Pan Samochodzik i zagadka sekretu tajemnicy

12.04.2021

Czyta się kilka minut

Popełniłem błąd i potem nie miałem alternatywy. Kiedyś nocowałem tu już nad samą Wisłą, z chłopakami, i źle mi nie było, i pamiętam tamto miejsce. Człowieka ciągnie jednak ku nowemu jak misia do miodu. I powiódł mnie na pokuszenie wąwóz odchodzący w górę po drugiej stronie szosy. Kiedy już się tam wspiąłem i ujrzałem, ku swemu rozczarowaniu, liczne domostwa, należało zawrócić. Ale człowiek to taki traktor z dwiema przyczepami, że zawracać ani cofać się nie lubi. Stadko łań zobaczyłem na polach, podążyłem więc w tamtą stronę, choć musiałem przejść obok wieżyczki strażniczej obersturmbannpifpafa. Potem dał mi nadzieję pas zarośli i drzewek w połowie drogi do horyzontu, a potem zaczęło się robić ciemno i naprawdę za późno na szukanie innego miejsca. Zarośla okazały się nieprzeniknioną gęstwą, ale nie miałem już wyboru, a z samego brzegu, pod brzozą, było jednak to, czego potrzebowałem: kawalątek w miarę równej ziemi pokrytej siwizną zeszłorocznej trawy. Lubię ten moment, kiedy ja sam albo coś za mnie podejmuje decyzję, że to będzie tu.

Jak mówią łabędzie: co będzie, to będzie. Nie myli się tylko ten saper, który nie wychodzi z bunkra. Już deptając kontrolnie teren wiedziałem, że parę gałązek brzozy trzeba będzie obłamać. Uczesana była na wierzbę i trzeba będzie pozbawić ją kilku za długich kosmyków, które w innym razie szurałyby o tropik. Nie lubię łamać drzewom gałęzi. Nie lubię też zrywać kwiatów ani deptać nietkniętego ludzkim platfusem śniegu. Ale jak trzeba, to trzeba.

Ludzie i zwierzęta to co innego. Ludzkich sumień bym nie łamał, głów kobietom bym nie golił i ośmiornicy nóg bym z tyłka nie wyrywał, nawet gdyby zachodziła taka potrzeba. Nawet gdyby to ojczyzna w tej potrzebie była. Zwierzęta mają układ nerwowy, dlatego czują ból, potrafią nawet wyć z bólu, całkiem jak ludzie. Drzewa nie mają układu nerwowego, toteż brzoza, kiedy łamać jej gałęzie, dyplomatycznie milczy.

Moje myślenie o tych sprawach zmieniła, a może po prostu „uruchomiła” Urszula Zajączkowska. Może trzeba było zamknąć w jednej osobie botanika z poetką, żebym wreszcie uważniej posłuchał. Bo kiedy pierwszy raz usłyszałem, jak mówi, że rośliny odczuwają ból, od razu przypomnieli mi się wszyscy troglodyci, którzy na wieść, że ktoś nie je mięsa, rechotają: „A marchewkę zżerasz, chociaż, rech-rech-rech, cierpi!”. I ona jeszcze mówiła o „ciałach” roślin. Ale też zaraz przyszła refleksja szachisty, że zaraz… Ona poetka i ja poeta. Ale ona też naukowiec, z papierami, a ja szczycę się nieuctwem. Może coś pokręcę odcięty od internetu, ale kiedy zwracała uwagę na rozumne zachowania bezrozumnych roślin, na to, co sam dawno zauważyłem, że rośliny niecykoryjne garną się do światła, a przed źródłem bólu uciekają w zwolnionym tempie, że ślad ostrza siekiery na pniu przypomina ranę i bliznowacieje, dotarło do mnie, że jest tu wiele zagadek, których nie rozwiążę, ale przed którymi warto się znowu zatrzymać. Choćby zagadka bólu.

W zasadzie nie mamy języka, żeby o tym mówić. „W zasadzie”, bo język poezji nie jest jeszcze całkiem martwy. Myślę, że kiedy dr Zajączkowska mówi, że rośliny czują ból, ma na myśli to, że prawdopodobnie go nie czują, ale go „mają”, że coś takiego jak ból roślin po prostu jest. Sama gdzieś powiedziała, że „czują inaczej niż my”, czyli że nie czują w naszym rozumieniu tego słowa. Życie to sen, ułuda, bo poznajemy świat zmysłami, czyli złudzeniami tworzonymi przez mózg na podstawie takich i owakich bodźców. Ból, który czujemy, to złudzenie konieczne dla ostrzeżenia, że nie służy nam przytulanie jeża czy wchodzenie w ogień. Złudzenie tak dojmujące, że świadomość, iż to „tylko” złudzenie, wcale go nie osłabia. Ale może świat jest napełniony bólem niczyim, który nie jest odczuwany? Byłby to ów słynny, jak powiada poeta, ból istnienia?

W nocy trochę padało, potem na namiot kapało, lecz dobrze mi się spało. A kiedy wstałem rano, świat był już osuszony i rzuciła mi się w oczy ciemna plama na trawie tuż za progiem, którego namiot nie posiada. Ani chybi, jakiś zwierzaczek raczył nasikać mi na wycieraczkę. I wtedy: kap, spadła tam kolejna kropla. Spojrzałem w górę i zobaczyłem krople na kikutach wszystkich gałązek, które obłamałem. Zadziwiająco obfite. Skojarzenie mogło być jedno, nie na darmo jestem poetą i nie na darmo nieukiem. Znam smak i wody brzozowej, i soku z brzozy, ale to nie było ani jedno, ani drugie. Krew brzozy nie ma koloru, zapachu ani smaku. Jest jak przekręcony i odwrócony cud, jak krew przemieniona w wodę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2021