Piękno neurobiologa

We wtorek 18 kwietnia o godz. 14 na cmentarzu Rakowickim w Krakowie odbędzie się pogrzeb prof. Jerzego Vetulaniego.

10.04.2017

Czyta się kilka minut

Prof. Jerzy Vetulani / Fot. Grażyna Makara
Prof. Jerzy Vetulani / Fot. Grażyna Makara

Z niespożytą energią przygotowywał wykłady, pisał książki, udzielał wywiadów, prowadził blog (vetulani.wordpress.com), angażował się w sprawy społeczne. W ostatnich latach podkreślał, że jest popularyzatorem nauki, i rzeczywiście: dzięki niemu całe rzesze zafascynowały się pięknem neurobiologii i tajemnicami mózgu. Zmuszał nas do zadawania sobie kluczowych pytań: o moralność, empatię i agresję, duszę i świadomość, wiarę i religijność, poczucie piękna i kreatywność, o miłość, przywiązanie i seksualność. Uświadamiał, że nasze człowieczeństwo zależy od około półtorakilogramowego narządu służącego przeżyciu – od mózgu.
Był autorem kilkuset prac badawczych o międzynarodowym zasięgu, wraz z Fridolinem Sulserem sformułował hipotezę beta-downregulacji jako mechanizmu działania leków przeciwdepresyjnych. W 1983 r. otrzymał prestiżową Nagrodę Anna-Monika za badania nad mechanizmami działania elektrowstrząsów. Słowem: jeden z najwybitniejszych w świecie uczonych w dziedzinie psychofarmakologii i jeden z najczęściej cytowanych polskich naukowców.
Był też niedoścignionym mistrzem prowadzenia wykładów. Skomplikowane mechanizmy działania mózgu przedstawiał klarownie i dowcipnie, łącząc dane ściśle naukowe z anegdotami z życia i przykładami z dziedziny filozofii, historii, literatury, sztuki. Mój nieodżałowany szef, prof. Adam Szymusik, mawiał, że „nawet gdyby Vetulani odczytywał książkę telefoniczną, byłoby to fascynujące”.
Warto podkreślić, że nigdy nie rezygnował z uaktualniania przekazywanej wiedzy, nie powtarzał w nieskończoność tego samego, nie szedł na skróty. Wielokrotnie miałam okazję słuchać jego wystąpień na powtarzający się temat – za każdym razem był to inny wykład, zmieniony, poszerzony o najnowsze dane. To oddaje nie tylko pracowitość Jurka, ale i jego pokorę wobec nauki i jej postępów.

Wlazłem w grono humanistów

Na umiejętności Vetulaniego-wykładowcy wpływ miała Piwnica pod Baranami. Uchodził za jednego ze współzałożycieli kabaretu, a podczas nieobecności Piotra Skrzyneckiego zastępował go czasem w prowadzeniu konferansjerki. Jak opowiadał Marcinowi Rotkiewiczowi w książce „Mózg i błazen”: „Dla mnie, początkującego biologa, zetknięcie z tym środowiskiem stanowiło istotne doświadczenie, bo wlazłem w grono humanistów, nagle otworzył się przede mną inny świat. Chciałem podciągnąć się z różnych dziedzin, co zmuszało mnie do dodatkowej pracy intelektualnej”.
Ta dodatkowa praca intelektualna zaowocowała umiejętnością rozmowy prawie z każdym i prawie na każdy temat. Był ponadprzeciętnie oczytany, miał niesamowitą pamięć i szeroką wiedzę o świecie. Zapytany o cokolwiek, zaczynał snuć fascynującą opowieść. Przy tym traktował swoją erudycję jako coś naturalnego. Kiedyś na moje pytanie, jak to robi, odpowiedział, puszczając oko: „Sporo czytam, sporo pamiętam, a jak czegoś nie wiem – to blefuję”. Choć sama nigdy nie przyłapałam go na blefowaniu.
Lubił uczyć się od swoich rozmówców – nie tylko tych doświadczonych i utytułowanych, ale i od studentów, zwykłych ludzi, którzy przychodzili na jego otwarte wykłady, a nawet od dzieci (z dużym zaangażowaniem brał udział w projekcie Uniwersytet Dzieci).

Burze mózgów

Przyciągał jak magnes. Obce mu były intrygi i zawiść. Chętnie „dzielił się” przyjaciółmi: poznawał ich ze sobą, stwarzał warunki, aby ludzie z różnych środowisk mogli się spotkać i podyskutować. Sama miałam okazję przeżyć taką przygodę intelektualną: na prośbę ks. prof. Michała Hellera prof. Vetulani zainicjował grupę neuronauki działającą w ramach Centrum Kopernika. Regularnie spotykaliśmy się w gronie kilkunastu osób reprezentujących różne dziedziny (biologia, farmakologia, chemia, psychiatria, teologia, a nawet hellenistyka i sztuka). Ktoś z nas przygotowywał krótki referat, a potem robiliśmy burzę mózgów, której moderatorem i głównym dyskutantem był właśnie on. Smaczku dodawało miejsce naszych spotkań – byliśmy gośćmi mieszkającego wówczas przy katedrze wawelskiej ks. Grzegorza Babiarza, znawcy patrologii, fascynującego się neurobiologią. Nigdy nie zapomnę wieczornych spacerów po wyludnionym wzgórzu wawelskim, było w tym coś magicznego.
Wydarzeniem były też jego styczniowe urodziny: w jego mieszkaniu przewijało się wówczas kilkaset osób, każdy serdecznie witany i oczekiwany. Żona Jurka – pani Maria Vetulani – raczyła miłym słowem, uśmiechem, fantastyczną sałatką jarzynową i legendarnym wprost tortem orzechowym.

Ćwiczenia duszy

Do końca zachował niespożytą energię, bywało, że w ciągu jednego tygodnia wykładał w kilku odległych miastach. Podczas wykładów nauczał, że jesteśmy tak starzy, jak stary jest nasz mózg, a regularny wysiłek intelektualny nasila neurogenezę, a więc odmładza mózg. Jego mózg był niezwykle młody.
Czy starzał się? Tak, oczywiście. Ale nigdy nie narzekał, nie skupiał się na dolegliwościach. Mało tego – podchodził do nich z zaskakującym humorem. Kiedy pogorszył mu się wzrok, mówił: „dzięki temu mogę więcej macać”. Uważał również, że ze starością trzeba aktywnie walczyć. Pisał: „syn kupił mi rowerek stacjonarny, na którym zasuwam co rano i w ogóle pilnuję, żeby się gimnastykować. Czyli ważne jest utrzymywanie formy fizycznej plus wysiłek intelektualny, na którego brak nie mogę narzekać. Oraz dieta, czyli ograniczenie liczby przyjmowanych kalorii”. Radził innym, żeby „nie jojczyć nad starością, tylko wykorzystywać wszystkie pozytywy. Czyli ogromne doświadczenie i rozwiniętą inteligencję emocjonalną”.
Nie bał się śmierci – traktował ją jak fakt biologiczny, równie naturalny jak narodziny. Nie wierzył w życie po życiu – uważał, że nie ma racjonalnych przesłanek świadczących o jakiejś niematerialnej formie świadomości aktywnej po śmierci, a jak powiadał, „nie została mu dana łaska wiary”. Ale nigdy nikogo nie przekonywał do ateizmu, religia interesowała go jako ważne zjawisko w życiu człowieka.
Fascynujące były jego dyskusje z teologami, np. z ks. Grzegorzem Strzelczykiem w książce pt. „Ćwiczenia duszy, rozciąganie umysłu” czy z ks. Jackiem Prusakiem podczas konferencji psychiatrycznej w sesji naukowej poświęconej neuroteologii. Dopuszczał element tajemnicy, uważał, że nie należy ignorować zjawisk, których nauka na razie nie potrafi wytłumaczyć. Jednak ostro oddzielał naukę od wiary. Na pytanie o istnienie Boga odpowiadał, że niewątpliwie istnieje on w naszych głowach, ale nie ma odpowiedniej metody, która pozwoliłaby zbadać, czy istnieje również poza mózgiem.
Zawsze zostawiał po sobie mocny i wyrazisty ślad. Swoją osobowością wywierał wielki wpływ na ludzi, na ich wiedzę, światopogląd, podejście do życia. On tak bardzo był. Dlatego tak trudno jest pogodzić się z jego odejściem. Umarł w wyniku tragicznego wypadku, w pełni sił intelektualnych, w pełni aktywności.
I wiem, że gdyby miał cokolwiek w tej sprawie do powiedzenia, to wolałby właśnie tak. ©

DOMINIKA DUDEK jest profesorką psychiatrii, kieruje Zakładem Zaburzeń Afektywnych Katedry Psychiatrii CM UJ. Redaktor naczelna czasopisma „Psychiatria Polska”, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Uczennica i przyjaciółka prof. Jerzego Vetulaniego.

SYN ADAMA
Kraków za mojej młodości był miastem utrzymującym tradycję i formy. Bycie synem wybitnego profesora było poważnym obciążeniem – trzeba było dorosnąć do poziomu ojca. Profesor Pigoń, filolog, miał dwóch synów: Andrzeja i Krzysztofa. Jeden został chemikiem, drugi biologiem – po to, aby ich nie mylono z ojcem. Ja też chciałem występować jako „Jerzy”, a nie „syn Adama”. Profesor Barbara Skarga i tak zawsze adresowała do mnie listy: „profesor Adam Vetulani”. Odpisywałem: „Bardzo mi przykro, ale adresat już gnije, wobec tego ja odpowiadam w jego imieniu” (…).
Wybrałem biologię – kontynuowałem tradycje rodzinne po mamie, która przed wojną pracowała jako adiunkt na wydziale biologii. Miałem przez to lepsze wyniki – ale nie dlatego, że profesorowie dawali mi lepsze noty za pochodzenie. Po prostu „spinałem się” do egzaminów, żeby każdy z tych wszystkich profesorów, których tak często widywałem w domu przy różnych okazjach, wiedział, że gdy daje mi piątkę, to znaczy, że na nią naprawdę zasłużyłem.
Ale profitowałem też z prawa mojego taty. Różne dziewczyny mnie lubiły, szczególnie prawniczki z pierwszego roku. Myślałem wtedy, że ze względu na moje piękno fizyczne, intelektualne możliwości, poczucie humoru, a to nieprawda – po prostu byłem synem popularnego profesora. ©

CZASAMI TRZEBA ŁAMAĆ REGUŁY
Pamiętam, jak od kolegów z Niemiec Wschodnich dostawałem LSD i przywoziłem je do Polski pociągiem. To było tysiąc działek, więc całkiem nieźle, a ja głupi to wszystko na te szczury…
Wtedy, kiedy wykonywano doświadczenie behawioralne, obowiązywała reguła, że obserwator nie powinien być w pomieszczeniu, w którym jest zwierzę, żeby wykluczyć zaburzenia ze strony obserwatora. Dawałem szczurom LSD i inny środek. Szczury umieszczało się w licznikach do mierzenia odległości. To był duży garnek, w którym były trzy promienie świetlne – gdy szczur się ruszał, przecinał promienie i przy każdym przecięciu licznik cykał. Liczniki były na zewnątrz, było widać i słychać, jak cykają. Okazało się, że szczury z grupy kontrolnej ruszają się z taką samą szybkością jak szczury po LSD. Strasznie mnie to dziwiło – w końcu chodziło o silny środek halucynogenny, powinny być jakieś różnice. Nie mogłem uwierzyć, więc cichcem wlazłem do tego pomieszczenia ze szczurami, żeby zobaczyć, co się dzieje. Co się okazało? Rzeczywiście jedne i drugie szczury biegały z równą szybkością, tylko że te po LSD biegały tyłem. Gdybym tego nie sprawdził, tobym musiał napisać, że ten związek w ogóle nie wpływa na aktywność motoryczną. Łamanie reguł czasami naprawdę się opłaca.

Wypowiedzi pochodzą ze spotkania z prof. Jerzym Vetulanim na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, 8 grudnia 2016 r. Z prof. Vetulanim rozmawiali Bartłomiej Kucharzyk i Łukasz Kwiatek. Więcej o prof. Vetulanim: powszech.net/vetulani

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Lekarka, psychiatra, profesor nauk medycznych. Kierownik Zakładu Zaburzeń Afektywnych Katedry Psychiatrii Collegium Medicum UJ. Redaktor naczelna czasopisma "Psychiatria Polska". Autorka kilkuset artykułów naukowych, redaktorka i współautorka licznych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2017