Pięć wieków i osiem lat

Akcja "Wisła" była dopełnieniem trwającego od roku 1939 procesu niszczenia pewnej tożsamości, tradycji i myślenia, które w tej części Europy trwały przez kilkaset lat. Także dlatego stworzenie wyważonego opisu historycznego akcji "Wisła" - i stosunków ukraińsko-polskich w XX wieku - jest szansą, aby Polacy i Ukraińcy zwrócili wzrok na inne okresy historyczne.

22.07.2008

Czyta się kilka minut

Tekst ukazał się w "TP" w nr 19/2002

Powojenna Polska nie stała się państwem jednolitym pod względem narodowościowym dlatego, że jej granice przesunięto w taki sposób, aby dostosować je do granic obszarów zamieszkanych przez określone grupy etniczne. Stała się takim państwem, ponieważ to grupy ludności zmuszono do przystosowania się do kształtu granic. Akcja "Wisła" była "tylko" ostatnią i najmniejszą z operacji, które to umożliwiły.

W 1947 r. ziemie Polski - po wojnie i "przesunięciu" na Zachód - w 97 proc. zamieszkane były przez Polaków. Tymczasem w 1939 r. na tych samych obszarach rdzenni Polacy stanowili zaledwie 60 proc. ludności. W II Rzeczypospolitej obywatele narodowości polskiej tworzyli 69 proc. społeczeństwa. Inaczej mówiąc: Polska nie stała się "bardziej polska" pod względem narodowościowym dlatego, że jej granice przesunięto na Zachód. Takie przesunięcie granic - jeśli potrafilibyśmy wyobrazić sobie, że coś takiego mogłoby się zdarzyć w 1939 r., bez ludobójstwa i przemieszczeń ludności z okresu II wojny światowej - sprawiłoby, że Polska stałaby się "mniej polska" pod względem narodowościowym.

Oczywiście, w przypadku Ukraińców mieszkających w Polsce, ich liczba nie zmniejszyła się znacząco na skutek akcji "Wisła". Było trochę ofiar śmiertelnych, a znaczna część partyzantów UPA uciekła na sowiecką Ukrainę lub na Zachód. Przesiedlenie prawie 140 tys. ludzi było jednak elementem działań na rzecz ujednolicenia ludności Polski.

Podczas II wojny światowej to rzeki opływały granice jednolitych narodowościowo terytoriów, istniejących w wyobraźni polityków i wojskowych: polscy nacjonaliści wzywali do wysiedlenia Ukraińców na wschód za Zbrucz; nacjonaliści ukraińscy ostrzegali Polaków, by uciekali na zachód, za San. Polityka sowiecka w latach 1944-46 sprowadziła się w praktyce do kompromisu w sprawie granicznej rzeki, a następnie deportacji w obu kierunkach: Bug stał się granicą między Polską a ZSRR i "ewakuowano" przezeń w obu kierunkach ponad milion Polaków i Ukraińców. Akcja "Wisła" wpisywała się w tę "tradycję": rzeka Wisła wyznaczała północne i zachodnie granice województw lubelskiego, rzeszowskiego i krakowskiego, w których mieszkali Ukraińcy. Polscy komuniści rozproszyli swych obywateli, przesiedlając ich w "niewłaściwym" kierunku, na północ i na zachód - na tę stronę Wisły, gdzie Ukraińców nigdy nie było i gdzie, jak można się było spodziewać, ulegną asymilacji.

Zniszczona tradycja

Zniszczenie tradycji następuje szybko. Akcja "Wisła" była ostatnim etapem procesu niszczenia historycznej Galicji, znanej też (w II Rzeczypospolitej) jako Małopolska Wschodnia, a za czasów Pierwszej Rzeczypospolitej (szlacheckiej) jako województwo ruskie. Przez pół tysiąclecia wschodnia Galicja była ojczyzną Ukraińców, Polaków i Żydów. 96 proc. tych ostatnich wymordowali Niemcy; 95 proc. Polaków zamieszkujących tereny Małopolski Wschodniej włączone do ZSRR zostało zabitych bądź przesiedlonych na Zachód. Z kolei na tych terenach wschodniej Galicji, które zostały po 1945 r. w Polsce, liczba ludności ukraińskojęzycznej wynosiła około 600 tys. Na początku 1947 r., po obustronnych radziecko-polskich wysiedleniach, było jej jeszcze 200 tys. Po akcji "Wisła" zostało może 50 tys.

Historycznie wielonarodowy region został wymazany z mapy i zastąpiony pograniczem. Było to pogranicze nowego rodzaju, gdyż po raz pierwszy w historii Polaków od Ukraińców oddzielała granica. Akcja "Wisła" stała się dopełnieniem procesu, który zapoczątkował niemiecki Holocaust, którego kontynuacją były ataki UPA na Polaków, i który został zinstytucjonalizowany zorganizowaną przez NKWD "wymianą ludności" w latach 1944-46.

Taka granica narodowościowa - tak w zamyśle, jak w rzeczywistości - była w polskiej historii czymś nowym. Nie sposób byłoby pomylić zewnętrznych granic dawnej Rzeczypospolitej szlacheckiej z granicami etnicznymi; w istocie nie sposób ich w ogóle pomylić z granicami w naszym, współczesnym rozumieniu.

Obywatele II Rzeczypospolitej - pamiętając o sześciu wojnach, które wytyczyły polskie granice po I wojnie światowej - musieli zdawać sobie sprawę, że nie przystają one do realiów etnicznych. Po 1918 r. ani federaliści, ani narodowi demokraci nie uważali, że granice Polski należy wytyczyć kierując się ściśle narodowościowymi kryteriami. Po 1945 r. dosłownie wszyscy uznali za oczywiste, że taki stan rzeczy jest czymś pożądanym. Akcja "Wisła" stworzyła po polskiej stronie taką właśnie granicę, zmniejszając liczbę Ukraińców z 200 do 50 tys. Miejscowe dialekty i przesądy, podzielane przez ludzi, których nazwalibyśmy teraz Ukraińcami i Polakami, zanikły. Wsie szczycące się ciągłością swej galicyjskiej historii zachowały nazwy, lecz niewiele ponad to.

Historia jednej wsi

Tezę o homogenizacji dobrze pokazuje historia jednej galicyjskiej wsi.

W Dobrej Szlacheckiej uszlachcono w początkach XV w. trzech prawosławnych braci. Ich potomkowie zostali wciągnięci do polskich spisów herbowych i utrzymali swoją pozycję w XIX-wiecznej austriackiej Galicji. Także w Polsce międzywojennej ukraińskojęzyczna szlachta z Dobrej zachowała status i majątek. Polacy z tej wioski chodzili na nabożeństwa grekokatolickie i mówili po ukraińsku w miejscach publicznych. Przedstawiciele rodzin żydowskich prowadzili tu karczmę i handel.

I tak, po pięciu wiekach istnienia jako wyodrębniona społeczność lokalna i po dziesięcioleciach względnej obojętności wobec nowoczesnych koncepcji narodu, w latach 1939-47 Dobra zmieniła się nie do poznania. W latach 1939-1941 Sowieci deportowali Ukraińców, których oskarżyli o "kolaborację" z przedwojennym państwem polskim. W latach 1942-43 Niemcy wymordowali Żydów i wysłali do Oświęcimia ukraińskich działaczy narodowych oraz komunistów. W latach 1944-45 UPA wymordowała tych Ukraińców, których uznała za nieskłonnych do współpracy i Polaków, podejrzanych o "kolaborację" z nową władzą. 6 stycznia 1945 r. batalion wojska polskiego dopadł w Dobrej oddział UPA, którego tropem podążał: żołnierze UPA uciekli, wojsko natomiast zabiło (wedle niepewnych danych) 26 mieszkańców. Potem, w 1946 r., Sowieci wysiedlili połowę tych, co przeżyli. A rząd polski pozostałą połowę podczas akcji "Wisła": 80 mieszkańców Dobrej trafiło do obozu w Jaworznie; mieszkanka Dobrej urodziła tam dziecko.

Podobnie jak w dziesiątkach innych miejscowości, w Dobrej Szlacheckiej akcja "Wisła" zakończyła proces homogenizacji, który przekształcił regiony i wsie w coś, czym nigdy wcześniej nie były: w polskie regiony i wsie w naszym współczesnym, "narodowościowym" rozumieniu tego słowa. Tym, co uderza, kiedy czyta się wspomnienia przesiedlonych w ramach akcji Wisła - a także wspomnienia Polaków wypędzonych z Wołynia w trakcie czystek etnicznych - jest fakt, że ich autorzy często dookreślają swoje użycie terminów "Polak" i "Ukrainiec". Nawet jeśli późniejsza historia zapomina o złożoności przedwojennych tożsamości narodowościowych, to jednostki często o niej pamiętają - i starają się wyjaśnić, że kategorie narodowe, którymi zmuszone są posługiwać się, aby wyjaśnić swe przeżycia, nie zawsze przystawały do realiów sprzed 1939 r.

Przymusowe przesiedlenia nie tylko usunęły tradycyjną złożoność; dostarczyły też prostych wyjaśnień tego, co się stało: odrzucana przed wojną identyfikacja z tą czy inną narodowością niejednokrotnie następowała w miarę postępu przymusowych przesiedleń.

Myślenie ujednolicone

Rozważmy również historię Łemków. Po I wojnie światowej aktywność polityczna większości z nich nie była w najmniejszym stopniu zorientowana na Ukrainę. Jeszcze we wrześniu 1945 w takich regionach jak Beskid Niski niewielu Łemków (o ile w ogóle tacy byli) podchodziło poważnie do nacjonalizmu ukraińskiego. Podczas przymusowych przesiedleń do ZSRR urzędnik na tak wysokim stanowisku jak wicepremier Władysław Gomułka zgłosił sprzeciw wobec włączenia do nich Łemków, argumentując, że są lojalnymi obywatelami. UPA zaczęła werbować znaczącą liczbę Łemków dopiero w wyniku przymusowych wywózek na sowiecką Ukrainę.

To akcja "Wisła" uczyniła więc z Łemków Ukraińców - zarówno w ich własnym mniemaniu, jak i w wyobrażeniu polskiego społeczeństwa. Tu także mamy do czynienia z homogenizacją: mniejszości ukraińskojęzyczne stają się mniejszością ukraińską. Być może taki obrót spraw był nieunikniony - ale akcja "Wisła" z pewnością go przyspieszyła.

Kolejny przykład to prawosławie. Przed II wojną światową grupy ludności prawosławnej posługujące się dialektami języka ukraińskiego traktowano inaczej niż Ukraińców-grekokatolików. Państwo polskie stworzyło nawet w 1938 r. Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Jednak w polityce powojennej i w trakcie akcji "Wisła" prawosławni posługujący się ukraińskim traktowani byli po prostu jako Ukraińcy.

Stworzenie Polski jednolitej pod względem narodowościowym - proces, którego końcowym etapem była akcja "Wisła" - pociągnęło zatem także ujednolicenie kategorii myślenia. O ile bowiem po 1945 r. ideał państwa narodowego uważany był za coś oczywistego dosłownie przez wszystkich, to przed II wojną światową sytuacja przedstawiała się inaczej. Koncepcja państwa narodowego, kojarzona z Narodową Demokracją, zdobywała sobie zwolenników w latach 30. Jednak w 1939 r. nikt - poza może kilkoma fanatykami - nie wyobrażał sobie, jak wielki triumf odniesie ona już kilka lat później.

Przecież koncepcja Polski jako państwa wielu narodów i tradycji miała kilku wpływowych zwolenników, z Piłsudskim na czele. Wołyński eksperyment wojewody Henryka Józewskiego opierał się na koncepcji głoszącej, że Polska może, a nawet powinna być ojczyzną dla więcej niż jednej dojrzałej narodowości. Wielu współpracowników międzywojennej "Polityki" było tego samego zdania. Jak dziś wiadomo, wielu Żydów głosowało na BBWR - wyrażając tym samym swoje poparcie dla koncepcji państwa wielonarodowościowego.

Kolejne "rozwiązanie"

Po przykładzie danym przez Niemców i uwzględniając praktykę sowiecką, nie jest zaskoczeniem, że powojenni władcy Polski uznawali za oczywiste, iż państwo powinno być państwem narodowym. Potrzebę "państwa narodowego" głosili i ówczesny wpływowy członek Politbiura PPR Jakub Berman (prywatnie), i Gomułka (publicznie). Uzasadniając przymusowe przesiedlenia Ukraińców do ZSRR, przedstawiciele komunistycznych władz posługiwali się językiem międzywojennych narodowych demokratów. Planując akcję "Wisła" gen. Stefan Mossor mówił o swym zadaniu jako o "ostatecznym rozwiązaniu kwestii ukraińskiej w Polsce".

Powtórzmy: akcja "Wisła" była po prostu ostatnim z szeregu takich "ostatecznych rozwiązań". Jednak z tego właśnie powodu usunęła ona ostatnie pozostałości debaty narodowościowej, w swoim czasie stojącej na wysokim poziomie. Kiedy powojenny tygodnik "Polityka" poprosił w 1968 r. wybitnych intelektualistów o scharakteryzowanie typowego Polaka, prawie wszyscy milcząco utożsamiali go z rdzennym Polakiem.

Akcja "Wisła" związana jest również z uderzającą jednolitością stereotypów dotyczących Ukraińców. Z pewnością doświadczenie czystek etnicznych, dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich w czasie wojny zupełnie wystarczyło, by stworzyć negatywny stereotyp. Fakt, że polskich "repatriantów" osiedlano na terenie całej PRL, gwarantował rozpowszechnienie się takiego obrazu. Jednak akcja "Wisła" wniosła do tego tworzącego się faktu społecznego dwa istotne elementy. Po pierwsze, posłużono się gazetami i innymi organami propagandy w celu skojarzenia Ukraińców z nazistami. I w tym przypadku wielu Polaków zamieszkałych na Wschodzie miało powody, by przyjąć, że taki związek istniał - jednak w 1947 r. skojarzenia tego dokonano w skali całego kraju. Propaganda typu "znamy tę rękę" miała na celu właśnie skojarzenie doświadczenia okupacji hitlerowskiej z doświadczeniem konfliktu ukraińsko-polskiego.

Po drugie, akcja "Wisła" rozproszyła napiętnowanych Ukraińców po "ziemiach odzyskanych", stawiając ich w sytuacji, w której zmuszeni byli konkurować o zastane mienie - co było niełatwe już choćby z tego względu, że wiele kwestii nie było uregulowanych przepisami. Jako ci, którzy przybyli najpóźniej i byli najbardziej potrzebujący, przesiedleni Ukraińcy musieli wywołać negatywne reakcje ze strony tych, którzy zdążyli już się osiedlić. Ich przybycie dało także Polakom z kresów okazję do podzielenia się z innymi swoimi doświadczeniami z konfliktu ukraińsko-polskiego.

Pamięć zdewastowana...

Ujednolicenie myślenia można dostrzec również w typowym dla PRL zjawisku "upiastowienia" historii Polski. Określenie to jest oczywiście niesprawiedliwe wobec Piastów. Jest również niesprawiedliwe wobec imponującej grupy polskich historyków, którzy w PRL, w tamtych ciężkich czasach, nie stracili historii Rzeczypospolitej szlacheckiej z pola widzenia.

Jednak w popularnych wyobrażeniach historia Polski z pewnością przesunęła się na Zachód, a akcja "Wisła" odegrała w tym pewną rolę: położyła kres historii regionów i osadnictwa z lokalnymi tradycjami, niezrozumiałymi bez Rzeczypospolitej szlacheckiej. Zatarła polityczne różnice między prawosławnymi a grekokatolikami. Stworzyła świat, w którym sowiecka odmiana historii narodów - w której grupy etniczne pozostają w określonych granicach przez bardzo długie okresy, oczekując na państwowość i wyzwolenie - stała się bardziej prawdopodobna. W świecie z granicą narodowościową między komunistyczną Polską a radziecką Ukrainą łatwiej było uwierzyć, że taka wyraźna granica istniała też między piastowską Polską a Rusią Kijowską.

Stąd zakłopotanie, kiedy wkrótce po akcji "Wisła" historycy odkryli po polskiej stronie granicy... szczątki ruskiego księcia Danyły. Jednak proces ujednolicania kategorii myślenia najwyraźniej trwa nadal - np. na skromniejszych miejscach pochówku. Obserwatora uderza, jak niszczeją ukraińskie cmentarze w Polsce południowo-wschodniej, na skutek celowego działania bądź zaniechania. Bez Ukraińców łatwo jest Polakom na Łemkowszczyźnie zapomnieć o miejscowych cerkwiach, o czym może zaświadczyć każdy, komu zdarzyło się pytać tam o drogę.

Głośny spór o kościół w Przemyślu to kolejny przykład. W mieście tym mieszka tak niewielu Ukraińców, że trudno im było przedstawić swój punkt widzenia mediom i społeczeństwu. To jedną z konsekwencji akcji "Wisła" jest, iż w Przemyślu i okolicach jest obecnie o wiele mniej Ukraińców, którzy mogliby bronić fizycznych pozostałości kultury ukraińskiej. Inną konsekwencją jest, że można zapomnieć o niedawnej historii miasta, zastępując ją szerszą i bardziej pociągającą "piastowską" wersją historii Polski. Łatwiej jest zapomnieć, że międzywojenny Przemyśl był siedzibą ukraińskiej szkoły średniej, towarzystwa kredytowego, seminarium i organizacji pracowniczych, kiedy dzisiaj brak już takich instytucji.

...pamięć przywracana

W powojennej Polsce daje się też zauważyć tendencja do używania słowa "Ukraina" na określenie Galicji i Wołynia. W miarę, jak zanikają źródła lokalnej tradycji i regionalnej historii, coraz częściej myśli się o tych regionach, stosując to narodowe określenie. Zachodnia Ukraina wypiera zatem w wyobrażeniach Polaków resztę kraju. Jest to zrozumiały wynik doświadczeń II wojny światowej, lecz zniekształca on obraz ukraińskiej historii w wyobrażeniach Polaków.

Akcja "Wisła" - a zwłaszcza książki, które o niej napisano - przesunęły miejsce, gdzie rozgrywała się historia polsko-ukraińska jeszcze dalej na zachód, w Bieszczady (można odnieść wrażenie, że w okresie komunizmu akcja "Wisła" w Bieszczadach pełniła rolę oficjalnie akceptowanego substytutu wspomnień o czystkach etnicznych Polaków na Wołyniu i w Galicji). Jak wszystko inne, miejsca, w których rozgrywała się ukraińsko-polska historia, przesunęły się na Zachód. Ci, którzy chcieli podważać oficjalną wersję historii, naturalnie wskazywali na Wschód, na resztę Galicji, a przede wszystkim na Wołyń. Zasadniczo jednak scena stosunków polsko-ukraińskich została ograniczona do zachodniej Ukrainy.

Tymczasem stworzenie wyważonego opisu historycznego akcji "Wisła" i stosunków ukraińsko-polskich w latach 40. XX wieku pozwoliłoby i Polakom, i Ukraińcom zwrócić wzrok na inne okresy historyczne - i stosunki innego rodzaju. Świat wyobrażeń, który stworzyła II wojna światowa i jej skutki sprawia, że trudno nam dziś pamiętać, iż Chmielnicki podczas bitwy wydawał rozkazy po polsku, że kniaź Wiśniowiecki był wnukiem największego kozaka wszechczasów. Że Szewczenko czerpał natchnienie z podróży do Warszawy i Wilna oraz z poezji Mickiewicza. Że polski był językiem kultury w Kijowie zarówno w 1900, jak i w 1600 roku. I tak dalej.

W Polsce międzywojennej Warszawa nigdy nie traciła z oczu Kijowa. Homogenizacja - będąca konsekwencją II wojny światowej i jej następstw - jest faktem zarówno intelektualnym, jak i społecznym.

TIMOTHY SNYDER - amerykański historyk, wykładowca Yale University. Fundacja Pogranicze przygotowuje wydanie jego książki "Rekonstrukcja narodów: Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś, 1569-1999".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]