Po co ta afera?

13.07.2003

Czyta się kilka minut

Ociągałam się z zabraniem głosu w tej obrzydliwej dyskusji, ale w końcu muszę dorzucić swoje, może mało ważne „trzy grosze”, bo widzę, że temat nie wygasa. Byłam studentką polonistyki tajnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przyjmował mnie na studia prof. Mieczysław Małecki, wspaniały uczony i przeuroczy człowiek. Skrupulatnie sprawdzał moje „referencje”. Wiedzieliśmy, że pracuje w Ostinstitut. Ale przecież każdy z nas, uczestników różnych akcji podziemnych, gdzieś w jakiś sposób „pracował dla Niemców”. Nawet kobiety przywożące ze wsi słoninę i kiełbasę (na własnym ciele, najczęściej pod sporą ilością halek i spódnic), często płaciły „bahnschutzom” (strażnikom kolejowym) haracz w naturze. Poza tym, kwitło łapówkarstwo.

O ile się orientuję, tajny UJ funkcjonował w kontakcie i pod zdalnym patronatem Rządu Polskiego w Londynie. Wkrótce po tzw. wyzwoleniu zaczęła się kampania oszczerstw, skierowana głównie przeciw profesorowi Małeckiemu. Nam, polonistom i slawistom, szczególnie bliskiemu. Pewnego dnia (był to chyba maj 1945 r.) po wykładach, w największej sali na pierwszym piętrze budynku przy ul. Gołębiej 20 zapełnionej do ostatniego miejsca, koledzy - przewodził akcji pełen temperamentu Zbigniew Gołąb (aresztowany w jakiś czas potem przez UB, w związku ze swoją dalszą działalnością; potem wyemigrował i został profesorem Uniwersytetu w Chicago) - zorganizowali coś w rodzaju wiecu protestacyjnego w obronie uwielbianego przez nas kierownika tajnych studiów - prof. Małeckiego. Postanowiono zwrócić się do władz i całego społeczeństwa za pośrednictwem prasy z odpowiednią informacją i protestem przeciw oszczerczym praktykom. Wybrano komitet redakcyjny w składzie: Zbigniew Gołąb, Wilhelm Mach i niżej podpisana (jedyna jeszcze żyjąca). Napisaliśmy oświadczenie w tej bolesnej dla wszystkich sprawie i podpisaliśmy je jako upoważnieni przez „zgromadzenie ogólne studentów filologii polskiej”. Z tym pismem wybraliśmy się do redaktora naczelnego „Dziennika Polskiego”, którym był znany i zasłużony w okresie okupacji polonista, Stanisław Witold Balicki (bywał jako gość na ściśle tajnych pokazach podziemnego Teatru Rapsodycznego, do którego należałam wraz z Karolem Wojtyłą). Red. Balicki przyjął nas uprzejmie, wyraził uznanie, że studenci podjęli tak szlachetną i słuszną inicjatywę, a nasze pismo zatrzymał z zapewnieniem opublikowania. Na tym się skończyło. Nasz protest ani wówczas, ani nigdy potem nie ujrzał światła dziennego. Może w archiwach „Dz. P.” znalazłby się jakiś ślad?

Wtedy jeszcze dziwiliśmy się, potem już przez wiele lat nie, ale żeby teraz, po blisko 60 latach i w wolnej III Rzeczypospolitej taka afera (z udziałem naukowców?) była możliwa? Jak mawiał wielki aktor Jerzy Leszczyński - czas umierać.
 

Materiały na ten temat znajdują się też na naszej stronie internetowej: www.tygodnik.com.pl/tematy/kolaboranci

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2003