Pod kluczem

Czy można sobie wyobrazić olbrzymią instytucję ponadnarodową, której dożywotniego szefa wybierają wyznaczeni przez poprzednika elektorzy, ci zaś zostają na czas wyborów odizolowani od świata na tak długo, aż - po kilku dniach, a ongiś nawet miesiącach - któryś uzyska wymaganą większość głosów?.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Wyobraźnia tu zbyteczna, jako że tak właśnie na konklawe, czyli pod kluczem, wybierany jest przez kardynałów papież. Liczba głosów otrzymywanych przez kandydatów objęta jest ścisłą tajemnicą, a opinia publiczna ma prawo dowiadywać się jedynie o fiasku kolejnej tury głosowania i to przy pomocy niemego znaku w postaci czarnego dymu z komina. Dokonanie wyboru zwiastuje dym biały.

Mało budująca geneza

Odcięcie od telefonów, radia, telewizji i prasy służyć ma dokonaniu tak ważnego wyboru bez zewnętrznych nacisków oraz medialnego zgiełku i sugestii. Rozbudowany przez wieki i korygowany przez wielu papieży regulamin elekcji, łącznie z utajnianiem jej przebiegu i zamykaniem głosujących, nie jest oczywiście stawiany przez Kościół jako wzór wybierania np. głowy państwa przez jakikolwiek parlament. Wynika on z doświadczeń długiej historii Kościoła, a także z przywiązania do tworzonych pod presją tych doświadczeń procedur, odpowiadających bardziej czy - z czasem - mniej potrzebom czasu.

Ścisła klauzura dla wybierających papieża kardynałów nie zaczęła się wraz z przyznaniem im w XI w. tego prawa. Początek ich wyborczego internowania to rok 1216 (Viterbo, wybór Honoriusza III), a jego pierwotnym celem nie była ochrona wolności działania elektorów, lecz obrona przed ich opieszałością, szkodliwą dla Kościoła czekającego na nowego papieża. Ów toporny sposób przynaglania kardynałów zastosował w ostrzejszej formie w 1241 r. rządzący Rzymem senator Matteo Orsini, który zamknął ich w walącym się pałacu, w prymitywnych warunkach. Drakoński pomysł na przyspieszenie decyzji wyborców oryginalny nie był - stosowały go już niektóre zakony i miasta północnej Italii. Uczestnicy tego konklawe potrafili jednak wytrzymać dwa miesiące w okropnych warunkach, wskutek których jeden z nich zmarł. Poruszeni tą śmiercią kardynałowie wybrali wreszcie papieża, Celestyna IV, i odzyskali wolność. Po 17 dniach umarł i elekt, a na nowego przyszło czekać półtora roku. Święte Kolegium było bowiem podzielone na zwolenników i przeciwników niemieckich Hohenstaufów.

Uprawnienie prawie tysiącletnie

Papieżom, którzy w XI w. z ogromnym trudem wydzierali z rąk cesarzy i rzymskich rodów prawo obsadzania Stolicy Apostolskiej, przyznając je tylko kardynałom, wydawało się, że zapewnili przez to Kościołowi wolny, służący jego dobru i sprawny wybór Piotrowych następców.

Ogłoszony przez Mikołaja II na synodzie laterańskim w 1059 r. dekret zastrzegł prawo wyboru papieża dla wąskiej elity miejscowego duchowieństwa, zwanej od VI w. kardynałami. Było to 7 biskupów podrzymskich diecezji (wyręczali czasem papieża w sprawowaniu liturgii) oraz 25 kardynałów-prezbiterów, kierujących ważniejszymi kościołami Wiecznego Miasta. Kardynałowie-diakoni (było ich siedmiu, doglądali ubogich dzielnic i sądownictwa Rzymu) uzyskali to prawo w 1179 r. Decydujący głos w elekcji papieża przyznano kardynałom-biskupom. Było to nawiązanie do wczesnośredniowiecznej tradycji, według której najważniejszy głos w wybieraniu metropolity (był nim i papież) przysługiwał podległym mu biskupom jego metropolii.

W starożytności biskupa (rzymskiego również) wybierał miejscowy kler i lud, w myśl uznawanej do V w. zasady: ten, kto wszystkim przewodzi, przez wszystkich winien być wybierany. Ale elekt potrzebował też aprobaty sąsiednich biskupów, którzy zanim udzielili mu święceń, sprawdzali jego kwalifikacje. Udział wiernych w doborze pasterzy wyrażał partnerski model starochrześcijańskiej gminy, ale też jak każdy system demokratyczny sprzyjał niszczącym podziałom i sporom. Biskupi z metropolitą godzili zwaśnionych lub proponowali im paru kandydatów do wyboru, i tak już w III w. przejmowali inicjatywę wyborczą. Źle wykorzystane uprawnienia łatwo i chętnie padają łupem innych. Im zaś odbiorą je silniejsi, gdy zacznie to mieć dla nich znaczenie.

Marzenia o jednomyślności

Stało się tak, gdy po konstantyńskim przełomie urząd biskupa zyskał rangę państwową i polityczne znaczenie. Cesarz Gracjan w 378 r. godząc się na wolny wybór biskupa Rzymu zastrzegł sobie jednak zatwierdzenie elekta. Cesarz Honoriusz, nie chcąc być rozjemcą nierzadko podzielonych wyborców (bo i po cóż miał sobie fundować opozycję?), zarządził w 420 r.: gdy wybór będzie rozdwojony, żaden z dwu elektów nie obejmie urzędu, lecz wybory należy od razu powtórzyć. Po to teoretycznie mądre rozwiązanie sięgnął synod rzymski w 499 r., chcąc w ten sposób zakończyć rozdwojoną elekcję papieską Symmacha i Wawrzyńca. Objęcie Stolicy Apostolskiej miało następować dopiero po uzyskaniu jednomyślności, jakże sprzyjającej przekonaniu o inspiracji Boskiej! To pierwsze kościelne postanowienie dotyczące procedury wyborczej papieża łatwiej było wydać niż spełnić. Symmach utrzymał się dzięki poparciu króla Gotów Teodoryka.

Frankońscy władcy, miejscowa arystokracja, cesarze niemieccy - zależnie od tego, kto kiedy decydował w Rzymie - nie czekali zwykle biernie na wybór nowego papieża, sugerując kandydata, narzucając go, zatwierdzając, żądając uprzedniego złożenia przysięgi wierności cesarzowi itp. Wszystko to przy formalnym obowiązywaniu pierwotnej zasady wybierania biskupa przez lud i kler jego miasta.

Obalenie tej niesprawnej zasady w 1059 r. przez oddanie obsadzania Stolicy Apostolskiej w ręce kardynałów rozpoczęło nowy, kościelnie bardziej samorządny etap dziejów tej elekcji. Mankamenty jej poprzedniej wersji miały znikać przez pozbawienie świeckich praw wyborczych, przyznanych jedynie wąskiemu gronu zaufanych duchownych, współpracowników zmarłego papieża. Ich decyzję miała potwierdzać aklamacja kleru i ludu, co oznaczało nie więcej niż uznanie prawa do oklaskiwania. Cesarzowi przyznano równie mało - cześć i szacunek. Nowy system wyborczy przyjmował się jednak z oporami, ujawniając stopniowo i słabe strony. Odbieranie drugim praw nie gwarantuje bowiem dobrego ich stosowania.

Wybrany w 1061 r. następca Mikołaja II, Aleksander II musiał przez kilka lat walczyć z antypapieżem Honoriuszem II, mianowanym przez dwór cesarski. Kolejny papież, główny inspirator paru poprzedników, Grzegorz VII, został wybrany w 1073 r. przez aklamację zgromadzonego w kościele ludu oraz kardynałów. Taki wynik elekcji dla ludzi średniowiecza, łącznie z wybrańcem, był wyrazistym znakiem natchnienia przez Boga. Łatwiej wtedy było walczyć z cesarskim nominatem Klemensem III. Z nim i jego następcami wojowali, także militarnie, kolejni kanoniczni papieże. Ich kardynalskie elekcje bywały jednak burzliwe, a osiąganie jednomyślności - trudne.

W 1130 r. mniejsza część kardynałów wybrała w pośpiechu, w kilka godzin po śmierci poprzednika, Innocentego II, po czym oburzona większość dokonała wyboru Anakleta II. Po ośmioletnich zmaganiach konkurentów, szukających uznania i poparcia u królów i episkopatów, zwyciężył Innocenty. Następna podwójna elekcja miała miejsce w 1159 r. Większość kardynałów wybrała Aleksandra III, procesarska mniejszość - Wiktora IV (ten miał kilku następców, schizma papieska trwała 18 lat).

Dwie trzecie jako remedium

Aleksander, wybitny prawnik, na zwołanym w 1179 r. soborze laterańskim wprowadził zasadę kwalifikowanej większości, która miała na przyszłość ratować Kościół przed bolesnymi skutkami wymarzonej, a tak trudno osiągalnej jednomyślności: “Chociaż nasi poprzednicy wydali wyraźne rozporządzenia w celu uniknięcia niezgody przy wyborze najwyższego pontyfika, to jednak przez upór i zuchwałą ambicję Kościół często cierpiał później niebezpieczne podziały. Aby uchronić się przed tym złem, również my, za radą naszych braci i zgodą świętego soboru postanowiliśmy, że do powyższych ustaleń należy dodać klauzulę uzupełniającą. Wydajemy zatem postanowienie, że jeżeli kardynałowie nie będą mogli osiągnąć pełnej jednomyślności co do ustanowienia papieża, ponieważ nieprzyjaciel człowieka nie przestaje wysiewać chwastu niezgody, i gdy dwie części osiągną zgodę, a trzecia część nie będzie chciała tego zaaprobować albo ośmieli się sama wybrać kogoś innego, wówczas za pontyfika rzymskiego niech będzie uważany ten, który został wybrany i zaakceptowany przez dwie części".

Mniejszość obstająca przy własnym elekcie podlega wraz z nim ekskomunice. Wedle praw kościelnych decyduje bowiem głos większości, a w razie wątpliwości “może je rozstrzygnąć władza wyższa. W Kościele rzymskim zachodzi sytuacja szczególna, to znaczy nie ma tu możliwości wniesienia odwołania do władzy wyższej".

Piętro niżej, przy wybieraniu biskupa, zgodnie z postanowieniami reformy gregoriańskiej, przez kapituły katedralne, możliwość taka istniała, stając się z czasem początkiem końca tych ważnych prerogatyw. Gdy gremium kanoników nie potrafiło się zgodzić na wspólnego kandydata, mniejszość odwoływała się chętnie do Rzymu i gdy uznano ją tam za tzw. zdrowszą część kapituły (pars sanior), uzyskiwała zatwierdzenie własnego elekta. Interwencje takie ułatwiały papieżom przejęcie kompetencji kapituł na przełomie XIII i XIV w. Wybory biskupa przez kanoników zastąpione zostały jego nominacją przez papieża, i tak pozostało do dziś. Kardynałów z prawa wybierania biskupa Rzymu nie miał kto wywłaszczyć.

Pozbawieni dachu i jedzenia

Konieczność uzyskania wysokiego poparcia kardynałów przez elekta miała czynić wybór papieża bardziej reprezentatywnym, a będących w wyraźnej mniejszości oponentów tym łatwiej skłonić do poddania się woli większości, jako że kardynalskiej mniejszości odmówiono bycia “zdrowszą częścią". Wyznaczając owe dwie trzecie, z racji do dziś oczywistych, ale i pod presją bieżących doświadczeń, nie wiedziano jeszcze, jak długa, a nieraz i upokarzająca droga prowadzić będzie do osiągnięcia takiej większości.

Urbana III w 1185, Innocentego III w 1198 i Honoriusza III w 1216 r. wybrano wprawdzie szybko i jednomyślnie, ale osiągnięcie niezbędnych dwóch trzecich głosów w małym (10 kardynałów) gronie elektorów następcy Grzegorza IX w 1241 r. okazało się tak trudne, że wspomniany już senator Matteo Orsini zastosował wobec ociągających się z decyzją dostojników kościelnych dotkliwy środek perswazyjny, jakim było konklawe w postaci aresztu. Do sprawnego wyboru Innocentego IV w Neapolu, gdzie zmarł jego poprzednik, przyczynił się w 1254 r. tamtejszy burmistrz zamykając bramy miasta, z którego kardynałowie mogli wyjechać dopiero po dokonaniu elekcji. Następna, odbyta w 1261 r. w Viterbo (zgodnie z zasadą uznaną za Innocentego IV: tam Rzym, gdzie papież), zajęła im trzy miesiące, kolejna (Perugia, 1265) - cztery.

Gdy w 1268 r. zmarł w Viterbo Klemens IV, podziały polityczne wśród 17 zebranych w tym mieście kardynałów (zwolennicy Karola Andegaweńskiego lub Hohenstaufów, rywalizujących o panowanie nad środkową Italią) były tak silne, że nie mogli oni stworzyć niezbędnej większości 12 głosów i wybierali papieża przez 33 miesiące. Za radą generała zakonu franciszkanów, świętego Bonawentury, podzielającego narastające oburzenie społeczeństwa wobec niezdolnych do porozumienia dostojników, władze miejskie zamknęły pałac papieski, w którym ci obradowali. Gdy to nie pomogło, zamurowano drzwi i okna, a potem zerwano dach, co też nie poskutkowało; kardynałowie postawili sobie w swym zamknięciu namioty. Dopiero kiedy zaczęto im dostarczać jedynie chleb i wodę, wyznaczyli spośród siebie sześciu kardynałów, by ci wybrali papieża.

Kościół zatwierdza rygory

Elekt Grzegorz X (nie był uczestnikiem konklawe), chcąc na przyszłość oszczędzić Kościołowi tak długiego wakansu na Stolicy Piotrowej, ogłosił na II soborze lyońskim w 1274 r. ścisłe a ostre reguły wyboru papieża. Po wskazaniu szkód, jakie wywołuje przedłużający się wakat i ostatnich “groźnych wydarzeń tego okresu" Grzegorz X “za zgodą soboru" uzupełnił postanowienia Aleksandra III: kardynałowie zbiorą się w mieście, w którym papież umarł, czekając na przybycie pozostałych tylko 10 dni. W pałacu, gdzie papież mieszkał, “wszyscy niech zamieszkają razem w jednej i tej samej komnacie, niepodzielonej żadnymi ścianami ani kotarami, która - z pozostawieniem dostępu do pomieszczenia ustronnego - zamknięta będzie ze wszystkich stron, by nikt nie mógł do niej wejść, ani z niej wyjść". Żywność będzie podawana przez okno. Kardynał (każdy mógł mieć jednego sługę) kontaktujący się z kimś z zewnątrz (rozmowa, posłaniec, listy) zostanie ekskomunikowany. Jeśli kardynałowie przez trzy dni “nie dadzą Kościołowi pasterza", przez następne pięć dni dostaną na obiad i kolację tylko po jednym daniu, później zaś - tylko “chleb, wino i wodę, tak długo, aż dokonają wyboru".

Zwlekający z pilnym dla Kościoła rozstrzygnięciem jego najwyżsi hierarchowie mieli więc być do tego przynagleni srogą klauzurą oraz postem już nie wskutek oddolnej, samowolnej decyzji, a kanonicznie, dzięki uznaniu tak surowych środków nacisku przez papieża i sobór. By zaś dodatkowo zniechęcić święte kolegium do odkładania elekcji, postanowiono, że w czasie wakansu na Stolicy Piotrowej kardynałowie stracą wszystkie dochody. A ponieważ “mało znaczy ustanawianie praw, jeżeli nie ma kto dbać o ich przestrzeganie, postanawiamy, że pan albo inni urzędnicy i zarządcy miasta, w którym przeprowadzany będzie wybór biskupa Rzymu (...) dopilnują, aby zachowane były w całości" (za zaniedbanie czeka ekskomunika) powyższe przepisy, przy czym nie mogą oni “ograniczać kardynałów bardziej niż to zostało zalecone". Zaiste, bardziej nie było trzeba!

Mimo apeli, mimo nadzoru

Nie wierząc tedy, że kardynałowie sami dopilnują surowego regulaminu konklawe, upoważniono władze cywilne do wyborczej inkarceracji i nadzorowania dostojników. Do samych zaś konklawistów sobór apelował, by wybierali zastępcę Chrystusa kierując się nie “prywatnymi interesami", ale w poczuciu odpowiedzialności, “wolni od paktów, umów i zobowiązań". Nawet gdyby je zawarli czy podjęli pod przysięgą, sobór je unieważnia. Nie hańbą, a chwałą będzie niedotrzymanie takich układów. Dramatyczne napomnienie nie mogło wynikać jedynie z wydumanych zagrożeń. Mimo sprzeciwu obecnych na soborze kardynałów, twarda ordynacja wyborcza została uchwalona.

Zgodnie z jej wymaganiami, pilnowani przez króla Sycylii Karola Andegaweńskiego jako senatora Rzymu kardynałowie - wyczerpani upałem i głodzeni w zamknięciu - wybrali w 1276 r. Hadriana V. Ten, nim zmarł po miesiącu, zdążył zawiesić dekret Grzegorza X o konklawe, ze względu na zawarte w nim przepisy “nie do przyjęcia". Mieszkańcy Viterbo nie respektowali jednak tego cofnięcia prawa ingerencji zewnętrznej i w 1277 r. użyli przemocy wobec kardynałów wybierających w tym mieście papieża (Mikołaja III) przez 6 miesięcy. Tamże, również po półrocznych tarciach na konklawe w 1281 r., konsul miasta zmusił uczestników do podjęcia decyzji.

Na przełomie 1287/88 wakat papieski trwał 11 miesięcy, a konklawe ciągnęło się tak długo, że gdy 6 kardynałów zmarło wskutek upałów, a większość pozostałych zachorowała, obrady zawieszono na parę miesięcy. Po śmierci wybranego wówczas Mikołaja IV wakans trwał 27 miesięcy, aż w 1294 r. kardynałowie (od tego roku mają prawo noszenia purpury) zgodzili się wreszcie na wybór 85-letniego pustelnika. Przyjął imię Celestyn V i przywrócił dekret Grzegorza X. Mimo to na wybranego w 1305 r. Klemensa V Kościół czekał 11 miesięcy, a na Jana XXII w 1316 r. - 2 lata (z powodu francusko-włoskich animozji wśród konklawistów).

Mimo ciągłego naprawiania i wprowadzania drakońskich procedur mechanizm wybierania papieża zacinał się łatwo, nawet przez upór paru osób. Papież nie chcąc pogłębiać frakcyjnych podziałów w świętym kolegium uzgadniał bowiem z kardynałami nowe nominacje. Ci zaś nie zabiegali o nie, gdyż znaczyli tym więcej, im było ich mniej. W miarę zaś wzrostu władzy papieskiej w scentralizowanym Kościele stawali się jego książętami. Rosły kardynalskie wpływy, uposażenie, splendory, mecenat. Ta mała grupka dostojników, często wyobcowana z duszpasterskich realiów, nierzadko podzielona tragicznie na partie polityczne (zwłaszcza, gdy purpurę zawdzięczali monarszym zabiegom), udając się na konklawe nie zawsze potrafiła dostrzec podstawowe potrzeby Kościoła.

Schizma Zachodnia, która przez 40 lat rozdzierała zachodnie chrześcijaństwo między dwóch papieży (a trudno było ustalić, który jest prawdziwy) i ich następców, zaczęła się nie od podwójnego wyboru przez dwie partie i nie od narzucenia antypapieża przez cesarza, jak bywało, lecz od tego, że kardynałowie, którzy w 1378 r. wybrali Urbana VI (ostatni w dziejach elekt spoza kolegium kardynalskiego), oburzeni jego despotycznym postępowaniem zdecydowali się w tymże roku na wybór Klemensa VII, tłumacząc, że Urbana wybierali pod presją demonstrującego tłumu. Przezwyciężenia schizmy dokonał sobór w Konstancji ogłaszając papieżem w 1417 r. Marcina V. Oprócz kardynałów w konklawe uczestniczyli - głosując jawnie i bez odosobnienia - przedstawiciele grup narodowościowych (nacje), w jakich sobór obradował (łącznie 56 elektorów). Sobór w Bazylei w 1436 r. zalecił pełną izolację konklawe, a kardynałowie mieli pamiętać, że “nigdzie nie mogą bardziej zasłużyć na łaskę lub gniew Chrystusa, niż podczas wyboru jego wikariusza".

Wyborcze ordynacje i weto

Sposób wybierania papieża długo regulowały jedynie zwyczaje. W 1562 r. zatwierdził je Pius IV. Przewidziano cztery procedury: głosowanie aż do uzyskania kanonicznej większości; aklamacja (per inspirationem - z natchnienia); tzw. kompromis (nazbyt podzieleni kardynałowie wybierają spośród siebie 1-7 elektorów, a ci dokonują bezpośredniego wyboru); akces (zmiana zdania już w trakcie obliczania głosów; tak wybrano np. Marcina V, gdy do większości dwu trzecich zabrakło mu jednego głosu).

W 1621 r. Grzegorz XV uporządkował procedurę wyborczą: głosowanie tajne i na piśmie, kartkowe (stosowane najczęściej już od 1406 r.). Oddanie głosu na siebie (stary zakaz) czyni elekcję nieważną, podobnie jak symonia, obwarowana takąż sankcją już od 1504 r. (Juliusz II). Zasady te i pozostałe szczegóły regulaminu, modyfikowane dopiero w XX w., miały zapewnić odporność na instrumentalizację, strzec konklawe przed oszustwami, frakcyjnymi intrygami oraz ingerencją dworów europejskich. Ale tej nie dało się skutecznie przekreślić papieskim zakazem.

Aż do początku XX w. papieże i uczestnicy konklawe tolerowali z różnych względów przywłaszczone sobie przez władców katolickich prawo ekskluzywy, czyli wykluczenia z wyborów na papieża niepożądanego kandydata. Uzurpację ową zaczęli praktykować w XVI w. cesarz Karol V i król hiszpański Filip II (ośmieliły ich wielkie uprawnienia w mianowaniu biskupów w Ameryce), a po nich także monarchowie Francji i Austrii. Od XVIII w. weto takie zakładał podczas konklawe upoważniony przez panującego kardynał. W 1903 r. w imieniu cesarza Franciszka Józefa zgłosił je przeciw kardynałowi Rampolli, gdy do wyboru brakowało mu już niewielu głosów, biskup krakowski Jan Puzyna. Wybrany wtedy Pius X w 1904 r. zakazał weta pod karą ekskomuniki, co obowiązuje do dziś.

Protestując przeciwko niektórym papabiles władcy nie rezygnowali też czasem z popierania upatrzonego kandydata. Elekci, którym te ostatnie praktyki pomogły, niekoniecznie musieli być gorszymi niż ci, którym weto w wybraniu ich przeszkodziło. Wytrwały kontynuator trydenckiej reformy Grzegorz XIII swój wybór w 1572 r. zawdzięczał w dużej mierze protekcji Filipa II, a dwór hiszpański wpływał na wyniki paru następnych konklawe. Rywalizujące stronnictwa kończyły nieraz burzliwe dyskusje wysoce zgodnym głosowaniem na nieoczekiwanego kandydata kompromisowego (np. Paweł V w 1605, Innocenty XII w 1721, Benedykt XIII w 1724, Benedykt XIV w 1740 r., po półrocznym konklawe).

Klemensa XII wybrano jednomyślnie w 1730 r. po konklawe, które przez cztery miesiące zdążyło rozważyć kandydatury prawie co drugiego uczestnika. W 1769 r. cesarz Józef II osobiście złamał klauzurę konklawe, by przekonać kardynałów do wyboru papieża, który nie będzie chronił jezuitów. Wybrany jednogłośnie Klemens XIV skasował zakon w 1773 r., ulegając antyjezuickiej kampanii bourbońsko-habsburskiej.

Regulaminy nadążą za historią?

Piusa VII w 1800 r. wybrano w Wenecji, pod opieką Austrii, bowiem więziony przez Francuzów Pius VI dostosował swą instrukcję do dramatyzmu sytuacji politycznej: papieża należy wybrać tam, gdzie zbierze się największa grupa kardynałów. Obawy przed niebezpiecznymi zawirowaniami politycznymi skłoniły Grzegorza XVI (1831--46) do czterokrotnego regulowania wyborów swego następcy.

Następca ów, czyli Pius IX, czynił to także kilka razy, katastroficznie postrzegając przyszłość po upadku Państwa Kościelnego. Obawiając się ingerencji rządu włoskiego pozwalał kardynałom nawet na rozwiązanie konklawe i zwołanie go w bezpieczniejszym miejscu. Strach ustał, gdy podczas wybierania Leona XIII w 1878 r. okazało się, że władze republiki nie zamierzają w tym przeszkadzać. Pius X zaostrzył wymogi tajemnicy konklawe (postne przynaglanie elektorów przestało już być celem tej klauzury), a jego dokumentację polecił zachowywać (ale jako ściśle tajną).

Pius XII w 1945 r. zarządził, że elekt ma uzyskać dwie trzecie głosów plus jeden. Jan XXIII przywrócił znów dwie trzecie oraz złagodził kary za niedochowanie tajemnicy konklawe (nowy papież może z niej zwolnić). Powiększył też święte kolegium, przekraczając limit 70 kardynałów wyznaczony jeszcze przez Sykstusa V w 1586 r., i zdecydował, że każdy z nich będzie biskupem.

Najgłębszej w dziejach ingerencji w najważniejsze uprawnienie papieskich elektorów dokonał w 1970 r. Paweł VI. Zastosował mianowicie zasadę obowiązkowego przechodzenia biskupów na emeryturę także do kardynałów: w wieku 75 lat rezygnują z urzędów kurialnych, a ukończywszy 80 lat tracą prawo wybierania papieża (wybranym może ciągle zostać każdy katolik, choć od 627 lat jest nim zawsze kardynał).

Wydając ordynację dla najbliższego konklawe Paweł VI przypomniał za poprzednikami, że wybór biskupa Rzymu należy tylko do kardynałów, ci zaś nie mogą sami zmieniać trybu elekcji. Uprawnionych do niej ma być nie więcej niż stu dwudziestu. Gdyby trzy dni obrad, mimo przewidzianych w tym czasie siedmiu głosowań, nie dały rezultatu, należy je przerwać na jeden dzień poświęcony swobodnym rozmowom kardynałów, a więc - to była nowość - konsultacjom wyborczym. Gdyby i druga taka sama seria głosowań wraz z pauzą nie dały nikomu dwóch trzecich głosów plus jeden, po trzeciej turze wolno wybrać papieża zwykłą większością głosów (plus jeden) lub wybierać między dwoma kandydatami, którzy otrzymali najwięcej głosów. Ów powrót do wymagania jednego głosu ponad przewidzianą większość miał na celu przekreślenie podejrzeń, że ktoś uzyskał ową większość łamiąc zakaz oddawania głosu na siebie.

Przetrzymywanie limitowane

W konstytucji apostolskiej Jana Pawła II poświęconej wybieraniu następcy (1996) znalazły się jak zwykle zarówno potwierdzenia, jak i poprawki ustaleń poprzedników. Nadal więc kardynałów przed osiemdziesiątką ma być do stu dwudziestu (z czasem papież sam przekroczył ten limit), konklawe odbywa się w Kaplicy Sykstyńskiej (bo to sprzyja świadomości Sądu Boskiego, który każdego czeka), a wszystko, co dotyczy wyboru, pozostaje “najściślejszą tajemnicą".

Zniesiona została natomiast możliwość wyboru papieża przez niby-natchnienie, czyli aklamację, uznaną za “już nieadekwatną do wyrażenia myśli kolegium wyborczego", dużego i zróżnicowanego. Wykreślony też został wybór przez tzw. kompromis, jako “trudny do zrealizowania" i powodujący “pewne zwolnienie z odpowiedzialności elektorów". Jedyną formą wyboru pozostało głosowanie, z racji prostoty i przejrzystości, a zwłaszcza “skutecznego i konstruktywnego uczestnictwa" kardynałów w wyborze papieża. Stosownie do rozwoju technik komunikacyjnych wydłużyła się też lista zakazanych konklawistom sposobów kontaktu ze światem zewnętrznym. Eksperci od elektronicznego podsłuchu wątpią jednak, czy to pomoże...

Przyjęciu z respektem powszechnie stosowanej metody wybierania przez głosowanie jako jedynej towarzyszyło poniechanie dwu przebrzmiałych sposobów elekcji, ale z pozostawieniem archaicznego trzymania kardynałów pod kluczem. Tu jednak nastąpiła zmiana logistyczna na historyczną miarę. Jeszcze podczas wybierania Jana Pawła I w 1978 r. kardynałowie mieszkali w Pałacu Apostolskim w warunkach, do jakich nie przywykli (w kabinach z polowymi łóżkami i umywalkami, ze wspólną dla dziesięciu osób toaletą), obradując przy zamkniętych i zaciemnionych gwoli tajemnicy oknach, dusząc się w sierpniowym upale. Obecnie zamieszkają w zbudowanym na polecenie Jana Pawła II Domu św. Marty (koło sali audiencyjnej), w przyzwoitych warunkach hotelowych.

Jan Paweł II powtórzył zakaz zgłaszania weta i starą groźbę ekskomuniki za posłużenie się przekupstwem. Zachowano przepis o maksimum trzech turach (12 dni, łącznie 30 głosowań) wyborów. W ich przebiegu przetrwało jednak sporo zadawnionej przezorności. Każdy kardynał podchodzi do urny trzymając kartkę wyborczą wysoko, by była widoczna, kładzie ją na tacy i z niej zsuwa do otworu urny. Trzech wylosowanych kardynałów liczy oddane głosy, a trzech innych kontroluje ich pracę. Każda wyjęta z urny kartka pokazywana jest przez skrutatora wszystkim obecnym, a po odczytaniu nazwiska elekta przebijana jest igłą i nawlekana na sznurek...

Nader drobiazgowy charakter tych wyborczych procedur może robić wrażenie braku zaufania do starannie przecież dobranego przez papieża grona elektorów jego następcy. Niesłusznie. Kierowane do nich admonicje, ostrzeżenia i instrukcje, a zwłaszcza samo branie kardynałów pod klucz to przede wszystkim dziedzictwo przeszłości, z jej postrzeganiem zewnętrznych i wewnętrznych zagrożeń dla wyboru papieża, z historycznym również rozeznaniem i doborem środków zaradczych.

Na ile owym niebezpieczeństwom zdołało przeciwdziałać urządzane prawie od tysiąca lat konklawe? Czy przyspieszone pod koniec XX wieku korekty jego procedur są adekwatne do celów, jakim ma dziś służyć? Czy rozbudowany, strzeżony tylu ostrożnościami i tak bardzo utajniony tryb wybierania głowy Kościoła jest wynikiem zasiedziałości czy przydatności? Przetrwa jeszcze kilka pontyfikatów czy może zniknie, podobnie jak stało się to niedawno z niektórymi sposobami elekcji (aklamacja, kompromis)? Dylemat związany z ryzykiem przeciągania się konklawe na skutek wymogu kwalifikowanej większości dwóch trzecich głosów udało się przecież po wiekach rozwiązać bez uciekania się do gnębienia dostojników kościelnych brakiem jedzenia czy powietrza...

---ramka 349602|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005