Płaca bez pracy

Widmo krąży nad Europą, widmo gwarantowanego przez państwo dochodu dla każdego. Jeszcze żaden kraj nie odważył się wprowadzić tego pomysłu. Pierwsi mogą być Szwajcarzy – jeśli poprą go w referendum.

19.03.2016

Czyta się kilka minut

Członkowie inicjatywy na rzecz tzw. dochodu gwarantowanego prowadzą kampanię referendalną przed szwajcarskim parlamentem. Berno, 27 stycznia 2016 r. / Fot. Ruben Sprich / REUTERS / FORUM
Członkowie inicjatywy na rzecz tzw. dochodu gwarantowanego prowadzą kampanię referendalną przed szwajcarskim parlamentem. Berno, 27 stycznia 2016 r. / Fot. Ruben Sprich / REUTERS / FORUM

Wyobraźmy sobie, że bez względu na to, co robimy, na nasze konto co miesiąc, do końca życia, wpływa określona kwota. Dzięki niej nie musimy się martwić o podstawowy byt – odtąd możemy pracować mniej, spędzać czas z rodziną, podróżować, może założyć własną firmę, może napisać książkę... Zbyt piękne, by mogło być prawdziwe? Niekoniecznie.

Pierwsza była Alaska: tzw. bezwarunkowy dochód gwarantowany – bo właśnie o nim mowa – wypłacany jest tam każdemu obywatelowi od 1982 r. W tym największym z amerykańskich stanów, ale słabo zaludnionym (zaledwie 700 tys. ludzi przypada na 1,7 mln km kw.), istnieje fundusz, z którego stali mieszkańcy otrzymują „na zachętę” dywidendę – czasem mniej, czasem więcej, zależnie od zysków funduszu.

W innych miejscach świata na razie podejmowane są tylko próby. Pilotażowy program przeprowadziła Namibia, a w Europie – Holandia. Debata nad dochodem gwarantowanym toczy się od kilku lat m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Finlandii i Słowenii – i już nie tylko w kręgach lewicowych idealistów.

Szukając nowego modelu

Utopijny – zdaniem wielu – pomysł był dyskutowany na tegorocznym Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. „Tort stale się powiększa i nie ma gwarancji, że wszyscy zostaną nim obdzieleni, jeśli pozostawimy rynek samemu sobie – mówił Christopher Pissarides, brytyjski profesor, laureat ekonomicznej Nagrody Nobla. – Trzeba na nowo zdefiniować system redystrybucji dochodu tak, aby nie pomijał on tych, których rynek zostawił z tyłu. Uniwersalny dochód minimalny jest jedną z opcji”.

Sam pomysł nie jest całkiem nowy. Już w XVIII w. francuski działacz społeczny Jean Antoine Nicolas Caritat markiz de Condorcet rozważał ideę tzw. podstawowej dotacji. Później pomysł lansowali XIX-wieczni socjaliści Charles Fourier i John Stuart Mill. W bliższych nam czasach Milton Friedman – amerykański ekonomista, laureat Nobla – proponował negatywną stawkę podatkową dla tych, których zarobki są poniżej przyjętego w danym kraju progu dochodowego podlegającego opodatkowaniu. Podobny pomysł testował w latach 70. XX wieku prezydent USA Richard Nixon.

Pierwotnie dochód gwarantowany miał być remedium na nierówności społeczne i ubóstwo. Na przykład program pilotażowy, w latach 2008-09 przeprowadzony w wiosce Otjivero w Namibii, doprowadził do znaczącego obniżenia odsetka osób żyjących w nędzy i zmniejszenia bezrobocia z 60 proc. do 45 proc. Afrykański eksperyment pokazał też, że ludzie otrzymujący stały zasiłek od państwa są bardziej skłonni do aktywności społecznej i zawodowej, chętniej zakładają własne biznesy i posyłają dzieci do szkół. Znacząco zmniejszyły się też problemy z przestępczością.

Choć niektórym kojarzy się z socjalizmem, idea jest już – coraz częściej także przez piewców wolnego rynku – nazywana „czwartą rewolucją przemysłową” i postrzegana jako przyszłość nowoczesnego państwa opiekuńczego.

– Dzisiaj w Europie dyskutuje się na temat poszukiwania nowego modelu zabezpieczeń społecznych – mówi „Tygodnikowi” Giovanni Ferro-Luzzi, profesor Wydziału Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Genewie. – Demografia jest nieubłagana, co sprawia, że mamy coraz więcej ludzi niezdolnych do pracy, a także tych, którzy muszą się nimi opiekować. Z drugiej strony jest problem wypalenia zawodowego i konieczność znalezienia równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. Nic dziwnego, że pojawiają się nowe pomysły na funkcjonowanie społeczeństwa.

„Zerwać z dyktatem wzrostu!”

Niektórym krajom dyskusja już nie wystarcza i zaczynają przechodzić do czynów.

Być może dochód gwarantowany wkrótce wprowadzi Finlandia. W każdym razie taki zapis znalazł się w umowie koalicyjnej, którą w 2015 r. podpisały trzy partie – konserwatywna, liberalna i prawicowo-populistyczna – tworzące rząd w Helsinkach. Finlandia zmaga się z recesją, spadkiem eksportu i starzeniem się społeczeństwa. „Sytuacja kraju jest na tyle poważna, że musimy zdobyć się na odwagę przetestowania nowych rozwiązań” – mówił premier Juha Sipilä. Ale czy projekt zostanie zrealizowany i w jakiej postaci, nie wiadomo. Dyskusje trwają.

Propozycja bezwarunkowego dochodu gwarantowanego padła też w bogatej Szwajcarii – i to już w konkretnej formie. Proponowane świadczenie miałoby wynosić tutaj aż 2,5 tys. franków miesięcznie [równowartość ok. 10 tys. zł – red.] dla każdej osoby dorosłej, a jedną czwartą tej kwoty dla dziecka.

Pomysłodawcy twierdzą, że takie rozwiązanie wkrótce będzie niezbędne, biorąc pod uwagę m.in. postępującą automatyzację pracy. – Wzrost gospodarczy przestaje nadążać za ludzką produktywnością i świat łapie zadyszkę. Szacunki mówią, że za 27 lat do wyprodukowania takiego PKB, jaki mamy dziś, wystarczy tylko połowa zatrudnionych obecnie pracowników. Gdzie znajdziemy miejsca pracy dla pozostałych? – pyta w rozmowie z „Tygodnikiem” Daniel Straub, wiceprzewodniczący Społecznej Inicjatywy na rzecz Bezwarunkowego Dochodu Podstawowego.

To właśnie jej udało się przekonać do swoich racji ponad 100 tys. Szwajcarów – i w ten sposób doprowadzić do ogólnokrajowego referendum (gdy zbierze się taką liczbę podpisów pod jakimś projektem, władze Szwajcarii muszą przeprowadzić referendum). Odbędzie się ono na początku czerwca tego roku.

Straub proponuje, aby zerwać z „dyktatem wzrostu” i zastanowić się nad innym modelem ekonomicznym. – Moim celem jest stworzenie całkiem nowej definicji pracy. Ludzie każdego dnia wykonują szereg zajęć, tj. pracę domową, opiekę nad starszymi, chorymi, pracę społeczną, pracę twórczą. Tego nie widać w PKB, ale to nie znaczy, że ta praca nie zasługuje na wynagrodzenie – przekonuje Straub.

Kryzys wiary w rozwój

Na to, że ludzie powinni zacząć pracować mniej, zwracają uwagę nie tylko psychologowie badający problem wypalenia zawodowego. Kryzys finansowy, który zaczął się w 2008 r., a którego skutki Europa i Ameryka odczuwają do dziś, podkopał wiarę w niekończący się rozwój, wzrost gospodarczy i sens pracy nakierowanej wyłącznie na pomnażanie dobrobytu.

Brytyjski ekonomista Richard Layard postuluje nawet, że dochody powinny zostać opodatkowane na tyle wysoko, aby przyduszeni daninami ludzie zaczęli mniej czasu spędzać za biurkiem, a więcej przeznaczać na życie prywatne, relacje rodzinne, pracę społeczną.

Takie podejście jest też bliskie inicjatorom szwajcarskiego referendum. Są wśród nich działacze społeczni, artyści, przedstawiciele wolnych zawodów.

– Nie sprzeciwiam się wolnorynkowej gospodarce, przyjmuję wszystkie jej dobrodziejstwa – tłumaczy Daniel Straub. – Ale uważam też, że potrzebujemy systemu, który funkcjonowałby równolegle do rynku i dawał ludziom możliwość wyboru sposobu życia.

Nie wszyscy jednak podzielają takie podejście. – Wyobraźmy sobie, że para zdrowych i zdolnych do pracy dorosłych ludzi z czwórką dzieci otrzymywałaby miesięcznie 7,5 tys. franków [ok. 30 tys. zł – red.], bez kiwnięcia palcem. To przecież kompletna głupota! – mówi „Tygodnikowi” Lukas Rühli, ekspert szwajcarskiego think tanku Avenir Suisse. – Państwo opiekuńcze ma za zadanie dbać o tych, którzy nie mogą zadbać sami o siebie, a wszystkich pozostałych ma zachęcać do pracy.

Rühli uważa, że wprowadzenie dochodu gwarantowanego miałoby katastrofalne skutki dla gospodarki i społeczeństwa. – Nie potrzebujemy tego ani teraz, ani za 20 lat – przekonuje analityk. – Dzisiaj coraz częściej słyszymy, że pieniądze leżą tu na ulicy i wystarczy tylko dobrze je rozdzielić. To bardzo szkodliwe myślenie. Szwajcarski dobrobyt nie jest nam dany, lecz jest wynikiem pracy ludzi.

Skąd na to pieniądze?

Zarzutem numer jeden przeciwników dochodu gwarantowanego jest właśnie argument, że pieniądze, które przychodzą bez wysiłku, zniechęcają do pracy.

Daniel Straub polemizuje: – Ogromna część społeczeństwa na pewno pozostanie przy dotychczasowym zajęciu, bo będzie chciała zarabiać więcej niż gwarantowane minimum – przekonuje. – Ale niektórzy, zyskując podstawowe bezpieczeństwo finansowe, spróbują czegoś kompletnie innego. I nawet jeśli 3 proc. społeczeństwa, bo tak pokazują sondaże, będzie siedzieć na kanapie i grać sobie w gry komputerowe, to uważam, że warto koncentrować się na tych 97 proc., którzy dzięki dochodowi gwarantowanemu będą mogli wykonywać swoją pracę z potrzeby i z pasji, a nie z konieczności.

Zarzut numer dwa: wypłacając dochód gwarantowany, państwo nie będzie koncentrować się na potrzebujących, bo świadczenie będzie otrzymywał zarówno milioner, jak też np. bezrobotny ojciec pięcioosobowej rodziny.

– Nie wiem, komu miałoby to służyć – krytykuje pomysł w rozmowie z „Tygodnikiem” Rudolf Minsch, główny ekonomista Economiesuisse, organizacji zrzeszającej szwajcarskich przedsiębiorców. – Osobom, które są zdolne do pracy, mielibyśmy dawać za dużo, a z kolei tym, którzy z różnych powodów wymagają wsparcia od państwa, za mało. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to najmniejszego sensu, dlatego mocno sprzeciwiamy się tej propozycji.

Wreszcie kwestia najważniejsza: skąd wziąć na to pieniądze?

Licząca 8 mln mieszkańców Szwajcaria musiałaby przeznaczyć rocznie na wypłatę dochodu gwarantowanego ponad 200 mld franków [ok. 800 mld zł – red.], czyli równowartość jednej trzeciej swojego PKB. Pomysłodawcy inicjatywy sugerują, że koszty częściowo pokryłyby środki przeniesione z dotychczas wypłacanych świadczeń, m.in. zasiłków na dzieci. Nie kryją jednak, że niezbędne byłyby podwyżki podatków. Z kolei Economiesuisse szacuje, że aby sfinansować podstawowy dochód dla każdego, podatek VAT w Szwajcarii musiałby wzrosnąć z obecnych 8 proc. aż do ok. 50 proc. – To oznaczałoby załamanie konsumpcji i konkurencyjności szwajcarskiej gospodarki – twierdzi Rudolf Minsch.

Innym rozwiązaniem byłoby wyższe opodatkowanie pracy, co z kolei odbiłoby się na zatrudnionych. – Najlepiej wykwalifikowani i dobrze zarabiający wyjadą z kraju, ponieważ nie będą chcieli finansować dochodu gwarantowanego dla tych, którzy mogą pracować, ale tego nie robią – mówi Lukas Rühli z Avenir Suisse. – W rezultacie społeczeństwo się podzieli na dwie klasy: żyjących na koszt państwa oraz tych, którzy na nich zarabiają. Niepokoje społeczne byłyby wtedy gwarantowane.

Rząd jest przeciw

Nic dziwnego, że szwajcarski rząd apeluje do obywateli, aby w czerwcowym referendum zagłosowali przeciwko inicjatywie. Nie tylko z wymienionych wyżej powodów – szwajcarscy politycy boją się też, że wówczas do Szwajcarii napłynęłoby jeszcze więcej obcokrajowców. W dyskusjach ten argument dotyczy zresztą każdego kraju, który zdecydowałby się na takie rozwiązanie.

– Z pewnością bezwarunkowy dochód gwarantowany, wprowadzony w jednym kraju, może zachęcić do emigracji ludzi bezrobotnych lub mało zarabiających z innych krajów. Musiałby więc zostać obwarowany kryteriami dla obcokrajowców – przyznaje profesor Ferro-Luzzi. Tylko że wówczas przestałby być bezwarunkowy...

Wygląda na to, że dyskutowany w Europie dochód gwarantowany, choć dla wielu brzmi kusząco, to przede wszystkim wielka niewiadoma. Jeszcze żaden kraj na świecie nie odważył się przeprowadzić tego eksperymentu w skali całego społeczeństwa.

Jeśli w czerwcowym głosowaniu Szwajcarzy powiedzą „tak”, bez wątpienia dyskusja w Europie nabierze tempa. Tego właśnie chcą szwajcarscy aktywiści. – Brytyjska premier Thatcher lubiła powtarzać, że nie ma alternatywy. My chcemy pokazać ludziom, że mają wybór – uważa Daniel Straub. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2016