Pani Ola mówi: nie

Wydawca: Uniemożliwienie prezentacji tej części dorobku poety zubaża jego postać i sprawia, że staje się niepełna. Mecenas: Każda decyzja właściciela praw jest arbitralna, ponieważ ma do niej pełne prawo i nie musi jej z nikim konsultować.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Ta znajomość zaczęła się zwyczajnie. W październiku 1987 r. 32-letnia doktorantka na wydziale filologiczno-historycznym Uniwersytetu Gdańskiego weszła do kościoła Wizytek. Jak kilka innych osób zapytała o ks. Jana Twardowskiego, który o tej porze zwykł odprawiać Mszę. Wtedy ksiądz z powodu złamania nogi nie wychodził jednak z mieszkania i nikogo nie przyjmował. Kobieta przekazała więc przez siostry dwie książki z prośbą o autograf oraz kartkę z kilkoma nakreślonymi pospiesznie słowami. Był piątek. W sobotę wróciła do Gdańska, i to właściwie mógłby być już koniec.

Trzy dni później na jej sopocki adres przyszły dwie podpisane książki oraz kartka. "Jestem wdzięczny, że czytają mnie także w Sopocie" - pisał ksiądz-poeta. Było w tym trochę kokieterii, bo przecież zdawał sobie sprawę, że czytają go nie tylko w Sopocie. W każdym razie doktorantka jeszcze tej jesieni znów pojechała do Warszawy, by osobiście poznać księdza Twardowskiego.

Kilka miesięcy później Aleksandra Iwanowska na prośbę księdza Jana rozpoczyna pracę nad wyborem jego poezji maryjnej.

Muza czy "ta pani"

Iwanowska nie była pierwszą osobą, która wydawała te wiersze. Wcześniej czynił to np. białostocki edytor i historyk literatury Waldemar Smaszcz. Jednak to Iwanowska wykonała pracę, której nikt przed nią nie chciał bądź nie mógł się podjąć: spisała nagrane przez wizytki homilie księdza z kilkudziesięciu lat. W ciągu dwudziestu lat, jakie upłynęły od tego pierwszego spotkania, Aleksandra Iwanowska opracowała ponad 150 książek Jana Twardowskiego. - Poświęciłam życie tej służbie - mówi.

W testamencie sporządzonym 30 grudnia 2002 r. (był to piąty testament księdza) Jan Twardowski ustanowił Aleksandrę Iwanowską swoją jedyną spadkobierczynią. Z honorariów otrzymywanych z tytułu wydawania jego książek ma jej przypaść 50 proc.; po 25 proc. ma wpływać na klasztor sióstr wizytek i seminarium duchowne.

Za życia autora "Spieszmy się kochać ludzi..." Iwanowską określano mianem Muzy. Oddaje ono istotę relacji, jaka łączyła sędziwego kapłana i poetę z osobą, której powierzył pieczę nad swoimi słowami, a z czasem także nad całą twórczością. Ale obecność Iwanowskiej dla otoczenia ks. Twardowskiego stawała się coraz bardziej uciążliwa. - Mieliśmy wrażenie, że ona go zawłaszcza, że on jej się boi. Unikaliśmy odwiedzania księdza w czasie, kiedy była u niego "ta pani" - mówi jedna z osób zaprzyjaźnionych z księdzem Janem.

Określenia "ta pani" zaczęto używać wymiennie z określeniem "Muza" jeszcze za życia ks. Twardowskiego. Po jego śmierci dawni bliscy księdza mówiąc o Iwanowskiej używają wyłącznie tego określenia.

Ks. Jan Twardowski zmarł 18 stycznia 2007 r. Aleksandra Iwanowska była jedną z kilku osób, które były przy nim w szpitalnym pokoju przy ulicy Banacha. Opowiedziała potem, że to właśnie ją trzymał za rękę w ostatnich godzinach życia.

Spadkobierczyni

W ostatnich latach życia księdza wydawcy mogli jeszcze uzyskać zgodę na wznowienia bądź stworzenie nowych wyborów tomów autora. Uzyskanie pisemnej zgody poety było proste, pod warunkiem, że udało się dostać do niego w czasie nieobecności Iwanowskiej. Było to możliwe, ponieważ, mimo że spędzała w Warszawie wiele czasu, na stałe mieszkała w Sopocie. Księdzu trudno było odmawiać - zwłaszcza osobom, które znał od lat i do których miał zaufanie.

O ile wówczas jego zgoda na wydanie książki wywoływała jedynie gniew edytorki, o tyle po śmierci poety jej wola, poparta prawomocnym orzeczeniem sądu sankcjonującym wolę zmarłego, zyskała sankcję prawną i sprawnego wykonawcę w osobie mecenasa Andrzeja Karpowicza, jednego z najlepszych w Polsce specjalistów w zakresie ochrony praw autorskich. Spadkobierczyni praw do twórczości ks. Jana nie zgodziła się na wznowienia wydawanych od lat przez Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej zbiorów jego poezji. Działający w Katowicach dziecięco-młodzieżowy zespół Ychtis nie może już wykonywać piosenek do tekstów ks. Twardowskiego, mimo posiadanej pisemnej zgody autora. Z drugiej strony: na rynku jest w tej chwili około 60 różnych książek autorstwa Jana Twardowskiego. Przeważająca część z nich została opracowana przez Aleksandrę Iwanowską.

Otulona dobrocią

Książeczka "Otulona dobrocią" ukazała się w październiku. Zawiera listy księdza do ówczesnej studentki polonistyki Marii Kędzierskiej-Skoczylasowej oraz jej zapiski ze spotkań z poetą. To świadectwo przyjaźni zapisanej w niezwykłej formie: kolaży i wycinanek. - Książkę wydaliśmy, podpisując umowę z adresatką listów, przyjmując, że posiada ona prawa autorskie do tych zapisków - tłumaczy Ryszard Burek, dyrektor Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego.

Mniej więcej miesiąc po publikacji dyrektor otrzymał pismo od mecenasa Karpowicza z informacją, że wydanie książki bez zgody spadkobierczyni stanowi naruszenie prawa, i pytaniem, co zamierza z tym zrobić. W kolejnym piśmie zawarte było prawomocne orzeczenie sądu o nabyciu tych praw przez panią Iwanowską oraz żądanie 10 tys. złotych i wycofania pozycji ze sprzedaży.

Podobne pismo mecenas Karpowicz napisał do rektora UW: "Książka ta, niewątpliwie grafomańska i próbująca stwarzać po śmierci księdza, gdy już nie mógł się bronić - niesmaczne iluzje, szkodzi jego pamięci".

Ryszard Burek najbardziej zasmucony jest z powodu tego właśnie fragmentu: - Nie kwestionując istniejącego stanu prawnego w dziedzinie prawa autorskiego i zdając sobie sprawę z konsekwencji jego nieprzestrzegania, twierdzę, że decyzja spadkobierczyni w tym konkretnym przypadku ma charakter arbitralny. Uniemożliwienie prezentacji tej części dorobku poety zubaża jego postać i sprawia, że staje się niepełny.

- Każda decyzja właściciela praw jest arbitralna, ponieważ po prostu ma do niej pełne prawo i nie musi jej z nikim konsultować - odpowiada Andrzej Karpowicz. - To dotyczy każdej własności i każdego właściciela.

Odmowa

Waldemar Smaszcz ma w swoich zbiorach wiele listów od księdza Jana. Ma też jego wiersze - prywatne, rodzinne, napisane i podarowane mu z okazji narodzin córki czy 25. rocznicy ślubu. Zdaje sobie sprawę, że w świetle prawa autorskiego nie są jego własnością, dlatego nie zamierza ogłaszać ich drukiem, choć bez wątpienia stanowią część dorobku poety.

Takich wierszy może być zresztą więcej. Podróżując po Polsce, Smaszcz często napotyka na ręcznie przepisywane utwory ks. Jana Twardowskiego z lat 60. i 70. w zniszczonych, zaczytanych zeszytach. Ile właścicielek tych zeszytów może posiadać jakieś nieznane dotąd wiersze księdza Jana? Które z nich należałoby uznać za grafomańskie, a które wybitne? I kto ma o tym decydować?

On sam ma spore doświadczenie. Był edytorem kilku tomów wyborów poezji księdza, sam autor miał do niego duże zaufanie.

Do tego stopnia, że powierzył mu stworzenie własnej antologii polskiej poezji religijnej, nad którą pracowali wspólnie niemal do ostatnich dni życia księdza. - Ta praca wyglądała tak, że ks. Jan mówił mniej więcej, o co mu chodzi. Czasem dawał kilka nazwisk autorów, czasem jakiś zapamiętany fragment, a czasem jedynie jakiś trop, którym musiałem pójść, żeby znaleźć wiersz, o który mu chodzi. Pokazałem mu gotowy tom, kiedy leżał w szpitalu, dzień przed jego śmiercią (dr Iwanowskiej nie było wtedy w Warszawie). Bardzo się cieszył. "Widzisz, przed wojną Ludwik Fryde, mój przyjaciel, nie umieścił mnie w swojej antologii współczesnych poetów. A teraz będę miał własną antologię."

Antologia ta, podobnie jak pozostałe książki Smaszcza, ma niewielkie szanse na publikację. Jego wydawca kilka razy otrzymał od Aleksandry Iwanowskiej odmowę. Sam Smaszcz kończy właśnie pracę nad biografią ks. Twardowskiego. Na szczęście w tym przypadku nie musi nikogo pytać o zgodę.

Smaszcz: - Wiele lat temu ks. Twardowski powiedział mi taką historię: "Wiesz, wydawnictwo Znak zaproponowało mi wyłączność na wydawanie moich książek. Zaproponowali, że będą mi płacić, ale nikt poza nimi nie będzie mógł ich wydawać. I wiesz, nie zgodziłem się. To szacowne wydawnictwo, ale ja chcę, żeby moje książki były wszędzie, a tego nie może zapewnić mi jeden wydawca".

Biograf księdza wspomina, że autor "Nie przyszedłem pana nawracać" mówił mu też, że pisze wiersze, ponieważ nie przeszkadzają mu w realizacji jego najważniejszego powołania, czyli głoszenia Ewangelii: - Zdawał sobie sprawę, że trafia do wrażliwości wielu osób, że dla części czytelników jego poezja jest spotkaniem z Bogiem. To było dla niego bardzo ważne. Traktowanie księdza Twardowskiego wyłącznie jako poety jest zubożeniem, spłyceniem jego postaci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2008