Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zasmucił mnie i rozczarował artykuł Zbigniewa Nosowskiego „Dwa radykalizmy Jezusa” o osobach rozwiedzionych. Redaktor „Więzi” wszystko systematycznie i poprawnie wyjaśnia, stawia tezy na podstawie nauczania Jezusa i Kościoła. Mnie jednak rozczarowuje i dziwi, że p. Nosowski wśród osób rozwiedzionych nie rozróżnia agresorów, którzy zawinili, i ofiar agresji (fizycznej, psychicznej, materialnej). Autor pisze o wieloletniej pokucie dla osób rozwiedzionych będących w nowych związkach. Zabrakło mi podkreślenia, że pokutę powinien odbyć ten, kto czynił zło, a nie ten, kto tego zła był ofiarą. Mam nadzieję, że p. Nosowski to przeoczył. Pokutę ofiary swoich ślubnych współmałżonków już odbyły przez życie z nimi. Czy nakładanie ciężarów nie do udźwignięcia jest tym, o co chodziło Jezusowi? Autor pisze o radykalizmach Jezusa, jeśli chodzi o nierozerwalność małżeństwa czy pożądliwe patrzenie na kobietę. Małżeństwo katolickie jest wielkim darem dla osób szanujących się i kochających, lecz jeśli tego braknie lub jeśli jedna osoba pragnie nad drugą panować, robiąc z jej życia i życia dzieci piekło, to czy należy dalej z nią żyć? Czy Bóg nie jest naszym miłosiernym Ojcem? Czy chce dla osoby żyjącej w złym małżeństwie cierpienia i poniżenia?
Uważam, że dla Kościoła osoba rozwiedziona to ktoś kilka kategorii niżej, ktoś niewygodny. Kościół stoi na straży nierozerwalności małżeństw katolickich, a jednak przygotowanie do małżeństwa, które błogosławi, pozostawia wiele do życzenia. Kto prowadzi kursy przedmałżeńskie? Czy są to profesjonalnie przygotowani trenerzy personalni? Jaki jest czas trwania kursu dla narzeczonych i czy nie chodzi tylko o dopełnienie formalności? Potem mówi się: „co Bóg złączył...” lub „przecież ślubowałaś...”.
Zastanawiam się także, czy Kościół otacza opieką osoby rozwiedzione. Ile jest miejsc, w których mogłyby się spotkać i porozmawiać z księdzem, psychologiem, z podobnymi do siebie?
Zauważyłam też, że w swoich kazaniach księża dużo mówią o niesieniu swojego krzyża, życiu według nauki Jezusa, o przykładzie, jaki dają nam święci, a ostatnio nawet o in vitro. Nigdy nie słyszałam kazania o złu, które dzieje się w rodzinach chrześcijańskich. Przecież złem jest przepuszczanie pieniędzy i wpędzanie tym samym dzieci w biedę, złem jest przemoc w rodzinie, gwałt małżeński (często po alkoholu), nie mówi się o dzieciach z FAS (płodowym zespołem alkoholowym) i ich perspektywach, o trwaniu w wygodnym bezrobociu i pijaństwie i wreszcie o szacunku wobec osób, z którymi na co dzień się żyje.
Autorka jest szczęśliwą żoną i matką z Krakowa
Czytaj także: Tekst Zbigniewa Nosowskiego "Dwa radykalizmy Jeusa"
Odpowiedź autora:
Podnosi Pani kilka wątków, które w moim krótkim tekście rzeczywiście pominąłem. Był to bowiem artykuł nie o osobach rozwiedzionych, lecz o tym, czy Kościół instytucjonalny jest w stanie w swoim stosunku do nich – na wzór Jezusa – połączyć radykalizm wymagań z radykalizmem miłosierdzia. Rozwiązanie widzę w odrodzeniu trzeciego, zapomnianego w dzisiejszym Kościele, radykalizmu – pokuty.
Skupiłem się zatem na rozważaniu sytuacji najtrudniejszej z punktu widzenia i kościelnej doktryny, i pragmatyki sakramentalnej: osób, które ponoszą (współ)winę za rozpad swojego sakramentalnego małżeństwa. Jeśli bowiem w ich przypadku możliwa okazałaby się droga radykalnej pokuty prowadząca do sakramentalnego pojednania – to tym bardziej byłoby to możliwe w pozostałych sytuacjach, których w tym tekście ani nie rozróżniałem, ani nie analizowałem.
Słusznie podkreśla Pani specyfikę sytuacji osób skrzywdzonych (porzuconych bez własnej winy czy poddawanych przemocy w małżeństwie). Werbalnie jest ona dostrzegana w kościelnych dokumentach. Po ewentualnym zawarciu nowego związku cywilnego osoby takie są jednak w kościelnej praktyce zrównywane ze swymi współmałżonkami, którzy ich zdradzali, bili czy porzucili. O konieczności „właściwego rozeznawania sytuacji” w takich przypadkach mówił niedawno papież Franciszek. Wierzę, że Synod biskupów zaowocuje nową wrażliwością Kościoła w tej dziedzinie i że uda się w jakiejś formie dokonać, o czym pisałem w „TP”, „instytucjonalizacji miłosierdzia”. Bardzo dziękuję za Pani list.
ZBIGNIEW NOSOWSKI