Pieniądze lubią ciszę

Kim jest drugi człowiek na liście najbogatszych na świecie? Majątkiem 60 mld dolarów rozporządza nieznany biznesmen z kraju zaliczanego do uboższych.

18.03.2008

Czyta się kilka minut

Gdy w 2007 r. na corocznej liście najbogatszych amerykański magazyn "Forbes" zamienił miejscami - z drugiego na trzecie i odwrotnie - amerykańskiego inwestora Buffeta (w 2006 r. oddał on 85 proc. fortuny fundacji Gatesa) i Meksykanina Carlosa Slima Helú, wydawało się, że emocji starczy. Ale potem jeden z portali ogłosił, że Slim przegonił szefa Microsoftu. Meksykanin! Gatesa! Od kilku dni - po tym, jak "Forbes" ogłosił ranking za rok 2008 - wiadomo na pewno: z najbogatszych tego świata pierwszy jest Buffet, który mimo darowizny nadal posiada 62 mld dolarów, drugi Slim (60 mld), a trzeci Gates (58 mld).

Kim jest Carlos Slim Helú? I co jego awans mówi o świecie?

Jego pierwszy miliard

"Forbes" twierdzi, że Slim jest drugi. Tymczasem według ubiegłorocznych jeszcze wyliczeń ekonomicznego portalu Sentido Común, dzięki zwyżce na giełdzie meksykańskiej - na której spółki Slima odpowiadają za połowę jej obrotów - wartość jego majątku sięgać miała 67,8 mld dolarów. Tylko dzięki jednej z założonych przez niego firm - obejmującej całą Amerykę Łacińską sieci telefonii komórkowej América Móvil (Slim ma 33 proc. jej akcji) - powiększył on majątek o 8,6 mld.

To by znaczyło, że Meksykanin jest najbogatszy na świecie. "Car telefonii", jak się o nim mówi, prócz spółki-matki (grupy przemysłowo-finansowej Carso, w której ma 77 proc. udziałów) posiada też 43 proc. w Telekomunikacji Meksykańskiej Telmex i inwestuje m.in. w sektor bankowy, ubezpieczeniowy, przemysł komputerowy, samochodowy, tytoniowy.

Początki fortuny tego 68-letniego potomka emigrantów z Libanu sięgają lat 80., tzw. czasów deregulacji. Wraz z grupą bogatych przedsiębiorców uczestniczył w wykupie firm państwowych, sprzedawanych często za bezcen. Ale na dobre zaczęło się w 1990 r., gdy jego przyjaciel - prezydent Carlos Salinas de Gortari (rządził w latach 1988-94), zwolennik neoliberalizmu - sprzedał mu prywatyzowany Telmex, i to za mniej niż trzecią część wartości. Zarazem utrzymano sankcjonowany przez państwo monopol, a kontrolowany przez prezydenta parlament wprowadził podwyżki taryf o prawie 200 proc.

Meksykanie nie mieli wyjścia, musieli płacić. To starczyło, by już w 1991 r. "Forbes" umieścił Slima po raz pierwszy na swej liście, z sumą 1,6 mld dolarów majątku. Nawet konserwatywni komentatorzy latynoamerykańskiej polityki, jak Andrés Oppenheimer, uznali, że prywatyzacja Telmexu była bandycka, a udział w tym procederze miał autorytarny rząd Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI). Podejrzewa się, że eksprezydent Salinas do dziś jest właścicielem pokaźnego pakietu anonimowych akcji.

On i protektorzy

Slim zarzuty zbywa milczeniem. Wiadomo, pieniądze lubią ciszę. Czasem tylko pozwalał sobie na ekstrawagancję. Należąca do niego sieć kawiarni i księgarni Sanborns przez kilka lat bojkotowała znanego dziennikarza Rafaela Loreta de Molę, gdy ten napisał, że Slim i Salinas to wspólnicy. Po kilku latach magnat zaprosił wspaniałomyślnie publicystę i wyznał mu, że nie tyle napisał on nieprawdę, co pomylił się w analizie strategii Slima: w kraju bez reelekcji nie można być wspólnikiem jednego prezydenta, lecz należy wchodzić w spółki ze wszystkimi kolejnymi. Politycy odchodzą, kapitał trwa.

W istocie, Slim jest partnerem kolejnych prezydentów, a ich życzliwość napędza jego interesy. Wszystkich przebił jednak Vicente Fox, prezydent z lat 2000-06 (z prawicowej Partii Akcji Narodowej). Historia zapamięta go jako tego, który położył symbolicznie kres 71-letnim rządom PRI (symbolicznie, bo w praktyce z nią współpracował) i jako protektora wielkiego kapitału. Czego Fox nie krył, określając swój rząd mianem "gabinetu przedsiębiorców i dla przedsiębiorców". Gdy później zarzucono mu, że gospodarka Meksyku rosła niecałe 2 proc., zamiast obiecywanych przez niego w kampanii wyborczej 7 proc., odpowiedział z mieszaniną ignorancji i buty: "No co, przecież Slim odnotował zyski w tym roku!". Czy to przypadek, że zyski Slima rosły jak na drożdżach w czasie, gdy prezydentem był Fox, a ministrem transportu i komunikacji "jego przedsiębiorca w rządzie": Pedro Cerisola, eksmenadżer Telmexu?

Autorytarne rządy PRI się skończyły, ale uformowane pod ich ręką prywatne monopole czy też oligopole prosperują nadal. Za Salinasa fortuna Slima wzrosła o 130 proc., w czasach jego następcy Ernesta Zedillo o 192 proc., a w czasie rządów Foxa aż o 353 proc.! Podsumowując rządy Foxa, brytyjski "Economist" napisał, że to, co dobre dla poszczególnych kapitalistów, niekoniecznie jest dobre dla całej gospodarki.

O skali jego bogactwa najlepiej świadczą cyfry: Slim skumulował już sumę odpowiadającą 7 proc. PKB Meksyku. Wartość równą rocznym przychodom 65 proc. Meksykanów albo dwuletnim wpływom państwa z ropy. W ciągu 16 lat jego fortuna wzrosła o 3 tys. proc. Średni wzrost gospodarczy kraju w tym okresie wyniósł 2 proc. Tylko w 2006 r. majątek Slima wzrósł o 63 proc. (Gatesa i Buffeta odpowiednio o 12 proc. i 24 proc.).

Kapitalizm po latynosku

Ponad połowa ludności Meksyku żyje w biedzie, a 18 proc. w biedzie skrajnej. Tylko za kadencji Foxa z tego powodu do USA wyemigrowało 3,4 mln Meksykanów. W 1994 r., podpisując traktat o wolnym handlu z USA i Kanadą (NAFTA), obiecywano, że wolny handel wygeneruje wzrost gospodarczy i rozwiąże problem biedy. Nie wygenerował i nie rozwiązał. Najbardziej optymistyczne dane mówią, że w kwestii biedy Meksyk znajduje się w tym miejscu, co 14 lat temu. Co prawda od podpisania traktatu, którego wizytówką były maquiladoras (fabryki-montownie), pięciokrotnie zwiększył się eksport do Kanady i USA, a import trzykrotnie, ale aż 77 proc. wartości eksportu przechwytuje garstka firm, które stanowią ledwie 0,02 proc. podmiotów gospodarczych w Meksyku.

Według raportu Banku Światowego i Programu ONZ ds. Rozwoju z 2006 r., gospodarczy model Meksyku służy bardzo dobrze akumulacji bogactwa, ale niesie niebezpieczeństwo "pułapki" w postaci generowania nierówności. Zgodnie z tzw. wskaźnikiem Giniego rozwarstwienie społeczne wynosi 54,6 stopnia, gdy za punkt wrzenia społecznego uważa się 40 stopni.

Tymczasem Slim kontroluje 90 proc. rynku telefonii stacjonarnej, 75 proc. rozmów zamiejscowych i 80 proc. telefonii komórkowej. Skutek to brak konkurencji i wysokie taryfy. Ceny rozmów telefonicznych w Meksyku należą do najdroższych na świecie (na czele są też Polska, Czechy, Słowacja, Węgry i Turcja). Mimo że koncesja wydana Telmexowi zabrania praktyk monopolistycznych, te kwitną. Żaden urzędnik nie odważył się dotąd wyegzekwować tego zapisu. Bill Gates był już w USA i w Europie karany za monopolistyczne zapędy. Slim blokuje wszelkie podobne próby.

Dla Josepha Schumpetera, jednego z najważniejszych ekonomistów XX w., główną cechą przedsiębiorcy jest dążenie do innowacji i specjalizacji, które są kołem zamachowym gospodarki. Tej definicji odpowiada Gates. Slima trudno tu nazwać przedsiębiorcą. Jest typowym przykładem rent-seekera: kapitalisty korzystającego z preferencyjnych regulacji rządowych, szukającego jedynie zysków, którego działalność nie przyczynia się do rozwoju ekonomii. Gospodarka Meksyku nie modernizuje się dzięki jego działaniom - jest dokładnie przeciwnie.

Niewidzialna praca

Jak przystało na multimiliardera, Slim poświęca się też filantropii. Kiedyś deklarował, że pójdzie w ślady Buffeta i odda część pieniędzy na programy społeczne i edukacyjne. Należące do niego fundacje finansują stypendia, operacje, okulary czy rowery dla dzieci z biednych rodzin, by mogły dojechać do szkoły. Jednak zapowiadając dzielenie się fortuną, Slim oferuje raczej spektakl mający wybielić jego wizerunek: oddał 3,7 mld dolarów, co jest sumą skromną w porównaniu z datkiem Buffeta. Przeciętny Meksykanin wolałby, aby magnat obniżył ceny rozmów telefonicznych. Denise Dresser, czołowa meksykańska publicystka, skomentowała to cytatem z Tołstoja: "Jedną ręką zabrał biednym tysiące rubli, a drugą oddał kilka kopiejek".

Filozof Slavoj Žižek twierdzi, że dziś to praca fizyczna, a nie np. seks, staje się czymś obscenicznym i ukrytym przed wzrokiem publicznym. Kulminacją tego są miliony anonimowych robotników ociekających potem w fabrykach Trzeciego Świata - od chińskich gułagów po indonezyjskie czy brazylijskie linie montażowe. Dzięki tej "niewidzialności", pisze Žižek, Zachód może bełkotać o "znikającej klasie pracującej".

"Niewidzialna praca" - to obraz znany w Meksyku, wmontowany w jego pejzaż z maquiladoras w tle. Bogactwo Carlosa Slima Helú nie tylko czyni niewidocznym wyzysk pracowników, ale także nie byłoby bez tego możliwe. Nie jest ono tylko owocem jego "pracy w pocie czoła", lecz pełnej wyrzeczeń pracy milionów Meksykanów i słonych rachunków, jakie muszą - z braku alternatywy - płacić. Slim nie zawdzięcza bogactwa wolnemu rynkowi, lecz gwarantowanemu przez państwo monopolowi.

Warto o tym pamiętać, gdy będziemy czytać kolejne listy najbogatszych tego świata.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2008