Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tajwański artysta, zauroczony tamtym filmem, opowiada jednak inną historię; jej bohaterami są: nieustannie spiesząca się paryżanka Suzanne, jej smutny siedmioletni syn Simon i Song -wyciszona chińska opiekunka chłopca, a także nostalgiczny Paryż, piękna fortepianowa muzyka i tytułowy czerwony balonik. I jest nim również - czas. Zdumiewające, że Hsiao-hsien potrafił tak znakomicie sfotografować czas, odsłonić jego prawdziwą i sekretną naturę.
"Dlaczego tak się ciągle spieszysz, mamo?" - pyta Simon. "Bo chcę wszystkim sprawić przyjemność" - odpowiada Suzanne, która czasem jednak przystaje. A wtedy potrafi w intensywny sposób być ze swoimi dziećmi i uważnie spotykać innych. Suzanne zatrzymuje się jednak bardzo rzadko i tylko na chwilę. Jej codziennością jest pośpiech, mamiący, że pomaga dogonić stracony czas, a w istocie dokonujący przemocy na czasie, który przypada nam w udziale. Pośpiech żywiołowej Suzanne (znakomicie zagranej przez Juliette Binoche) ma w sobie coś z ucieczki - raczej podświadomej - przed samą sobą, przed swoim życiem, a zwłaszcza przed swoim "teraz".
Wyciszona i zorganizowana Song stanowi całkowite przeciwieństwo Suzanne. Czy jednak jest bliżej siebie, bliżej swojego "teraz"? Chyba zbyt łatwo przeciwstawiamy zadyszany Zachód kontemplacyjnemu Wschodowi. W skupieniu Song jest wyciszenie, ale jest także chłodny dystans. Pozwalają one wprawdzie widzieć wyraźniej, nie pomagają jednak poczuć intensywności świata ani zbliżyć się do drugiego. Żeby być pełniej i bliżej swojego "teraz" i bliżej drugiej osoby, trzeba często przystawać, niekiedy jednak nieco przyspieszyć, wręcz pobiec.
Mały Simon czuje się samotny nie tylko z nieustannie biegnącą gdzieś mamą, ale także ze spokojną Song. Uczestniczką jego świata jest jedynie siostra chłopca. Starsza od Simona, ma jeszcze w sobie coś z dziecka, potrafi wspólnie z bratem dotrzymać kroku "teraz".
Dzieci, zanim zostaną wprzęgnięte w życiowe wyścigi, rzadko cierpią na brak czasu. A my, dorośli, nawet wtedy kiedy już w końcu uda się nam mieć czas, rzadko potrafimy bez wyrzutów sumienia zajmować się nicnierobieniem lub - zwłaszcza jeśli nie praktykujemy modlitwy kontemplacyjnej lub medytacji - jedynie być.
Być może dzieje się tak dlatego, że chcemy posiąść czas na własność, a czas - jak tytułowy czerwony balonik - podróżuje swoim rytmem i swoją drogą. I z jakichś powodów to właśnie dziecku łatwiej ten rytm odkryć. Czerwony balonik przecież nie tylko podąża za Simonem, ale też szuka go, a chwilami zdaje się wręcz na niego czekać.
Dyskretny, wyciszony niczym haiku, a jednocześnie intensywny film Hsiao-hsiena jest jak rekolekcje. Przymusza, byśmy zwolnili i przystawali tak często, aż pośpiech znudzi się tą drogą i zostawi nas w spokoju. I dobrze - być może poprzez podróż z czerwonym balonikiem uda się odnaleźć swój naturalny rytm lub choćby trafić na jego trop. A wówczas zdarzy się może, że "teraz" nie tylko wybiegnie nam na spotkanie, ale i my naprawdę zdołamy je spotkać.
"Podróż czerwonego balonika"; reż.: Hou Hsiao--hsien; scen.: Hou Hsiao-hsien, François Margolin; zdj.: Mark Lee Ping-bing; wyst.: Juliette Binoche, Simon Iteanu, Song Fang i inni; prod.: Francja, 2007 r., dystryb.: Gutek Film.