Polemika kreatywna Geberta

Konstanty Gebert zareagował na mój tekst "Dlaczego płynę do Gazy" w takiej formie, że mógłbym się poczuć zwolniony od potrzeby i chęci wchodzenia w spór. Kilka słów powiedzieć jednak trzeba.

26.07.2011

Czyta się kilka minut

Ma rację Konstanty Gebert, że groźbę o 10-letnim zakazie wjazdu do Izraela dla dziennikarzy, którzy przyłączą się do "Flotylii Wolności", wygłosił nie premier Netanjahu, jak napisałem, ale szef izraelskiego rządowego biura prasowego. Netanjahu następnego dnia odwołał owe - groteskowe, jak pisze Gebert - groźby. Z tej nieistotnej dla istoty rzeczy pomyłki nawet sam Gebert mnie rozgrzeszył. Problem polega na tym, że postanowił rozgrzeszać dalej, tym razem za grzechy niepopełnione i słowa niewypowiedziane.

Pisze Gebert: "Kurkiewicz zapewnia, że nie jest antysemitą. Na ogół do takich spontanicznych deklaracji podchodzę nieufnie, bo tylko składający je wie, dlaczego uznał, że musi je złożyć. Ale niech tam: nie jest". Otóż w moim tekście nigdzie nie pada takie wyznanie ani nic, co może je przypominać. Nie ma w tym tekście takiego passusu, gdyż, najprościej, mnie to nie dotyczy i nie dotyczyło. Żadnej potrzeby czy skłonności, spontanicznej czy wymuszonej, do tłumaczenia i udowodnienia tego, że nie jestem antysemitą czy wielbłądem, nie musiałem kiedykolwiek odczuwać. Dopisując mi takie wyznanie, Gebert liczy na to, że jakiś brud się przyczepi, że Kurkiewicz najwyraźniej ma powody, aby się tłumaczyć, iż nie jest antysemitą. Otóż: nie tłumaczy się, nie jest, nie ma takiego tekstu.

Niestety, w krytycznej dyskusji o polityce państwa Izrael panuje pewna, niemal bezwyjątkowa zasada, o której pisał (tym razem bez ironii) Tony Judt, amerykański historyk o żydowskich korzeniach: "Zarzut, że krytyka Izraela jest zaowalowanym antysemityzmem - jest postrzegany w Izraelu i Stanach Zjednoczonych jako karta atutowa Izraela. Jeśli w ostatnich latach grano nią częściej i bardziej agresywnie, to dlatego że jest jedyna, jaka jeszcze pozostała".

***

Co najmniej jeszcze jedna kwestia wymaga wyjaśnienia. Gebert czyni mi zarzut niewiarygodności w mojej relacji o podejrzeniach, iż wobec irlandzkiej łodzi "Saoirse", którą mieliśmy płynąć do Gazy z "Flotyllą Wolności II", dokonano sabotażu. Pisze: "Władze portowe (patrz "Hürriyet" z 1 lipca) uznały, że uszkodzenia powstały, zanim statek wpłynął do portu, gdzie dokował od kilku tygodni (co zmniejsza prawdopodobieństwo i hipotezy sabotażu, i jego ewentualnych tragicznych skutków), oraz że być może w ogóle nie były efektem sabotażu, lecz mechanicznych defektów wysłużonego sprzętu. Szyper »Saoirse« zna te ustalenia i je odrzuca; mnie jako laikowi trudno się w kwestiach technicznych wypowiadać. Nietrudno jednak wyciągnąć wnioski co do wiarygodności dziennikarza, który pomija tak kluczowe informacje".

Wspomniany tekst anglojęzycznej strony tureckiego dziennika powołuje się na opinię anonimowego tureckiego dyplomaty, który twierdzi, nie wiadomo na jakiej podstawie, że ze wstępnych ustaleń inspekcji (jakiej???) wynika, iż uszkodzenie statku może nie być wynikiem sabotażu. Jest tam mowa o władzach, ale nie - jak twierdzi Gebert - portowych, tylko o bliżej niezidentyfikowanych "władzach, które badały zarzuty sabotażu".

Uszkodzenie wału napędowego statku można obejrzeć na stronie internetowej www.irishshiptogaza.org; wcześniej, zanim łódź nie została wyciągnięta na ląd, nikt nie formułował jeszcze tezy o sabotażu, choć identycznej awarii uległ w Grecji wał napędowy "Juliano", kolejnego statku "Flotylli". Tak więc w powoływaniu się na opinie anonimowego dyplomaty w sprawie ustaleń niezakończonego śledztwa niech się ogrzewa wiarygodność dziennikarska Geberta. Shane Dillon, szyper naszego jachtu, oraz Pat Fitgerald, nasz inżynier pokładowy z ponad 20-letnim stażem na morzu, nie mieli wątpliwości, że uszkodzenie jest efektem profesjonalnych działań dokonanych przez człowieka. Organizatorzy i wiele środowisk politycznych w Irlandii wystąpiło z apelem o przeprowadzenie niezależnego dochodzenia. Materia dzisiejszych relacji między Turcją a Izraelem nie daje takich gwarancji. Gwarancje pochodzące z anonimowej wypowiedzi wystarczają Gebertowi do budowania własnej wiarygodności i podważania mojej.

***

Mimo wszystko tekst Geberta mnie cieszy. Osoba od lat kształtująca w Polsce narrację na temat polityki Izraela i kwestii palestyńskiej, autor książki "Wojny Izraela", stara się sprawiać wrażenie bezstronnego opisywacza. Zapamiętajmy to niezaangażowane stanowisko: pełna blokada Gazy jest w świetle prawa międzynarodowego legalna, legalne jest zatrzymywanie statków nawet na pełnym morzu - tu, żeby wesprzeć własny pogląd, Gebert przywołuje przecieki z niepublikowanego raportu ONZ w sprawie ubiegłorocznej masakry na tureckim statku "Mavi Marmara", gdzie Izraelczycy zastrzelili dziewięć osób.

No cóż, w miejsce nieznanego tekstu z niepublikowanego raportu można przywołać nieanonimową i opublikowaną wypowiedź Navi Pillay, Wysokiej Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka, która 30 czerwca 2011 r. powiedziała dziennikarzom w Genewie: "Jestem zawsze zdania, żeblokada Gazy jest nielegalna i musi zostać zniesiona, ponieważ skutkuje dysproporcjonalnym użyciem siły przeciwko ludności cywilnej". Może warto zauważyć też głos Richarda Folka (z 26 czerwca 2011 r.), który od maja 2008 r. pełni funkcję Specjalnego Sprawozdawcy ONZ ds. okupowanych terytoriów palestyńskich; tak mówił on o sytuacji w zakresie praw człowieka w Gazie: "Mamy do czynienia z celowym działaniem i polityką zbiorowego karania, nie do obrony pod względem prawnym i moralnie nagannej. Ma ona na celu odmówienie Palestyńczykom człowieczeństwa i życia w godności. Blokada Gazy musi zostać zniesiona całkowicie i natychmiastowo".

Mój tekst nie był reportażem z Gazy, ponieważ nie pozwolono nam tam dopłynąć; nie był nawet opowieścią o dramacie Gazy czy innych terytoriów okupowanych przez Izrael. Był osobistą próbą opowiedzenia o intencjach i powodach wzięcia udziału w próbie rejsu do Gazy z "Flotyllą Wolności II".

Takie polskie reakcje, jak ta Geberta, utwierdzają mnie w opinii, że było warto. I że, być może, w nieodległej przyszłości większa grupa Polaków i Polek będzie chciała zaprotestować przeciw polityce "legalnej" przemocy i blokady ze strony państwa Izrael. Płynąc, stojąc, siedząc, pisząc, pytając. Bez nadziei na rozgrzeszenie od Konstantego Geberta.

ROMAN KURKIEWICZ (ur. 1962 r.) jest dziennikarzem. Pracował m.in. w "Gazecie Wyborczej" (od 1989 r.), a następnie w TVP, "Newsweeku" i "Przekroju", gdzie obecnie publikuje felietony. W Collegium Civitas prowadzi warsztaty dziennikarskie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2011