Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
On nie jest prezydentem UE, i kiedy amerykański prezydent ma ważną sprawę, to – parafrazując słynny bon mot Henry’ego Kissingera – dzwoni do Angeli Merkel, bo przecież nie do Tuska ani do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, ani do szefa Komisji Europejskiej. Przewodniczący Rady potrzebuje przede wszystkim zaufania innych jej członków, a jego publiczne wystąpienia powinny odzwierciedlać stanowisko, które w Radzie jest konsensusem albo przynajmniej oddaje opinię większości. Tusk to robił, i co do tego nikt nie zgłaszał zastrzeżeń, obecny polski rząd też nie. Dlatego Rada może przedłużyć jego kadencję o kolejne 2,5 roku. Do tego jest konieczna większość kwalifikowana. Polski rząd nie ma prawa weta.
Mimo to mógłby utrącić kandydaturę Tuska, jeśli się odpowiednio postara i jeśli jest gotów ponieść ryzyko, które się z tym wiąże. Nie mam pojęcia, jak pozostałe europejskie rządy będą reagować, jeśli polska prokuratura postawi mu zarzuty, na co zdają się mieć ochotę rządzący. Trudno koordynować prace Rady, jeśli jednocześnie jest się zmuszonym organizować własną obronę w kraju. To mogłoby skłonić Tuska do wycofania kandydatury – ale wtedy nikt w Europie nie uwierzy już w niezależność i apolityczność polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Najbardziej elegancki sposób utrącenia kandydatury Tuska polegałby na wysunięciu innego kandydata i na budowaniu wokół niego odpowiedniej koalicji rządów. Ale nie widać, żeby polski rząd się o to starał. Taki kandydat musiałby też spełnić kilka warunków – mieć doświadczenie w Radzie, być niezbyt kontrowersyjny, nie może też sprawować żadnego ważnego narodowego urzędu ani do takiego kandydować. Dlatego Angela Merkel nie wchodzi w rachubę. Możliwym kandydatem byłby austriacki kanclerz Werner Faymann, który ustąpił wiosną tego roku, albo François Hollande, gdyby w maju przegrał wybory prezydenckie we Francji. Ani Faymann, ani Hollande nie są politykami, których polski rząd mógłby poprzeć bez uszczerbku dla swojej pozycji w kraju. Jest też mocno wątpliwe, czy w UE istnieje polityk, który jednocześnie miałby szansę na wybór w Radzie, i marzyłby o tym, aby polski (albo węgierski) rząd forsował jego kandydaturę. Nie sądzę, by w ogóle pojawił się kontrkandydat.
Jeśli więc polski rząd chce utrącić Tuska, to musi iść na całość, podobnie jak to zrobił w przypadku Trybunału Konstytucyjnego, i musi to robić tak wcześnie, aby Rada mogła znaleźć innego kandydata. Same zastrzeżenia wyrażone przez ministra spraw zagranicznych albo szefa rządzącej partii nie wystarczą. Albo rząd kładzie cały swój autorytet na szali i ryzykuje widowiskową przegraną, albo... nic nie wskóra.
Dlatego najbardziej prawdopodobny jest inny scenariusz: w kraju rząd będzie pomstował na Tuska, a w Brukseli da się przegłosować, by potem zarzucić UE, że lekceważy rządy narodowe. Nie jest to najgorszy scenariusz, choć powtarzalny, przyznajmy. ©