Ostatni papieros

Richard Klein: Paliłoby niewielu, gdyby papierosy były dobre dla zdrowia. Gdyby papierosy były dobre, nie byłyby boskie.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

"Tylko palenie odróżnia ludzi od zwierząt" - twierdził pewien Anonim. Ale skończyło się. Nikogo już nie obchodzi, co mają do powiedzenia palacze o swoich przyjemnościach i ryzykownych - owszem - życiowych wyborach. Lada moment palenie stanie się czynem zabronionym i karalnym, nie tylko w stworzonych dla dymu nocnych, pełnych występku lokalach, ale w naszych własnych fotelach, w naszych własnych domach. Prawodawcy uznali bowiem, że najwyższy czas, byśmy zdrowi byli. Czy ktoś chce, czy nie chce. Wszyscy.

Na początku lat 90. ukazała się w Stanach Zjednoczonych książka "Papierosy są boskie" autorstwa profesora literatury francuskiej w Cornell University, Richarda Kleina - nałogowego palacza. Klein napisał ten esej w czasie, gdy usiłował rzucić palenie. Jest to opowieść o roli papierosa w kulturze, o symbolice, jaką niósł papieros dymiący pomiędzy palcami bądź trzymany w ustach, o jego związku z seksem, prestiżem, jaki dawał, i o czymś jeszcze - bardziej dziś wydawałoby się dziwnym - o jego uroku. "Prawdę mówiąc, papierosy nie są piękne, lecz boskie dzięki czarodziejskiej mocy dostarczania czegoś, co Kant określał mianem »negatywnej przyjemności«, mrocznie pięknej, niezawodnie bolesnej przyjemności, czerpanej z przeczucia wieczności. Przedsmak wieczności to w papierosie właśnie ów »zły« smak, który palacz zaczyna od razu uwielbiać. Jako byty wzniosłe papierosy są w zasadzie odporne na skierowane przeciw nim argumenty, sformułowane przeciw nim z punktu widzenia zdrowia lub pożytku" - napisał Klein we wstępie, wcześniej zastrzegając się na wszelkie możliwe sposoby, że jego tekst w najmniejszym stopniu nie ma być zachętą do palenia. Na to ówczesny stan umysłów już nikomu nie pozwalał. Gdyby nie te zastrzeżenia, autor zapewne zostałby wyklęty, a tak - jego książka stała się bestsellerem i miała już kilka, jeśli nie kilkanaście wydań od kieszonkowych po najbardziej wyszukane i luksusowo ilustrowane wersje. Klein formułuje też nieoczywistą dla wielu myśl, że koło fortuny obraca się bez przerwy, że tak jak niegdyś sławienie smaku papierosa było normą i minęło, takoż przeminie ich potępienie: "Ów dzień może przyjść jak złodziej...". Dziś jednak - widać to wokół - jesteśmy jednak tuż przed apogeum.

Jedną z najdziwniejszych okoliczności sfery dzisiejszych zakazów i ograniczeń jest rosnąca dysproporcja tego, co przynosi wszechogarniająca propaganda antynikotynowa, wobec jej siostry karlicy - propagandy antyalkoholowej.

Parę miesięcy temu, w sklepie tuż obok skalistej bretońskiej plaży, zauważyłem, że za cenę paczki najzwyklejszych papierosów mogę mieć dwie butelki wina ze szlachetnej rodziny Grand Vin de Bordeaux. Dwie! Pytanie: palić czy pić, przemknęło mi przez głowę, ale nad tym, co bardziej szkodzi, zastanawiałem się potem, patrząc na wesołe refleksy atlantyckiego słońca w opróżnionych wnętrzach koloru butelkowego. Do zabicia człowieka potrzebne jest znacznie mniej czystej nikotyny niż takiegoż alkoholu. Może jest tańszy, bo jest mniej szkodliwy? Tego już nam dziś niestety nikt nie wyjaśnia. Według oceny trendów, picie najwyraźniej mniej szkodzi niż palenie tytoniu, ale pewniejsze jest spostrzeżenie, że lobby antynikotynowe jest silniejsze od antyalkoholowego. Stąd najprawdopodobniej bierze się pewna nowość: papierosy lada moment staną się rozrywką dla ludzi naprawdę zamożnych, biedakom pozostanie picie. Nie ma już w skali globu kogoś pokroju niezapomnianego krakowskiego doktora Marcinkowskiego, głoszącego z pasją hasło o winie, które miało być zgubą Francji, są za to siłacze, którzy obwieścili, że zgubą ludzkości jest papieros. W każdym razie nikomu chwilowo do głowy nie przychodzi, by ludziom wolnym w sensie prawnym zakazywać picia, ale palenia - owszem.

Powierzchowną zaiste odpowiedzią na to dziwaczne spostrzeżenie niech będzie banalna i znana każdemu prawda, że dym szkodzi nie tylko palącemu, ale też towarzyszącym mu niepalącym bliźnim. Zgadza się. Z takiego podejścia do rzeczy wynika też jednak coś skrajnie nieprawdziwego, że alkoholizm krzywdzi wyłącznie pijaka. Na to już zgody nie ma. Skąd zatem różnica w podejściu? Najprawdopodobniej większa tolerancja dla alkoholu wynika z pewnych żywych, choć nienowych doświadczeń, jakie przyniosła ludziom amerykańska prohibicja, a nam - w tej części świata - wódka na kartki. Nigdy się tyle nie napiliśmy (i Amerykanie, i my), jak w czasie obowiązywania tych regulacji.

Globalny antynikotynizm wyrósł z purytańskiego amerykańskiego korzenia. Klein pisze wprost, że jakkolwiek nie zamierza nikogo namawiać do palenia, to również nikogo od tego nie odwodzi. Obrzydzanie ludziom papierosów powoduje efekt odwrotny. "Świadomość, że papieros szkodzi, jest chyba absolutnie koniecznym warunkiem do popadnięcia w nałóg. Upierałbym się przy tezie, że paliłoby niewielu, gdyby papierosy były dobre dla zdrowia. Gdyby papierosy były dobre, nie byłyby boskie" - pisze. Zatem szkodliwość palenia i boskość papierosa to dwie paradoksalnie niemające nic ze sobą wspólnego kwestie. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach (i przy okazji - płucach) wyobraża sobie niepalącego Humpreya Bogarta w "Casablance"? Ktoś widział bez papierosa Marka Hłasko? Czy słychać gdzieś pytanie: kto lepiej wygląda - Zbigniew Cybulski z papierosem czy Zbigniew Cybulski bez? Nie. Owszem, to są sytuacje ze sfer niemal abstrakcyjnych, estetycznych czy symbolicznych, to są rzeczy dyskutowalne, choć - jak myślę - wyłącznie w gronie zagorzałych antynikotynistów. Czy jednak owe grona widzą obraz żołnierzy niewypalających ostatniego przed atakiem? Albo skazańca niezaciągającego się z lubością przed salwą plutonu egzekucyjnego? Zapewne kiedyś się dowiemy.

Jednym z fundamentalnych założeń Kleina jest teza, że papierosy (mimo że szkodzą) są wielkim i pięknym narzędziem cywilizacyjnym, a dla Ameryki - wielkim powodem do dumy. Wszak to Ameryka jest ich największym na świecie producentem i eksporterem nie tylko w dosłownym, bo towarowym, znaczeniu. Autor malowniczo bronił się przed spodziewaną falą ataków antynikotynistów, które zresztą, nie wiedzieć czemu, nigdy nie nastąpiły: "W dzisiejszej Ameryce chwalenie papierosów to zadanie niełatwe. Żyjemy w jednym z tych powracających periodycznie okresów naznaczonych represjami, gdy nasza kultura, wywodząca się z purytanizmu, narzuca społeczeństwu swe histeryczne wizje.(...) Kuszące jest przypuszczenie, że Ameryka, która dała światu tytoń i papierosy, będzie być może pierwszym krajem, który wprowadzi zakaz palenia. (...) Co byśmy stracili? Jeżeli miliardy ludzi w ciągu niemal stu lat niezliczoną ilość razy zaciągały się trylionami papierosów, palenie musi posiadać jakieś zalety - przynajmniej z punktu widzenia nałogowca. Wygasłaby pewna jakość doświadczeń życiowych. Być może, gdy palenie zniknie z powierzchni, będziemy w stanie odkryć miejsce, jakie papierosy zajmują w społecznej wyobraźni - w mitach, snach, pociechach i przeżyciach, intuicjach i urokach, które się z nimi wiążą".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2008