„Polak” jest w pierwszej dziesiątce najczęściej używanych przekleństw w Norwegii

Spora część publikacji medialnych o Polakach w Norwegii to kronika kryminalna i artykuły, które klasyfikują nas jako tanią siłę roboczą. Podczas pandemii media wskazały nas jako winnych roznoszenia koronawirusa po całej Norwegii. Mówi się o nas. Ale my rzadko zabieramy głos.
z Norwegii

20.05.2023

Czyta się kilka minut

„W Norwegii nie znajdziesz placu budowy, na którym nie ma Polaków”. Oslo, 2017 r. / KYRRE LIEN / BLOOMBERG / GETTY IMAGES
„W Norwegii nie znajdziesz placu budowy, na którym nie ma Polaków”. Oslo, 2017 r. / KYRRE LIEN / BLOOMBERG / GETTY IMAGES

Upchnęliśmy narty w garażu, sezon na biegówki właśnie się w Oslo ­zakończył. Zaczyna się wiosna. Ruszamy do prac ogrodowych, sąsiad też. Słyszę, jak opowiada mojemu mężowi przez dzielący nasze domy murek: – Tyle miałem roboty, żeby ten dom doprowadzić do porządku. Poprzedni właściciel przyżydził, grzyba na ścianie zamalował i powkręcał polakowskie ­żarówki.

Myślałam, że się przesłyszałam. Taki sympatyczny starszy pan, a tu antysemicki komentarz i jeszcze „polakowskie żarówki”. Nie polskie, a polakowskie – taki norweski neologizm. Słyszałam już w Norwegii o polskich (i polakowskich) zawodach, czytaj: cieśla, murarz, hydraulik. („Martin znalazł sobie na wakacje polakowską pracę” – rzuca chłopak w tramwaju, a jego kumple wybuchają śmiechem). Słyszałam też o „polskich godzinach pracy”, czyli długich dniówkach. Norwescy pracownicy opuszczają plac budowy po 7 godzinach i 45 minutach (z wliczoną przerwą na lunch), polscy zostają. Tylko niektórym zostanie wypłacony dodatek za nadgodziny według obowiązujących stawek.

Ale te „polakowskie” żarówki? Że co? Tanie? Byle jakie?

Samo słowo Polak, po norwesku „­polakk”, jest w pierwszej dziesiątce najczęściej używanych przekleństw w norweskich szkołach średnich. Listę, w tym kraju słynącym z równouprawnienia i tolerancji, otwierają „dziwka” i „homo”. Polak pojawia się niżej, w towarzystwie „Żyda”, „ciapatego” i „czarnucha”. Obok plasuje się „ziemniak”, poniżające określenie na Norwegów o jasnej karnacji, używane głównie w szkołach, gdzie większość uczniów ma ciemną skórę. Taka „ziemniaczana” zemsta za inne inwektywy, pijąca do bladości i rolniczego rodowodu miejscowych.

Mniejszość największa

Polacy są narodem emigrantów – i to nie od wczoraj. Rozsiana po świecie Polonia to 20 mln ludzi. Chicago to drugie po Warszawie największe polskie miasto, w Wielkiej Brytanii mieszka nas milion, w Niemczech dwa miliony. Jesteśmy największą mniejszością narodową na Islandii, a także w Norwegii, gdzie mieszkam od niemal 20 lat.

Polacy przybywali tutaj w kilku okresach historycznych. Najpierw podczas II wojny światowej: Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich wzięła udział w bitwie o Narvik, a wielu Polaków przywieziono tu na roboty przymusowe, np. ojca muzyka Jana Garbarka. W latach 80. XX w. do Norwegii uciekło wielu działaczy Solidarności. Obecna, trzecia i największa fala migracji zaczęła się wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. Już w 2008 r. było nas w Norwegii więcej niż dominujących przedtem Szwedów i Pakistańczyków. Dziś na drugim miejscu plasują się Litwini. Polaków jest ponad 100 tys., Litwinów ponad 45 tysięcy.

Migracja nigdy nie jest łatwa. Wybieramy ją z różnych powodów. Szukając nowego początku. Uciekając przed czymś. Chcąc lepiej zarabiać. By spłacić długi, tak jak autor reportażu „No(r)way” Piotr Mikołajczyk czy jak bohater polsko-norweskiego filmu „Norwegian Dream”, który miał niedawno premierę w Polsce na festiwalu OFF Camera. Albo z miłości, jak niżej podpisana. A nieraz, by miłość mogła dalej kwitnąć – by nie bać się chodzić z partnerem czy partnerką tej samej płci za rękę ulicą.

Model biznesowy

Napisałam książkę „Nie jestem twoim Polakiem”, której polskie tłumaczenie właśnie się ukazało, bo po wielu latach życia w Norwegii wzbierał we mnie gniew. Gniew, który jest siłą kreatywną i który w końcu kazał mi się do tego zabrać. Granice pozamykała pandemia i dała mi czas, by pewne rzeczy przemyśleć.

Bo tak, byłam wkurzona na sąsiadów, którzy żądali usunięcia mojego nazwiska ze skrzynki pocztowej, „aby ceny nieruchomości w całej kamienicy nie spadły” (czy to racjonalność, czy inne słowo na „r”?). Wkurzona na rozczarowanie, jakie okazują często rozmówcy, gdy odpowiadam na pytanie: „Skąd tak naprawdę jesteś?”. Wkurzona na etykietkę, którą przykleja mi się na czoło. „A, z Polski...”. Czyli: wiem już o tobie wszystko.

Gniew rodzą też komentarze o polskości i dowcipy o Polakach, które za każdym razem powielają znany schemat. Proszę mi wierzyć, mam poczucie humoru. Nie w tym rzecz.

Ale gniew nie dotyczył tylko mnie. Dotyczył też warunków pracy i życia rzeszy polskich pracowników. Wielu pracodawców buduje „model biznesowy” na niedopłacaniu pracownikom. A ci, jeśli nie znają języka ani swoich praw i nie należą do związków zawodowych, są łatwym celem. W ekstremalnych przypadkach dopiero w razie choroby czy wypadku zauważają, że pracodawca nie płacił za nich składek, że nie istnieją w systemie.

Często jest też tak, że to pracodawca załatwia pracownikom dom na wynajem, ciągnąc z tego dodatkowe zyski. Jak ten, który mam w sąsiedztwie. Jest przeznaczony do rozbiórki, ale wynajem kwitnie. Dwanaście polskich nazwisk na skrzynce dziś zastąpił tuzin litewskich.

„To tylko Polak”

Kiedy książka „Nie jestem twoim Polakiem” ukazała się pół roku temu w Norwegii, tutejsza Rada Kultury Narodowej zdecydowała się kupić ją do wszystkich bibliotek. A biblioteki z wielu zakątków kraju zaczęły zapraszać mnie na spotkania z czytelnikami.

Parę tygodni temu, w drodze pociągiem z Oslo do biblioteki w Mjøndalen, przejeżdżałam przez Gulskogen. To tu w listopadzie 2008 r. spłonął dom, w którym mieszkało 22 pracowników z Polski. Siedmiu zginęło na miejscu. Kolejny miał ciężkie poparzenia na całym ciele i twarzy. Aby go ratować, po wyciągnięciu go z budynku koledzy obłożyli go śniegiem. Gdy po trzech tygodniach wybudził się ze śpiączki, wrócił do Polski. Tam czekał go rozwód i puste konto. Minęło 15 lat, a nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej, choć według prawa to firma wynajmująca dom ponosi odpowiedzialność za bezpieczeństwo przeciwpożarowe.

Prokurator przyznał po latach, że gdyby w pożarze zginęli Norwegowie, dochodzenie obrałoby zupełnie inny bieg. Reportaż na ten temat, nakręcony przez norweską telewizję w 2015 r., nosił tytuł „To tylko Polak”.

„Polacy roznoszą wirusa”

Gniew gniewem, ale książkę napisałam z przynajmniej trzech racjonalnych powodów. Po pierwsze: choć jesteśmy największą mniejszością w Norwegii, naszych głosów nie ­słychać w debacie publicznej ani w polityce. Po drugie: napisałam ją, aby opowiedzieć Norwegom, jak może czuć się tutaj Polka. Po trzecie: aby opowiedzieć historie Polaków w Norwegii, pokazać tworzone przez nich ciekawe projekty i powiedzieć trochę o polskiej kulturze, która jest tu mało znana.

Spora część publikacji medialnych o Polakach w Norwegii to kronika kryminalna i artykuły, które klasyfikują nas jako tanią siłę roboczą. Podczas pandemii media wskazały nas jako winnych roznoszenia koronawirusa po całej Norwegii. „Inwazja” – to tytuł z gazety „Nordlys” o licznych samolotach z Polski w szczycie pandemii. Jedna z charytatywnych organizacji ostrzegała wtedy, że taka stygmatyzacja ma potworne skutki w życiu codziennym. Że polscy rodzice proszą dzieci, by nie mówiły po polsku w szkole, by uniknąć mobbingu.

W popularnym norweskim serialu „Wstyd” (doczekał się nawet amerykańskiej wersji) Polacy sprzedają piwo nieletnim. W serialu „Walka o przetrwanie” Polacy to rzezimieszki, mieszkają w nędznych warunkach i stanowią podklasę na usługach bogatych Norwegów.

A więc: tak, mówi się o nas. Ale my rzadko zabieramy głos.

Odcienie bieli

Głosu nie zabraliśmy też podczas debaty o dyskryminacji mniejszości, którą rozpoczęły protesty ruchu Black ­Lives Matter w Norwegii. W mediach tradycyjnych i społecznościowych ruszyła wtedy lawina osobistych opowieści o ­codziennej dyskryminacji. Ale znów nie było wśród nich historii największej mniejszości. A przecież te historie o trudnościach z wynajęciem mieszkania (zawsze proś mówiącego bez akcentu partnera, by dzwonił do wynajmującego) lub z dostaniem pracy w zawodzie (jeśli twoje nazwisko nie brzmi skandynawsko, szanse, że dostaniesz się na rozmowę o taką pracę, gwałtownie spadają), te historie z obraźliwymi komentarzami dotyczącymi miejsca, skąd jesteś, słyszane przez dzieci w szkole i na podwórku... Wszystko to brzmiało znajomo.

Musiałam zapytać przyjaciół o ciemniejszej karnacji, czy mogę czuć się zaproszona pod sztandary Black Lives Matter. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Wielu z nich dostrzega, że biel ma wiele odcieni. Że my, Polacy, w Norwegii okazujemy się niedostatecznie biali.

Niemal połowa

Dlatego chciałam opowiedzieć moją historię – i wiele tych zasłyszanych od Polaków w Norwegii. Powiedzieć norweskiej publiczności, jak może się czuć w ich kraju osoba z Europy Środkowo-Wschodniej (po norwesku: Europy Wschodniej). Bo skąd Norwegowie mają to wiedzieć, skoro sami nie doświadczyli dyskryminacji z powodu swojego miejsca pochodzenia? Mogło im się to tutaj przydarzyć tylko, jeśli są Saamami, ludnością rdzenną. Lub jeśli przyjechali z północy Norwegii na południe kilka dekad temu (przyjaciel z norweskiej północy powtórzył mi słowa znajomego o pakistańskich korzeniach: „Stary, w latach 70. to my, Pakistańczycy, zdjęliśmy z was jarzmo »tych obcych«”).

Gdy jeżdżą po świecie, Norwegom raczej nie przydarza się, aby ktoś patrzył na nich z góry. Mogło się tak dziać sto lat temu, gdy Norwegowie masowo wyjeżdżali za chlebem do Stanów i Kanady. Ale to doświadczenie dawno wypchnięto ze zbiorowej pamięci.

Według badań z 2022 r. aż 57 proc. Somalijczyków czuło się w Norwegii dyskryminowanych w ostatnich 12 miesiącach. Podobnie odpowiedziało 43 proc. Polaków, a zatem nieco mniej, ale nadal niemal połowa.

Origami z dyplomu

47 proc. Polek w Norwegii ma wyższe wykształcenie (średnia wśród Norweżek to 45 proc.), a mimo to Polki pracują tu najczęściej jako sprzątaczki. Badania z 2010 r. pokazują, że w Oslo prawie 60 proc. z nich wykonywało ten zawód, przy czym przed emigracją tylko jeden procent z nich tak zarabiał na życie. Wyobrażam sobie ten długi rząd polskich kobiet, które siedzą przy nieskończenie długim stole i składają origami z dyplomów wydanych w ojczyźnie.

Mężczyźni najczęściej pracują w budownictwie, podczas gdy tylko połowa z nich pracowała w tej branży przed wyjazdem z Polski. Niemal czterech na dziesięciu Polaków zatrudnionych tu w branży budowlanej jest przekonanych, że zarabia mniej niż ich norwescy koledzy. To najnowsze dane – i tak bardziej optymistyczne niż wcześniejsze.

W czasie wolnym

– W tym kraju nie znajdziesz placu budowy, na którym nie ma Polaków. Bez nas ten kraj by się zatrzymał – mówił mi jeden z rozmówców. A co robią ci budowniczowie Norwegii w czasie wolnym? (Ktoś opowiadał mi o znajomym geju z Polski, który, pracując w Norwegii na budowie, skrywał swoje zainteresowania artystyczne i wymyślał historie o randce z dziewczyną w weekend na potrzeby small talku podczas drugiego śniadania; znów przypomina się „Norwegian Dream”).

Tu dochodzimy do mojego trzeciego powodu: pragnienia pokazania, że Polska to więcej niż to, o czym się tutaj słyszy. I pragnienie pokazania Polaków w Norwegii jako ludzi, którzy robią mnóstwo ciekawych rzeczy, choć sporą część z nich – w czasie wolnym.

W Norwegii jest mnóstwo polskich wspinaczy, aktywistów, tancerzy, artystów, architektów, lekarzy, filozofów, socjologów, filmowców. Wielu poznałam podczas pisania książki. Wielu z nich nawiązało ze mną kontakt, by pogadać, kiedy książka już się ukazała. Nadal chodzimy na kawę. I spiskujemy – jak na pierwszego maja, gdy wysłaliśmy do mediów list otwarty, by zaprotestować przeciw zamknięciu przez inspekcję pracy możliwości zgłaszania po polsku niewłaściwych zachowań pracodawcy. Inspekcja zlikwidowała polski formularz na swojej stronie internetowej, bo, jak tłumaczyła, generował zbyt wiele zgłoszeń. Nawet w „najlepszym kraju świata” istnieje paragraf 22.

„Żadnego nie znaleźliśmy”

Napisałam moją książkę po norwesku, z myślą o norweskim czytelniku. Nie było mi łatwo pisać w języku, którego nauczyłam się, słuchając norweskiego radia i z podręcznika z biblioteki miejskiej (1 maja 2004 r., w dniu wejścia Polski do Unii, Norwegia przestała oferować bezpłatne kursy języka dla ludzi z krajów unijnych – byłoby za dużo zgłoszeń). W krótkich zdaniach starałam się wyrazić złożoność mojego tożsamościowego i językowego zawieszenia i oddać temperament osób, z którymi prowadziłam wywiady.

Czekam na więcej polskiej literatury migracyjnej. Na więcej nowych głosów spośród tych 20 milionów ludzi, którzy funkcjonują między różnymi rzeczywistościami, językami i tożsamościami. Z Wysp Brytyjskich, z Niemiec, z Holandii, ze Stanów.

W Norwegii powstała kilka lat temu niesamowita książka „Third Culture Kids”: zbiór portretów i wywiadów pokazujący różnorodność młodego pokolenia Norwegów. Nie ma wśród nich żadnej osoby o polskich korzeniach. W 2022 r. książka „Wystarczająco norweski?” zebrała 52 eseje Norwegów o wszelakim pochodzeniu etnicznym, którzy opowiadali, jak się identyfikują i czy czują, że muszą swoją norweskość udowadniać. Wśród tych 52 głosów znowu nie było żadnego polskiego. Zapytałam redaktora tej antologii, czemu nie ma w niej żadnego Polaka. „Żadnego nie znaleźliśmy” – odparł.

PS. Norweska dziennikarka zapytała mnie, czy moim postulatem jest, by Norwegowie przestali używać słowa „polakk”? Byłabym zadowolona, gdyby na początek przestali mówić „mój Polak” o kimś, kto maluje im płot.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Rozmówki polsko-norweskie