Parcie do wolności

Polska może - i powinna - bez kompleksów wpływać na kształt unijnej polityki i na kierunki reform.

24.11.2009

Czyta się kilka minut

Okres PRL oprócz zniewolenia społeczeństwa i zahamowania naturalnych procesów rozwoju gospodarczego przyniósł też zmiany w postrzeganiu miejsca Polski we współczesnym świecie. Dla Polaków oznaczał rosnący z każdą dekadą kompleks ubóstwa wobec Zachodu. Dla przeciętnego mieszkańca Europy Zachodniej, dla którego pojęcie Europy wyznaczane było przez mapy kończące się na Łabie, a czasami na Odrze, to czas postępującej eliminacji Polski ze świadomości. Również w mentalności zachodnioeuropejskich elit politycznych utrwalił się obraz komunistycznej Polski jako kraju o znaczeniu drugorzędnym, niezdolnego do samodzielnej polityki zagranicznej.

Wbrew pozorom, sytuacja ta nie zmieniła się od razu po upadku komunizmu i odzyskaniu niepodległości.

Wola niepodległości

Prof. Janusz Pajewski twierdził, że w 1918 r. spośród różnych czynników, które nas "wybiły na niepodległość", kluczowa była wola niepodległości w polskim społeczeństwie. Z perspektywy historycznej coraz wyraźniej widać, że również w 1989 r. wola pełnej wolności i niepodległości była silniejsza nie tylko od prób ratowania władzy przez elity PZPR, ale także od obaw niektórych części opozycji przed wprowadzeniem pełnej demokracji.

To dzięki masowemu społecznemu poparciu dla Solidarności, PRL został odesłany na śmietnik historii. Sam NSZZ "Solidarność" wychodził z podziemia pokiereszowany, nieporównywalnie słabszy niż w latach 1980-81. Mimo to jego powrót na scenę polityczną, jako symbol wolności i nadziei na zmiany, siłą rzeczy uniemożliwił realizację komunistycznego pomysłu na przebudowę państwa. Warto pamiętać, że ten bynajmniej nie polegał na wprowadzeniu demokracji. Jak wynikało z opracowanej na zlecenie władz partii "Koncepcji przemian w systemie politycznym PRL w świetle Uchwał VIII Plenum KC PZPR" z 5 września 1988 r., chodziło o zaadoptowanie do systemu części opozycji tak, aby nie naruszało to zasad "współdziałania na gruncie konstytucyjnego porządku PRL" - bez naruszania dominacji komunistów w życiu politycznym i w parlamencie oraz z prezydentem, którym "zawsze powinien być członek PZPR". Takie pomysły miały prowadzić w najlepszym razie do budowy systemu przypominającego dzisiejsze państwo Łukaszenki.

Spektakularna, choć nie do końca wykorzystana porażka komunistów 4 czerwca 1989 r. pokazała, że społeczeństwo chce o wiele więcej, niż wynegocjowano przy Okrągłym Stole. Liczono na zmiany gospodarcze i polityczne - także w ramach polityki międzynarodowej. Polska weszła na drogę uzyskania pełnej podmiotowości politycznej oraz znaczenia odpowiadającego jej wielkości i potencjałowi ludnościowemu. Tylko dla części elit politycznych od początku było oczywiste, że musi się to wiązać z realizacją dwóch priorytetów politycznych: przystąpieniem do NATO i integracją z EWG/Unią Europejską.

Dojrzewanie zmian

Dzisiaj zapominamy, że jeszcze niedawno wielu ludziom i u nas, i na Zachodzie nie mieścił się w głowie postulat przynależności postkomunistycznej Polski do tych struktur. Jeszcze w kwietniu 1991 r. podczas narady polskich ambasadorów z krajów EWG z udziałem przewodniczącego Komisji Europejskiej Jacques’a Delorsa i wiceprzewodniczącego Fransa Andriessena, obaj stwierdzili, że nie wyobrażają sobie członkostwa we Wspólnotach Europejskich ani Polski, ani innych krajów Europy Środkowej, gdyż zmieniłoby to Wspólnoty z obszaru rozwoju w obszar recesji ekonomicznej. Mówiono jedynie o stowarzyszeniu Polski, Czech i Węgier z EWG.

Podobnie wydawać się może, że o wiele łatwiejszy do osiągnięcia postulat przynależności Polski do NATO był dla wszystkich - z lewa i z prawa - "od zawsze oczywisty". Nic podobnego. Warto przypomnieć, że jeszcze w 1990 r. postkomunistyczna SdRP mówiła o konieczności podtrzymania strategicznego "sojuszu polsko-radzieckiego" i o tym, że sowieckie garnizony w Polsce wciąż są potrzebne. Byłby to problem marginalny, gdyby nie fakt, że w 1993 r. postkomuniści powrócili do władzy. Na szczęście w nowej roli szybko dostosowali się do poglądów większości społeczeństwa, chociaż w ustach niektórych polityków SdRP pojawiały się wypowiedzi podważające nie tylko potrzebę przynależności Polski do NATO, ale w ogóle sens istnienia Paktu Północnoatlantyckiego.

Ostatecznie wola większości narzuciła stabilne kierunki polskiej polityki zagranicznej, mimo nierzadko gwałtownych przewartościowań na polskiej scenie politycznej.

Polski głos

W ciągu pierwszego piętnastolecia niepodległości udało się zrealizować oba strategiczne cele polityki zagranicznej. Dzisiaj Polska - wciąż kraj na gospodarczym dorobku - w sensie politycznym posiada narzędzia do odgrywania znaczącej roli w regionie. Dyskusja nad zasadami traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy, spór o interwencję amerykańską w Iraku czy faktyczny konflikt z Rosją o wsparcie Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie były potwierdzeniem, że Polska może i powinna być liczącym się uczestnikiem polityki międzynarodowej. Ewidentny jest wpływ naszej obecności w Unii Europejskiej i NATO na wzrost roli Polski. Z kraju w latach 90. zapatrzonego z obawą w pomruki rosyjskiego niedźwiedzia staliśmy się państwem, którego głos jest samodzielny i - co więcej - słyszalny. Trudno sobie wyobrazić równie skuteczne działania polskiej dyplomacji na Ukrainie w 2004 r., gdyby nasz głos nie miał wpływu na stanowisko innych krajów europejskich.

Dzisiejsza Polska na arenie międzynarodowej ma nieporównywalnie większy ciężar gatunkowy niż w latach 90. To daje nam szansę na o wiele skuteczniejsze artykułowanie naszego stanowiska. Dotyczy to zarówno problemów polityki międzynarodowej, w rodzaju kwestii bezpieczeństwa energetycznego, jak i stosunków bilateralnych. Przykładem mogą być spory z Rosją o rynek mięsa czy rozbieżności z Niemcami w sprawach polityki historycznej. Dzisiaj zapewne dyplomacja francuska nie wyszłaby już z postulatem innego przeliczania mieszkańców "starej" i mieszkańców "nowej" Unii przy ustalaniu wagi głosów w Radzie UE - tak jak to miało miejsce w Nicei zaledwie dekadę wcześniej. Wtedy, dzięki interwencjom i umiejętnemu pozyskaniu wsparcia m.in. Danii i Portugalii, obroniliśmy się przed potraktowaniem państw akcesyjnych jako krajów mimo wszystko "drugiej kategorii". Nicea dała Polsce miejsce wśród sześciu najważniejszych krajów UE na forum wciąż kluczowej instytucji wspólnotowej.

Sztuka kompromisu

Mimo że traktat lizboński w porównaniu z nicejskim faktycznie nieco osłabi naszą siłę w Radzie Unii Europejskiej, wciąż równie ważnym i zasadniczym czynnikiem w polityce pozostaje determinacja w artykułowaniu swojego stanowiska i - co równie istotne - umiejętne jego przedstawianie na arenie międzynarodowej. Na tym od kilkudziesięciu lat opiera się polityka Francji na forum Wspólnot; nie inaczej postępują Niemcy czy Wielka Brytania. I nic nie wskazuje, aby uległo to zmianie w przewidywalnej perspektywie. Każdy rząd jest wyrazicielem przede wszystkim interesów własnego społeczeństwa. Ta zasada - wbrew poglądom idealistów - wciąż jest siłą napędową polityki międzynarodowej. Polityka wewnątrz UE pozostanie polityką poszukiwania doraźnych sojuszy i kompromisu. Ale kompromis jest możliwy wtedy, gdy z pełną świadomością zaznacza się własne zdanie. Dlatego możemy i powinniśmy bez kompleksów wpływać na kształt unijnej polityki i kierunki reform.

Dwudziestolecie wolności i sfinalizowanie procesów integracji ze strukturami europejskimi przyniosło całkowitą odmianę miejsca Polski na mapie Europy. Nie musieliśmy do niej wracać. Jako naród wciąż byliśmy w niej obecni, ale jako państwo dopiero odzyskiwaliśmy w niej nasze miejsce. I nieustannie powinniśmy o to miejsce zabiegać. Integracja europejska nie polega bowiem na naiwnej wierze, że to Bruksela będzie za nas rozwiązywać nasze problemy. Przynależność do UE daje społeczeństwom krajów członkowskich zestaw możliwości dla skutecznego realizowania (czasem także obrony) własnej racji stanu w ramach Wspólnot i poza nimi.

Ale to od poszczególnych państw i rządzących nimi elit politycznych zależy, w jakim zakresie z tych możliwości korzystają.

Dr MACIEJ KORKUĆ jest dyrektorem Małopolskiego Regionalnego Centrum Informacji Europejskiej w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2009