Opowieść o małym Hiobie

Bohaterowie tego filmu doznali łaski wyzwolenia, przestali być petentami Pana Boga, odnaleźli Go poprzez dramat inieszczęście. Przeszli od rozpaczy do nadziei.

18.10.2007

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "Wszystko będzie dobrze" /
Kadr z filmu "Wszystko będzie dobrze" /

Na ostatnim festiwalu w Gdyni pojawiło się kilka filmów o duchowych i moralnych wyborach człowieka w perspektywie religijnej. W "Sztuczkach" Andrzeja Jakimowskiego, nagrodzonych Złotymi Lwami, kilkuletni Stefek prowokując Opatrzność próbuje zmusić ojca, by powrócił do matki. W "Ogrodzie Luizy" Macieja Wojtyszki prawdziwe wartości reprezentują schizofreniczna dziewczyna i młody gangster, stać ich bowiem na nawrócenie, w przeciwieństwie do zdegenerowanego świata ich rodziców i znajomych. Dorota Kędzierzawska w "Pora umierać" sugeruje, że tajemnicę śmierci poprzedza bolesna samotność, ale jej przeżywanie w wykonaniu genialnej Danuty Szaflarskiej nabiera znaczeń metafizycznych. Wspomnijmy jeszcze "Nadzieję" Stanisława Muchy według scenariusza Krzysztofa Piesiewicza, "Wino truskawkowe" Dariusza Jabłońskiego na motywach "Opowieści galicyjskich" Andrzeja Stasiuka czy "Hanię" Janusza Kamińskiego. W tym nurcie mieszczą się także najciekawsze filmy kina offowego, np. Radosława Markiewicza "Raj za daleko" i Michała Szcześniaka "Łódka".

Największe wrażenie zrobił jednak film Tomasza Wiszniewskiego "Wszystko będzie dobrze". Nawet krytycy - zawodowi malkontenci - nie kryli łez. Niektórzy twierdzili, że to najpoważniejszy obok "Sztuczek" kandydat do głównej nagrody. Ostatecznie Wiszniewski dostał nagrodę za reżyserię, Robert Więckiewicz za rolę Andrzeja, a Michał Lorenc za muzykę (szkoda, że nie nagrodzono świetnych zdjęć Jarosława Szody). Rewelacją są odtwórcy ról dziecięcych: Adam Westrak jako Paweł, znaleziony przez twórców w domu dziecka, i zjawiskowy, wzruszający Daniel Mąkolski jako opóźniony w rozwoju starszy brat Piotrek. Znakomity jest też drugi plan: Izabela Dąbrowska jako matka, Beata Kawka w roli dziennikarki, Janusz Kłosiński w roli proboszcza, a zwłaszcza pyszny epizod Wiesławy Mazurkiewicz jako sołtysowej.

Łzy po tym filmie nie mają nic wspólnego z tanim sentymentalizmem, Wiszniewski po prostu przeorał nasze sumienia. Opowiada historię dwunastoletniego Pawła, jego brata Piotrka, umierającej na raka matki (ojciec alkoholik zmarł dwa lata wcześniej) i Andrzeja, nauczyciela wuefu, rozwodnika, mającego problemy z alkoholem. Wszystko dzieje się w małym pomorskim miasteczku. Paweł dowiaduje się od lekarza, że matkę ("mamę" - jak ustawicznie poprawia się Paweł, upomniany przez starego proboszcza, że ma tak właśnie mówić) uratować może tylko cud. Wypisana ze szpitala, w bólach czeka na śmierć.

Rozpoczynają się wakacje, czas pielgrzymek. Paweł "umawia" się z Matką Bożą - pobiegnie do Częstochowy (350 kilometrów!), w zamian mama ma wyzdrowieć. Nauczyciel Andrzej, który przygotowywał Pawła do zawodów lekkoatletycznych w Niemczech, wyrusza samochodem śladem chłopca, zrazu pewnie dlatego, by zadbać o jego formę fizyczną, potem jednak ich wspólna droga prowadzi do wielkiej przemiany życia. Niewiele ze sobą rozmawiają, ale gesty i czyny świadczą, że weszli na drogę zbawienia.

Paweł jest małym Hiobem, cierpiącym niesprawiedliwie, Andrzej zaś, który dawno przekroczył trzydziestkę, sam zadaje sobie wiele cierpienia. Nie znamy genezy jego coraz wyraźniej zarysowującej się choroby alkoholowej, ale nie jest to konieczne, bo rzecz dotyczy bolesnego doświadczenia własnych granic. Podejmowanie kolejnych działań staje się próbą wykazania, że jednak potrafię coś robić. Paweł i Andrzej namacalnie doświadczają, że to, co ich pozornie przerasta, pozostaje w zasięgu ich możliwości. A cierpienie duchowe uczy ich odróżniać blichtr i blagę od wartości istotnych, czego symbolem jest odrzucenie przez Pawła sponsoringu, na którym można było wiele zarobić.

W końcu przyjaźń chłopca i nauczyciela zamienia się w relację ojciec-syn. Paweł powie, że zmarły ojciec nigdy nie pomagał mu tak jak Andrzej, a jednocześnie ciągle przypomina opiekunowi, by nie pił. Nauczyciel zmienia się pod wpływem chłopca, a jednocześnie strofuje go, by nie kradł po drodze, nawet jeśli brakuje pieniędzy. "Co komu ubędzie, jak trochę warzyw weźmiemy?" - pyta chłopak. "Bo to nie twoje jest. Łapy precz" - usłyszy w odpowiedzi.

Film Wiszniewskiego to także medytacja o istocie cudu. Jest on często wyszydzany jako anachronizm, najczęściej jednak go po prostu nie dostrzegamy. Prof. Stefan Swieżawski, który do końca zachował młodzieńczą spontaniczność wiary, opowiadał, że w swoim życiu doznał wielu cudów, choć niektóre rozpoznał dopiero po latach. Cudem może być spotkanie kogoś, niespodziewane i pozornie przypadkowe, ale diametralnie zmieniające nasze życie. Taki właśnie cud zrealizował się w przypadku Pawła, Piotra i Andrzeja.

Pielgrzymka nie uratowała mamy Pawła. A więc - pozorna klęska! Wiara chłopca powinna runąć w gruzy, bo Matka Boża nie dotrzymała "umowy". Chłopiec jednak dojrzewa wraz z Andrzejem na naszych oczach. Zaczyna rozumieć, że Bóg to nie skrzynka życzeń i zażaleń. Biegnie do końca, wiedząc już o śmierci matki, mimo sugestii Andrzeja, że dalszy bieg nie ma sensu. "Pan nic nie rozumie" - odparowuje ze łzami w oczach. Jakby słyszał słowa mamy, która tuż przed nieudaną operacją prosiła pielęgniarkę, by ta przekazała synowi, że nie na próżno biegł i nie na próżno się trudził.

Cud zatem polega na tym, że Paweł i jego brat stali się prawdziwie, to znaczy mądrze wierzącymi chłopakami, i choć stracili matkę, zyskali ojca. Przemieniony Andrzej powie do nich na końcu: "To do dupy pomysł jest, panowie, ale ja też jestem do dupy". Paweł kreśli patykiem na piasku jakieś figury, może rybę, potem wszyscy trzej spoglądają w niebo. Zostaną razem. To zakończenie niezwykłe i głębokie, wcale nie banalne, jak sugerowała Anita Piotrowska w swoim sprawozdaniu z Gdyni.

Piotrek mówi w pewnym momencie do Pawła, żeby wziąć sprawy w swoje ręce, bo "Matka Boża nam już nie pomoże". W tej scenie może najpełniej objawia się cud wiary. Przypominają się "Noce Cabirii" Felliniego. Życie małej prostytutki Cabirii (Giulietta Masina) jest nieustannym czekaniem na cud, podnoszeniem się i popadaniem w nowe złudzenia. Ona też udała się z pielgrzymką do Madonny i doznała rozczarowania: "Nic się w nas nie zmieniło!" - woła zbuntowana. A jednak przemiana następuje: Cabiria uświadomi sobie własne złudzenia i spojrzy na siebie z zewnątrz.

Cabiria i bohaterowie Wiszniewskiego doznali łaski wyzwolenia, przestali być petentami Pana Boga, odnaleźli Go poprzez dramat i nieszczęście. Zrozumieli, że Bóg jest w nich. Przeszli od rozpaczy do nadziei. Jeszcze tylko jedna próba Pawła: biegnie przez las z zamkniętymi oczami w kierunku ruchliwej ulicy, ale zatrzymuje się na drzewie. Potwierdziła się wola Boga, bo Paweł ma dla kogo żyć, jak biblijny Hiob. Robiąc zdjęcia przy otwartej trumnie mamy, może już zwrócić się do brata: "Uśmiech, proszę". Uśmiechnięty i smutny jednocześnie, ale jego smutek to znak przejścia na inny poziom świadomości.

Kościół jest jakby obok bohaterów. Zagubiony i wystraszony młody ksiądz powie do matki w szpitalu: "Oj, narodzie katolicki, niepiśmienny, tak, tu wszystko jest napisane". I zostawia Pismo Święte, rzucając na koniec: "Tylko dziur mi nie wypalić". Ta patriarchalność i poczucie wyższości nie jest niestety wymysłem reżysera. Zawstydziłem się przy tej scenie - bo jest prawdziwa.

Przed braćmi i ich nowym "ojcem" Andrzejem otwiera się nowy horyzont. Granica może stać się źródłem autentycznego szczęścia: po prostu zatrzymuję się i staję przed Bogiem. Pośród smagającego piasku, żaru z nieba i topiącego się asfaltu wszyscy bohaterowie filmu uznali swą ograniczoność. Pogodzili się z nią i - ufni - swą niemoc złożyli w ręce Nieskończonego Boga. A poza wszystkim jest to wspaniały film o przyjaźni i miłości traktowanych jako szczęście, ale nieistniejących bez goryczy.

"Wszystko będzie dobrze", reż.: Tomasz Wiszniewski, scen.: Rafał Szamburski, Tomasz Wiszniewski, Robert Brutter, zdjęcia: Jarosław Szoda, muz.: Michał Lorenc, wyst.: Robert Więckiewicz, Adam Werstak, Izabela Dąbrowska, Beata Kawka i in. Dystrybucja ITI Cinema.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2007