Parafowanie Niderlandów

Gdzie leży granica między zaangażowaniem biskupa w budowanie korzystnego dla ogółu porozumienia a ingerencją w partyjne gry interesów? Gdzie kończy się odważne chrześcijańskie świadectwo składane w życiu publicznym, a zaczyna nadużywanie religii dla celów politycznych? Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Jednak intuicyjnie wyczuwamy, że dzieje się w Polsce coś niedobrego.

13.02.2006

Czyta się kilka minut

Prawda, że po przełomie 1989 r. dostrzegalne stały się w Kościele pęknięcia polityczne czy światopoglądowe. Gdy jednak gęstniała atmosfera konfrontacji, można było liczyć na interwencję Jana Pawła II. Gdy tuż przed referendum Episkopat spierał się o wejście do Unii, Papież przekonywał Narodową Pielgrzymkę do Rzymu: "Wiem, że wielu jest przeciwników integracji. Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego Narodu. Podzielam ich niepokoje związane z gospodarczym układem sił" (19 maja 2003). Ale zaraz zastrzegł: "Muszę jednak podkreślić raz jeszcze, że Polska zawsze stanowiła ważną część Europy

i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty". Spontanicznie, poza przygotowanym tekstem, dodał: "Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej".

Nikt poza nim nie dysponował tak wielkim autorytetem i kunsztem łagodzenia sporów, a zarazem czytelnego stawiania spraw. Wkrótce minie rok od śmierci Papieża. W tym czasie złamano kilka nienaruszalnych dotychczas granic.

Odosobnione, choć interesujące

Po pierwsze, przyzwyczailiśmy się do pomieszania porządków wiary i polityki, gdy np. Radio Maryja wzywa do głosowania na konkretne partie i kandydatów. Groźne novum stanowi jednak ingerencja w kierunku przeciwnym: polityk recenzuje i poucza biskupów, jak kierować Kościołem. Na początku lutego w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Jarosław Kaczyński oświadczył: "Abp Życiński prezentuje poglądy, które wydają mi się dość odosobnione, choć interesujące. Jako katolik obawiałbym się jednak ich upowszechnienia wśród duchowieństwa. Skończyłoby się jak w Holandii". Pytanie, jakie inicjatywy i wypowiedzi metropolity lubelskiego sprawiły, że prezes PiS straszy widmem opustoszałych świątyń? Ekumeniczne modlitwy na Majdanku? Publikowanie raportów z wykonania archidiecezjalnego budżetu? A może apele o poszanowanie autonomii państwa i Kościoła?

Nie rozumie realiów

Po drugie, nie zdarzało się, aby politycy pisali donosy na niewygodnych biskupów. Do czasu: Liga Polskich Rodzin, konkurując z PiS o katolicki elektorat, zaproponowała jesienią, aby zaostrzyć ustawę aborcyjną. Projekt skrytykował bp Tadeusz Pieronek. Stwierdził, że Kościół zaakceptował dotychczasową ustawę "w imię zachowania ładu społecznego". W odpowiedzi Liga napisała list do kard. Józefa Glempa,

abp. Józefa Michalika i abp. Stanisława Dziwisza. "W sytuacji, kiedy w parlamencie zasiedli ludzie prawicy, marszałkiem Sejmu został obrońca życia, a prezydentem człowiek, który zawsze wypowiadał się przeciwko aborcji, jest niebywała okazja, aby dokonać zmian w zapisach ustawy". Kłopot jedynie w tym, że biskup Pieronek "nie do końca rozumie realia polityczne" - czytamy w liście.

Stwierdzenie byłego sekretarza generalnego Episkopatu wzięli w obronę inni biskupi, m.in. Stanisław Stefanek i Tadeusz Gocłowski. Ligę skrytykował abp Michalik: "Należy bronić życia, ale właściwą metodą, z wykluczeniem ran zadawanych innym, bez wyzwalania niechęci i ryzyka odrzucenia tego dobra, które już jest" - stwierdził przewodniczący Episkopatu. I dodał: "Przed Bogiem i dla Kościoła nie ma znaczenia, czy to życie jest chore, ułomne, czy powstałe na skutek gwałtu. Jednak spojrzenie Kościoła na kwestię obrony życia ma wymiar moralny, a nie polityczny".

Tyle że na tym nie koniec. Politycy nie kryli rozgoryczenia, więc pod koniec grudnia przewodniczący Episkopatu napisał do posłów LPR list, tym razem serdeczny

w tonie. Szczegółowe streszczenie nauczania Kościoła kończą słowa: "Dziękuję także Panom za wysiłek podjęty dla uformowania sumień, przekonań i praw opowiadających się za pełną ochroną każdego życia".

Uprawniony, ale niezbyt mocny

Po trzecie, o ile naturalne było, że Episkopat dzielą kwestie społeczne i polityczne, nigdy jednak biskupi nie wypowiadali publicznie opinii tak jednoznacznych,

a zarazem sprzecznych. W grudniu kard. Józef Glemp stwierdził: "Jeżeli Radio Maryja chce być katolickie, to powinno kształtować jedność Kościoła, tymczasem zauważamy, że prowadzi do rozbicia". Prymas zarzucił rozgłośni o. Rydzyka, że tylko własny krąg uważa za prawdziwy Kościół. Bp Zygmunt Zimowski z Radomia dodał, że Radio należałoby wybierzmować. Jednak w Boże Narodzenie ripostował abp Sławoj Leszek Głódź. Nazwał Radio "bogatym przekazem modlitwy, szkołą katechezy, głoszeniem Ewangelii, poprzez najnowocześniejsze środki przekazu".

Nigdy dotąd biskupi nie angażowali się również w tak różne projekty polityczne. W październiku abp Gocłowski patronował gdańskim rozmowom koalicyjnym między PO oraz PiS. Zastrzegł jednak, że użyczył politykom tylko siedziby, w rozmowach nie brał aktywnego udziału. Z kolei przed dwoma tygodniami abp Sławoj Leszek Głódź spotkał się z Romanem Giertychem i przekonał do podpisania paktu stabilizacyjnego. Tym samym ordynariusz warszawsko-praski stał się jednym z architektów nowego układu politycznego. Warto pamiętać, że po ostatnich obradach Episkopat ubolewał: "środowiska wyrosłe z tradycji solidarnościowej nie potrafią zjednoczyć się w trosce o dobro Polski" (31 stycznia). Trudno nie zinterpretować tych słów jako wyrazu gasnących nadziei na koalicję PO-PiS.

Opinia publiczna zaczyna traktować Episkopat niczym parlament, w którym toczy się gra między większością i mniejszością. Nie przypadkiem dziennikarze skrupulatnie liczą biskupów, którzy przyjechali na rocznicowe uroczystości Radia Maryja. Także Jarosław Kaczyński pokusił się o czysto polityczną diagnozę sił w Episkopacie. Jego zdaniem, arcybiskupi Gocłowski i Życiński "reprezentują pewien nurt w Kościele, który jest uprawniony, ale jest, uczciwie mówiąc, niezbyt mocny".

Rozpiera mnie duma

Po czwarte, związki władzy i niektórych środowisk katolickich nie były dotychczas tak ostentacyjne. Kazimierz Marcinkiewicz jest pierwszym szefem rządu, który zasiadł za mikrofonami rozgłośni z Torunia. Na antenie skomentował: "Dwie czy trzy godziny temu byłem już kompletnie zmęczony, już nie miałem siły na nic. Ale to zmęczenie odeszło. Tu byłem w stanie bardzo szybko nabrać sił. Dziękuję, że mogłem tu być

i tych sił nabierać. Jeśli to jest prawda, że jestem pierwszym urzędującym premierem, który tu siedzi za tym mikrofonem, to rozpiera mnie duma". Nic zatem dziwnego, że jego ministrowie stale goszczą w studiach Telewizji Trwam i Radia Maryja.

Znamiennym sygnałem było parafowanie układu stabilizacyjnego wyłącznie przy mediach związanych z o. Rydzykiem. Tyle że tym razem incydent sprowokował równie bezprecedensową reakcję biskupów. Na ogół bowiem Kościół unika wskazywania wprost, jakich instytucji czy mediów dotyczą pouczenia. Prasa odnosiła do Radia Maryja np. fragment przemówienia Benedykta XVI podczas wizyty ad limina polskich biskupów, w którym Papież wzywał katolickie stacje radiowe i telewizyjne do "zachowania autonomii sfery politycznej" (listopad 2005). Podobnie odczytywano styczniowy komunikat nuncjatury: działania, które angażują autorytet Kościoła, wymagają "pisemnej zgody własnego ordynariusza, a w przypadku instytucji o zasięgu ogólnopolskim - także zgody Konferencji Episkopatu Polski". Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w żadnym z tych dokumentów nie wspomniano mediów o. Rydzyka.

Ostatni komunikat podpisany przez rzecznika Episkopatu nie budzi jednak wątpliwości. "Nasz Dziennik", Telewizja Trwam i Radio Maryja obecne przy parafowaniu paktu stabilizacyjnego, czyli "media wiązane z Kościołem", "nie działały w jego imieniu". Ks. Józef Kloch powołuje się w tym kontekście na wspomniany dokument nuncjatury.

Biskupi już wybrali

Po piąte, religijne deklaracje i publiczne modlitwy nie służyły dotychczas za tak powszechne narzędzie politycznego marketingu. Politycy nieraz ulegali pokusie zamieszczania w broszurach wyborczych fotografii z papieskich audiencji albo liczyli na sympatię proboszczów. "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Jako kandydat na prezydenta RP zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności wobec Boga, z jaką wiąże się objęcie tego stanowiska" - tak Lech Kaczyński rozpoczął przedwyborczy list rozesłany po parafiach. Poza tym deklarował, że do śmierci zamierza być katolikiem. Krok po kroku przywiązanie do religii stało się kartą przetargową w walce o Sejm i Pałac Namiestnikowski. "Musimy pokazać wyborcom, że Kaczyński nie ma monopolu na poparcie Kościoła. Trochę przespaliśmy pierwszą turę, dzięki agresywnemu poparciu Radia Maryja w społeczeństwie powstało przekonanie, że biskupi już wybrali. A to nieprawda" - mówił dziennikarzom "Gazety" anonimowy sztabowiec PO. I tak, gdy Lech Kaczyński odwiedzał na Śląsku abp. Damiana Zimonia (Katowice) i bp. Adama Śmigielskiego (Sosnowiec), Donald Tusk gościł u kard. Henryka Gulbinowicza we Wrocławiu. Wreszcie obaj kandydaci spotkali się w Łagiewnikach, u abp. Dziwisza.

Wyborcze pomieszanie religijnego sacrum z politycznym profanum wykreowało atmosferę podejrzliwości. Bo gdy dziś patrzymy, jak obejmujący urząd premier modli się w błyskach fleszy, bezwiednie stawiamy sobie pytanie, czy w grę nie wchodzi socjotechnika. A przecież intencje Kazimierza Marcinkiewicza mogły być szczere... Tak kręci się błędne koło: nie chcemy, i słusznie, chować wiary pod korcem, ale każdy gest, zamiast religijnego, nabiera znaczenia politycznego. Paradoksalnie, chrześcijaństwo zamiast zakorzeniać się przez świadectwo w życiu społecznym, traci na autentyczności.

Moda na ostentacyjne deklaracje wyznaniowe może nadszarpnąć autorytet Kościoła jako wspólnoty ewangelicznych wartości. Ostrzeżeniem może być kazus Marka Płusy

z PiS: "Jako najważniejszą informację o sobie podaje, że jest osobą wierzącą" - napisała jedna z lokalnych gazet. Po nominowaniu na szefa oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Kielcach prasa wytropiła jednak, że był m.in. oskarżony o podrabianie dokumentów. Polityk wystąpił z partii, ale niesmak po deklaracjach pozostał. I wolno zapytać, czy pod względem szermowania religią przykład nie szedł z samych szczytów?

Zresztą walka na katolicki image nie zakończyła się po wyborach. Po niedawnej wizycie parlamentarzystów PO u abp. Stanisława Dziwisza Jan Rokita stwierdził, że Kościół łagiewnicki powinien zwyciężyć Kościół toruński...

I tu dotykamy sedna sprawy. Przed laty ks. Józef Tischner przestrzegał przed - jak mówił - religią polityczną. Ta wynaturzona forma rozumienia i praktykowania wiary odnosi się do sytuacji, gdy interesy i podziały polityczne opisuje się językiem religijnym. Dziś jesteśmy świadkami, jak tamto ostrzeżenie przepoczwarza się w ponurą rzeczywistość. Toruń i Łagiewniki, dwa religijne symbole, posłużyły do zdefiniowania sporu na wskroś partyjnego. Pękła granica między tym, co cesarskie, i tym, co Boskie.

Cena za ulotne - z perspektywy długiego trwania Kościoła - wpływy polityczne, za flirt z władzą albo jedynie za wyłączność na relacjonowanie parafowania paktu stabilizacyjnego okaże się wysoka. Obraz chrześcijaństwa uwikłanego w partyjne rozgrywki może tylko zniechęcać. Byle nie skończyło się jak w Holandii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2006