Pięćdziesiąt twarzy Sary

Znów pewnie stanie przed sądem i znów zarzut brzmi: przywłaszczenie publicznych pieniędzy. Ale Sara Netanjahu nie zaszkodzi tym mężowi premierowi. Jego notowania idą w górę. Choć sam mierzy się z zarzutem korupcji.

17.10.2017

Czyta się kilka minut

Premier Izraela Benjamin Netanjahu z żoną Sarą, Jerozolima, marzec 2013 r. / DOUG MILLS / REUTERS / FORUM
Premier Izraela Benjamin Netanjahu z żoną Sarą, Jerozolima, marzec 2013 r. / DOUG MILLS / REUTERS / FORUM

Być może już na wstępie należy zaznaczyć, że czytelnik nie dowie się, kim jest Sara Netanjahu. Albo: że dowie się zbyt wiele, by mógł wysnuć jednoznaczne wnioski. Takie, które by sięgały poza krzyczące nagłówki izraelskich gazet i nie sprowadzały się do analogii z serialem „House of Cards”. Choć będzie kusiło.

Oto żona premiera Izraela, lat 59. Psycholog i pedagog z wykształcenia. Mająca wszystko, o czym mogła marzyć: splendor, pieniądze i władzę. I to ona stała się w ostatnich dekadach bohaterką najbardziej kuriozalnych afer. Ostatnia, „afera posiłkowa”, to jak wiśnia na torcie: z biura prokuratora generalnego wyciekł właśnie projekt oskarżenia wobec Sary o nieuczciwe gospodarowanie pieniędzmi z budżetu na utrzymanie rezydencji premiera. Zarzuty to m.in. zamawianie cateringu z najdroższych restauracji i zatrudnianie znanych szefów kuchni, pod fałszywym pretekstem, że nie ma własnych. Policzono, że Sara, jej rodzina i prywatni goście wyjedli z kieszeni podatnika 359 tys. szekli (372 tys. zł). Dziennik „Jedijot Ahronot”, który to ujawnił, dodaje, że zarzuty dotyczą też nakłaniania poprzednich nadzorców rezydencji, by nie informowali księgowości o ekskluzywnych wydatkach.

Wkrótce Sara stanie przed prokuratorem generalnym, by przekonywać go o swej uczciwości. Już ponad rok temu policja sugerowała postawienie jej przed sądem w związku z innymi zarzutami: o zatrudnianie elektryka w święta, dodatkowych kelnerów, firmy przewozowej do transportu mebli ogrodowych z domu w Jerozolimie do domu w Cezarei – wszystko na koszt podatnika. Ale w tych sprawach prokurator zamknął postępowanie.

Wybuchowa władczyni

Kto zna historię małżeństwa Netanjahu, zdążył się przyzwyczaić. O rozmachu, z jakim żyją, może świadczyć ujawniony w 2013 r. fakt istnienia osobnego budżetu na lody. Rzecz jasna na koszt podatnika: 10 tys. szekli rocznie. Od początku premierostwa jej męża, czyli od 1996 r., Sara jest oskarżana przez media o obciążanie budżetu państwa, nieregulowanie prywatnych zobowiązań i obsesyjne podejmowanie decyzji za męża.

Kilkakrotnie stawała przed sądem za mobbing wobec podwładnych w jerozolimskiej i cezarejskiej rezydencji. Obrażała ich, wybuchała agresją, zmuszała do nadgodzin. Pokojówki zeznawały, że rzucała w nie butami.

Izraelski wymiar sprawiedliwości dowiódł, że pozostaje niezależny – mimo prowadzonych twardą ręką prawicowych rządów Netanjahu. Na tyle niezależny, by doprowadzić żonę premiera przed sąd. W 2016 r. po raz pierwszy przegrała proces wytoczony jej przez szefa administracji rezydencji w Jerozolimie Meniego Naftali, który następnie stał się twarzą ogólnokrajowych protestów przeciw premierostwu. Przed sądem wspomniał, że ma mieć problem alkoholowy – ona kategorycznie zaprzeczyła.

Oficjalna biografia Sary, lansowana przez specjalistów od PR-u, pokazuje ciepłą strażniczkę domowego ogniska, poświęconą pracy z dziećmi. Dziennik „Israel Haiom” (zwany „gazetą Bibiego”, jak określa się zdrobniale premiera) regularnie publikuje jej zdjęcia z chorymi dziećmi w szpitalach, które wspiera, i na których potrzeby ma być wyjątkowo wrażliwa. Absolwentka uniwersytetów w Tel Awiwie i Jerozolimie na przestrzeni lat pracowała z dziećmi uzdolnionymi oraz z pochodzącymi z trudnych rodzin. W latach 80. XX w. dorabiała jako stewardesa w izraelskich liniach El Al.

To właśnie tam poznała swego drugiego męża – Beniamina, dwukrotnego już wówczas rozwodnika. Z zawartego w 1991 r. małżeństwa narodzili się synowie Avner i Yair. W międzyczasie kariera „Bibiego” nabrała rozpędu. W latach 90. Sara urosła do roli potencjalnej premierowej, gotowej znosić ataki mediów na jej męża, a nawet wybaczyć zdradę.

Umowa o władzę

Bo to od zdrady zaczyna się ta najciekawsza opowieść. W 1993 r., przed startem jej męża w wyścigu o fotel szefa partii Likud, Sara odebrała anonimowy telefon. Rozmówca groził, że jeśli mąż nie wycofa się z wewnątrzpartyjnych wyborów, ujawni wideo rzekomo potwierdzające małżeńską zdradę Beniamina. „Bibi” zagrał va banque: poszedł do studia kanału pierwszego izraelskiej telewizji i w audycji emitowanej na żywo poinformował o szantażu oraz przyznał się do zdrady.

W medialnym ferworze, jaki się rozpętał, zapomniano o taśmie. Czy istniała? Nikt nie wie. Podobnie jak tego, czy prawdziwa jest wieść o mitycznej umowie, którą Sara miała potem spisać z małżonkiem w zamian za wybaczenie zdrady i dalsze wspieranie go. Umowa miała dawać jej szeroki wpływ na polityczne wybory męża. Mówiąc prościej: miał on podzielić się z żoną swoją władzą.

Czy to plotka, czy prawda – jedno jest pewne: od tego czasu Sara jeździ z mężem na wszystkie zagraniczne wyjazdy, pilnuje, by nie spędzał samotnych nocy poza domem, i decyduje, z kim może się spotykać. Ofiarą tego miały paść relacje Netanjahu z członkami jego obecnego rządu, takimi jak minister edukacji Naftali Bennett czy sprawiedliwości Ajelet Szaked – oboje to uprzedni współpracownicy Netanjahu, którzy podpadli krewkiej żonie. A jednak wszystko wskazuje, że pokora opłaca się premierowi, bo rodzinne wsparcie napędza jego polityczną popularność, a słupki idą w górę.

– To rodzinny interes, który zawładnął krajem. Sam przecież powiedział przy wyborach, że on, jego żona i syn pracują razem, by je wygrać. Gdzie to się zdarza? W krajach totalitarnych, no i u nas, w Izraelu – denerwuje się w rozmowie z „Tygodnikiem” Eldad Yaniv, prawnik i doradca polityczny, zagorzały oponent Netanjahu i lider największego w kraju ruchu protestacyjnego. – Sam nie wiem, kto tu kogo stworzył: on ją czy ona jego. Napędzają się wzajemnie. Wyobrażasz sobie, że usiadła z nim przy stole podczas obrad ONZ jako równoprawny członek izraelskiej delegacji? – oburza się Yaniv.

Biłgorajskie tropy

Mało kto pamięta, że Sara ma polskie korzenie. Jej ojciec Szmuel Ben-Arci (właściwie Mosze Hun) urodził się w 1914 r. w Biłgoraju, a w Izraelu zasłynął jako pisarz i pedagog, także w dziedzinie wiedzy biblijnej. Trójka jego synów, braci Sary, zdobyła główne nagrody w prestiżowym Międzynarodowym Konkursie Biblijnym. Szmuel przygotowywał też do konkursu Avnera, młodszego syna Sary i Benjamina; stanął on na podium w 2010 r.

W 2016 r. Sara, Avner i drugi syn, Yair, odwiedzili Lubelszczyznę śladami przodków. Towarzyszyła im kamera dokumentalisty Yariva Mozera, w 2017 r. zdobywcy najważniejszej izraelskiej nagrody filmowej Ophir. Z ekipą współpracował polski producent Paweł Kwaśniewski. W rozmowie z „Tygodnikiem” żartuje, że jest pewnie jedną z niewielu osób na świecie, które widziały Sarę bez makijażu. I mówi coś, czego nie powiedzieli inni.

– Z tej podróży zapamiętałem kobietę niezwykle ciepłą, skromną, życzliwą i serdeczną. Widziałem łzy autentycznego wzruszenia, gdy w Archiwum Państwowym w Zamościu pokazałem jej dokumenty rodzinne, m.in. akt ślubu jej dziadków i akt urodzenia jej ojca. Nie przypominała tej kontrowersyjnej osoby z czołówek izraelskich gazet – mówi Kwaśniewski.

W pamięci utkwiła mu jeszcze jedna scena: – Któregoś dnia zatrzymaliśmy się na obiad w McDonaldzie. Zabrakło miejsc dla dorosłych, więc wylądowaliśmy w sali dla dzieci. Sara siedziała z nami przy stoliczku, bawiła ją ta sytuacja. Nie pamiętam, żeby choć przez chwilę narzekała na niewygody podróży.

Kwaśniewski opowiada, jak Sara uparła się, by sprowadzić z Tarnogrodu i ocalić przed zniszczeniem zbiór przedwojennych żydowskich książek, które znalazła w tamtejszej bibliotece. Do ratowania księgozbioru zaangażowała Yad Vashem. Pamięta o nich.

Kwaśniewski pamięta też spotkanie z Avnerem. Mówi o nim: cichy, spokojny, skromny, nieprzystający do medialnego zgiełku otaczającego tę rodzinę.

Avner to jasny punkt na rodzinnej mapie. Silną pozycję obok ojca zajmuje jego starszy brat Yair, który dzięki umiejętnościom wyniesionym z armii zbudował ojcu silniejszą od tradycyjnych mediów potęgę w mediach społecznościowych, a jednocześnie sam wzbudza w nich kontrowersje. W wakacje obraził sąsiadkę, pokazując jej środkowy palec po tym, jak upomniała się, aby posprzątał po swym psie. Po czym pochwalił się tym na Facebooku. Miesiąc temu na swym profilu opublikował antysemicki mem. Mówi się o jego nieobliczalności i atakach szału, również wobec najbliższych. Oraz o tym, że tak jak matka ma wpływ na polityczne decyzje ojca.

Nie ma mocnych

Ale to nie wybryki Sary i Yaira mogą premierowi zaszkodzić w wyborach w 2019 r. Większym zagrożeniem jest śledztwo korupcyjne, które toczy się przeciw jego otoczeniu w sprawie zakupu okrętów podwodnych od Niemiec, a także relacji z właścicielem największej w kraju gazety „Jedijot Ahronot” i przyjmowania prezentów (cygar i szampana) od miliardera Arnona Milchana.

Pytany przez „Tygodnik”, skąd bierze się takie poparcie dla kompromitowanej ciągłymi aferami rodziny, Eldad Yaniv nie ma wątpliwości: – Fake newsy grają tu ogromną rolę. Nie ma już jednej prawdy, każdy ma własną. Gdy policja mówi przed sądem, że na premierze ciążą zarzuty o korupcję, „Bibi” mówi swoim wyborcom, że policja ściga go, zamiast wykonywać ważniejszą pracę. I oni w to wierzą.

Ostatnio Yaniv jest dla premiera jednym z głównych wrogów. Od jesieni 2016 r. co tydzień jego antykorupcyjne protesty gromadzą tysiące ludzi. Jego nazwisko pada w wypowiedziach premiera w kontekście „zdrajców narodu”, finansowanych przez organizacje z zagranicy, a jego zdjęcie – obok zdjęcia George’a Sorosa – pojawiło się w antysemickim memie Yaira. Yaniv: – Ludzie zrozumieli to przesłanie. Na moim profilu zaczęli pisać: „Czas zabić ciebie i twoją rodzinę”. Liczę się z tym, że w pobliżu może kręcić się jakiś nowy Jigal Amir [żydowski zabójca premiera Rabina – red.]. Raz to się zdarzyło, może się zdarzyć znów.

Yaniv wie, że izraelskie sądy wciąż są niezawisłe i pakowały już do więzień niejednego premiera, prezydenta czy rabina. Wie, że Sara stanie przed sądem i pewnie przegra. Wie też, że nie zaszkodzi to pozycji premiera. I że jeśli Netanjahu wygra kolejne wybory, zyska siłę, która pomoże mu przejąć sądy. Wtedy władza „Bibiego”, Sary i Yaira będzie niepodzielna. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2017