Oświecenie gwarantowane

"David chce odlecieć" - śmieszny i straszny film o słynnym reżyserze niedługo w kinach.

27.12.2010

Czyta się kilka minut

David Sieveking i David Lynch / fot. Against Gravity /
David Sieveking i David Lynch / fot. Against Gravity /

Gonzo - tak w dziennikarstwie nazywa się ekstremalny styl pracy upowszechniony przez Huntera S. Thom­p­sona w latach 70. XX w. Świadomie zaprzeczając idei obiektywnej relacji, reporter z pełnym poświęceniem wchodzi w opisywany przez siebie świat, testując na własnej skórze wszystko, czym żyją jego bohaterowie. Dziś coraz częściej metodę tę adaptuje kino dokumentalne, by jeszcze bardziej uwiarygodnić przekaz.

Na polskim gruncie mieliśmy przykład takiego stylu w nagradzanym dokumencie "Wolność jest darem Boga" (2006) Cezarego Ciszewskiego, który chcąc lepiej poznać środowisko narkomanów, zamieszkał z nimi w jednym z warszawskich squatów i uzależnił się od heroiny. Powstał z tego wyjątkowy film, a przykład reżysera mógł w jakimś stopniu zadziałać odstraszająco na potencjalnych eksperymentatorów z narkotykami.

Maksymę, iż cel uświęca środki, nawet te niezbyt czyste czy wręcz niebezpieczne, przypisać można również młodemu niemieckiemu reżyserowi, który zafascynowany Davidem Lynchem postanowił ruszyć tropem jego dziwacznych duchowych poszukiwań. Twórca "Dzikości serca" od lat związany jest z ruchem Maharishiego Mahesha Yogi, czyli globalną siecią praktykujących medytację transcendentalną, których celem jest stworzenie "raju na ziemi". Służyć ma temu rozbudowany system edukacyjny: począwszy od szkół, aplikujących w swoim programie medytację już dla kilkulatków, aż po uniwersytety kształcące radżów, czyli duchowych przewodników. Szlachetne skądinąd nauki często zamieniają się w pranie mózgów, które ma zwykłych zjadaczy chleba przemienić w latających joginów. Przy okazji drenując ich kieszenie.

David Sieveking pragnie dowiedzieć się, co skłoniło jego filmowego guru do wstąpienia w szeregi sekciarskiego ruchu, którego majątek szacuje się w miliardach dolarów. Bałwochwalcze uwielbienie dla mistrza kamery rychło ustępuje miejsca dochodzeniu, któremu młody dokumentalista, porównujący się do detektywa z filmu "Blue Velvet", poświęci nie tylko kilka lat życia, ale i zdrowy rozsądek, pozwalając wypróbowywać na sobie rozmaite psychotechniki, a nawet pseudonaukowe pomiary neurologiczne.

Dusze i fundusze

Na naszych oczach młody adept medytacji przechodzi wszelkie możliwe stadia fascynacji i sceptycyzmu, zanim w porę nie spostrzeże, że w owej walce nie chodzi wcale o dusze, ale wyłącznie o fundusze. Za kilka tysięcy euro - oświecenie gwarantowane. Kiedy w trakcie pracy nad filmem o Lynchu umiera nagle Maharishi Mahesh Yogi, spekulacje wokół schedy po nim rzucają dodatkowe światło na mechanizmy rządzące sektą. Kolejne spotkania z samym Lynchem, który powtarza niczym mantrę wyuczone truizmy o zanurzaniu się we własnym ego, coraz bardziej uświadamiają podejrzany charakter zacnego ruchu. Rozmowy z byłymi wyznawcami Maharishiego, skrachowanymi psychicznie i finansowo, definitywnie odzierają z resztek złudzeń. Jak to możliwe? - zastanawiamy się, patrząc na wybitnego reżysera, który również w Polsce miał do niedawna ambitne plany inwestycyjno-kulturalne - że człowiek o takiej charyzmie, zdolny poruszać wyobraźnię milionów, zapragnął zostać apostołem ideologicznie wątpliwej i w praktyce bulwersującej sprawy?

Wersja idealistyczna zakładałaby potrzebę wewnętrznego oczyszczenia po wyrafinowanych, acz mrocznych podróżach, jakie odbywał, poczynając od "Głowy do wycierania" aż po "Mulholland Drive". W wersji cynicznej należałoby zwrócić uwagę na fakt, iż ostatni film Lyncha, "Inland Empire" z 2006 r., zrealizowany zresztą w koprodukcji z Polską, okazał się artystycznym ślepym zaułkiem i spektakularną klapą. Czyżby upadły guru kina szukał dla siebie nowej rzeszy wyznawców?

Słuchając jego wypowiedzi przed kamerą Sievekinga (zanim Lynch po nieudanych próbach cenzury przepędzi go na cztery wiatry i postraszy sądowym procesem), trudno rozstrzygnąć, ile w tym wystudiowanej gry wytrawnego specjalisty od filmowych czarów, ile zaś autentycznego nawiedzenia, czy mówiąc brutalniej: fanatycznego zaślepienia. Choć przecież nawet bez manipulatorskiej machiny, którą uruchamia niemiecki dokumentalista, by najpierw zrozumieć, a potem zdemaskować swojego idola, widzimy gołym okiem, że król też jest nagi. Że w przypadku skupionej wokół Maharishiego grupy mamy do czynienia z działającą na skalę przemysłową instytucją opartą na oszustwie. Wystarczy przyjrzeć się kapiącym od złoceń gabinetom, z których radżowie nawołują wiernych do samodyscypliny i ascezy.

Amok

Nie czas tu jednak i miejsce, by rozważać psychologię zbiorowego amoku czy dywagować na temat miejsca sekt w dzisiejszym brutalnie odczarowanym świecie, który przerobiwszy lekcję dwudziestowiecznych absurdów i kompromitację różnej maści "izmów", na gwałt potrzebuje coraz to nowych, coraz bardziej cudownych i uniwersalnych recept. Warto przyjrzeć się samemu filmowi pod tytułem "David chce odlecieć" - o tyle dwuznacznemu, że David to imię nie tylko bohatera, ale i twórcy.

Dokument Sievekinga ogląda się znakomicie, niczym film fabularny, posiadający świetnego bohatera i równie barwnego narratora, przynoszący kolejne zwroty akcji i wyborne dialogi. Cenna jest także autoironia młodego reżysera, który wciela się w rolę prostaczka-nieudacznika, wiernie podążającego za mistrzem, to znów z właściwą sobie donkiszoterią próbującego go obnażyć. Najwyraźniej jednak film o psychicznych aberracjach znanego reżysera okazuje się tylko pretekstem, by opowiedzieć o tym, kto ów film nakręcił. Historię reżysera, który postanowił zostać bogiem, nakręcił ktoś, kto również, choćby przez chwilę, zapragnął poczuć się bożyszczem tłumów. Stąd też ekshibicjonistyczny charakter dokumentu Sievekinga, stąd także determinacja w wyborze środków, jakich się chwyta, by osiągnąć cel.

W dzisiejszym filmie dokumentalnym to zapewne "nic nowego pod słońcem": wkupywanie się w łaski bohaterów, żeby niepostrzeżenie i podstępnie "wkręcić" ich w swój projekt, wypróbowywanie wszelkich możliwych szczepionek na własnym organizmie w imię wspomnianej filozofii gonzo, kokietowanie widza własnymi słabostkami... Dlatego oglądamy śmieszny i straszny dokument o Lynchu z poczuciem uczestnictwa w podwójnej grze: pierwszą zgotował nam sam Lynch, ale sromotnie został pobity własną (filmową) bronią przez młodszego i mniej zdolnego kolegę. Jednak ów sympatyczny młokos tylko pozornie triumfuje nad mistrzem.

"David chce odlecieć" mimowolnie odsłania najbardziej trywialne podobieństwo między sztuką a religią. Obie bywają często podszyte tym samym pospolitym narcyzmem. Niszowa sztuka reprezentowana przez kino Lyncha czy krytyczny dokument uprawiany przez Sievekinga posiadają tę moralną przewagę, że ich zasięg bywa znacznie bardziej ograniczony. I tym samym są znacznie mniej szkodliwe niż nauki Maharishiego, przyciągające na swoją orbitę daleko większe tłumy. Ale jest jeszcze jedna różnica: to właśnie na przykładzie takich filmów jak sprytny dokument o Lynchu uczymy się niezależnego myślenia, które szczepi przeciwko naukom fałszywych proroków.

"DAVID CHCE ODLECIEĆ" ("David Wants To Fly") - reż. David Sieveking. Prod. Niemcy/Austria/Szwajcaria 2010. Dystryb. Against Gravity. W kinach od 7 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2011