprezentacji, polskich klubach czy PZPN (organizacji jeszcze niedawno będącej synonimem ciemnogrodu, wyszydzanej chóralnie i ponad politycznymi podziałami) również przybywa przejawów profesjonalizmu, to nawet nieuleczalnie podejrzliwy wobec naszej piłki nożnej sceptyk przeczuwa, że nadciąga cywilizacyjny przełom. A może wręcz już się dokonuje.

W głowach działaczy

Nowy szef polskiego futbolu Zbigniew Boniek odniósł bezdyskusyjny sukces wizerunkowy. Związek znienacka zaczął się kojarzyć tak pozytywnie, że wulgarny stadionowy hymn „Jeb..., jeb... PZPN” przycichł. Ba, na otwartych treningach zgrupowania w Arłamowie publika skandowała „Łączy nas piłka!” – za marketingowym sloganem promującym nowe pezetpeenowskie otwarcie, a także nazwą kanału wideo pozwalającego kibicowi zajrzeć za reprezentacyjne kulisy. Na retuszowaniu wizerunku PZPN jednak nie poprzestał, skoro opracował Narodowy Model Gry, czyli zalążek mitycznego systemu szkolenia – nie wiadomo jeszcze, jak teorię przekuje w praktykę, ale jeśli w ogóle dostrzegł problem, to znaczy, że w głowach działaczy wybuchła rewolucja.

Najważniejszą drużyną rządzi Adam Nawałka. Na razie wolno nam powiedzieć tylko tyle, że to fachowiec solidny – na wybitność trzeba w sporcie zasłużyć wybitnym wynikiem – ale już teraz wiemy, że wprowadził do reprezentacji niespotykany etos pracy. Chory na perfekcjonizm, maniacko skupiony na detalu pedant, z obsesyjną potrzebą totalnej kontroli i totalnego planowania. Między zgrupowaniami nieustająco monitoruje i wydzwania do piłkarzy, by czuli, że czuwa i obserwuje każdy ich gest; zakazuje współpracownikom jakichkolwiek kontaktów z mediami, bo nie zdołałby nadzorować każdego wypowiedzianego zdania; kiedy aranżuje obozy przygotowawcze, to ciąga piłkarzy znad morza w góry, żeby na ich umysły oddziaływały możliwie różnorodne bodźce. A przede wszystkim jako jedyny selekcjoner w XXI w. namiętnie projektuje – i ćwiczy na treningach – wykonywanie rzutów wolnych i rożnych, czyli broń przez poprzedników zaniedbywaną, w meczach reprezentacji zaś, pozbawionych czasu na żmudne cyzelowanie akcji, absolutnie niezbędną. Słowem: reprezentacja Polski wreszcie weszła w erę rozumu.

Co naturalnie nie gwarantuje jej na Euro 2016 ani sukcesu, ani nawet sukcesiku. Nie tylko my zamieniliśmy liczydła na laptopy, my zaledwie postanowiliśmy ruszyć – po latach zaniechań – w pościg za nowoczesnością i przekonać się do wynalazków, które gdzie indziej uchodzą za standard. Precz z „jakoś to będzie”, niech żyje strategia! Przyjemnie jednak lecieć na mistrzostwa z przekonaniem, że będziemy dopingować ludzi, którzy nienawidzą zdawać się na przypadek. ©



RAFAŁ STEC jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, prowadzi piłkarskiego bloga „A jednak się kręci”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2016