Paweł Bravo: ciężko nam o zieleń

Są za to odcienie szarości i brązu nakrapiane jeszcze na żółto ostatnimi ocalałymi na gałęziach liśćmi. Również końcówka tego listopada mało sprzyja zieleni: Holendrzy idą do wyborów i wiele wskazuje na to, że nie będzie to pomyślny dzień dla Fransa Timmermansa.

22.11.2023

Czyta się kilka minut

Spaghetti con broccoli
Spaghetti con broccoli / Adobe Stock

Sześćdziesiąt miliardów euro, jakie niemiecki rząd odłożył na proklimatyczne inwestycje, przepadło wskutek wyroku tamtejszego Trybunału Konstytucyjnego. Nawet znani z omnipotencji sędziowie z Karlsruhe nie mają jeszcze mocy zamiany złota w piasek, ale efekt był podobny, gdy orzekli, że władza wykonawcza nie miała prawa wedle swojego zielonego widzimisię zgarnąć pieniędzy niewykorzystanych na pomoc covidową i stworzyć z nich ad hoc nowego funduszu. 
Okazało się, że nie tylko polski rząd lubi czasem pójść na skróty i mieć święty spokój z regułą wydatkową, wyprowadzając grubą kasę poza budżet. Taka jednak drobna różnica, że w menu obiadów domowych, jakie tamtejszy Trybunał wydaje dla kanclerza, figuruje przeważnie Schwarzsauer, czyli czarna polewka (jeśli na bogato, to ze świńskim ryjem i ogonem, jeśli bieda, to z warzywami i suszonymi śliwkami, wtedy mamy westfalskie Blutgemüse). Bez tych miliardów Zieloni tracą możliwość osiągania celów, jakie były dla nich ceną trwania w bardzo kanciastym trójkącie z czerwonymi i żółtymi. 
W ogóle, jak się nad tym zastanowić, pomysł, żeby aktywność na rzecz środowiska naturalnego powiązać z zielenią, wcale nie jest taki bliski zmysłowemu doświadczeniu przyrody: w europejskiej bowiem strefie umiarkowanej przez wiele miesięcy nie ma w niej wiele zieleni, są za to odcienie szarości i brązu nakrapiane jeszcze na żółto ostatnimi ocalałymi na gałęziach liśćmi. Również końcówka tego listopada mało sprzyja zieleni: Holendrzy idą do wyborów i wiele wskazuje na to, że nie będzie to pomyślny dzień dla Fransa Timmermansa. Ma ambicje, by zostać premierem, ale na jego drodze może stanąć własny czteroletni, ogromny dorobek jako naczelnego popychacza Zielonego Ładu z ramienia Komisji Europejskiej. Niewielu ludzi wpłynęło w ostatnich latach, może poza Władimirem Putinem, na realia naszej codzienności w równym stopniu, co ten polityk. Być może zapłaci za to, w lokalnej skali swego kraju, cenę, bo popychał, a i owszem, butem i z butą.
Coraz częściej zresztą od zielonej ciuchci odpadają wagoniki – wybaczcie przedszkolną metaforę, ale to służby informacyjne Unii używają koncepcji „legislacyjnego pociągu”, gdy objaśniają dziennikarzom postęp prac legislacyjnych. Parlament sztrasburski właśnie głosuje nowe prawo dotyczące opakowań i recyklingu. Zmiana tych regulacji – w stronę niemal całkowitej rezygnacji z jednorazówek oraz wysokiego udziału surowców wtórnych – miała być jednym z ostatnich aktów Zielonego Ładu, ale opór materii okazał się ogromny. A raczej opór producentów tejże materii.
Przy żadnej sprawie ostatnio, nawet przy zakazie silników spalinowych, korytarze unijne nie widziały takiej fali namolnego lobbingu. Branży udało się nieco powybijać zęby nowym przepisom. Komisja i parlament tonęły w sprzecznych nawzajem raportach i ekspertyzach. Czy gdyby McDonald’s musiał sprzedawać w zwrotnych pudełkach z twardego plastiku, to czy ich mycie, a potem utylizacja, gdy po iluś razach przestaną się nadawać do użytku, nie byłyby większym obciążeniem dla środowiska niż obecny system jednorazówek? To tak skomplikowane, że rozsądnie byłoby nie mieć zdania i nie musieć nic decydować. 
Jedno wiem teraz na pewno: jak bardzo nasz łańcuch pokarmowy jest de facto zależny nie od tego, co jemy i skąd to się bierze, tylko od tego, jak to pakujemy. Eksperyment myślowy: spróbuj przez tydzień gotować i jeść, jakby nie istniał plastik i wszystkie jego formy znane ze sklepu i lodówki, wzbudził we mnie lekki popłoch. Ale skoro połowa „nowego” papieru i prawie połowa plastiku w Europie idzie na opakowania, a wśród nich najbardziej kłopotliwe są te od żywności, jakiś rodzaj niewygody chyba nas nie ominie. Kapsle na szklanych zwrotnych butelkach z kefirem były, dobrze to pamiętam, bo od niego zaczynałem każdy dzień, zielone.

 

Brak nam świeżej zieleni, nie wspominając o czerwieni pomidorów, ale w kuchni mamy za to niezawodny barwnik żółty, czyli kurkumę oraz (dla majętnych) szafran. W poniższym sycylijskim przepisie szafran służy, aby danie nie miało koloru burej ścierki, ale jeśli wam to nie przeszkadza, możecie go pominąć. Nazywa się to broccoli arriminati, ale ponieważ Sycylia to w wielu sprawach Włochy na opak, to broccolo u nich znaczy kalafior (zielone brokuły to sparacelli). Dzielimy małego kalafiora na różyczki, rzucamy na osolony wrzątek na 10 minut, odcedzamy, zostawiamy wodę. Na dużej patelni dusimy pomalutku cebulę na oliwie wraz z paroma filecikami anchois. Kiedy się rozpadną, a cebula będzie miękka, dodajemy garść namoczonych i odcedzonych rodzynek, odrobinę szafranu rozpuszczonego w 50 ml ciepłej wody i łyżeczkę koncentratu pomidorowego, mieszamy parę minut, dodajemy kalafiora i chochelkę wody, w której się gotował. Przykrywamy i dusimy jeszcze z 10 minut pod przykryciem, delikatnie rozgniatając różyczki drewnianą łyżką, by powstał w miarę jednorodny gęsty sos. Gotujemy makaron (np. penne) w wodzie po kalafiorze, kiedy jest mocno al dente przekładamy na patelnię z sosem i łączymy go na gorąco. Na wydaniu można posypać mocno uprażoną bułką tartą

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2023

W druku ukazał się pod tytułem: W co się pakujemy