Operacja Babilon

Ryzyko, które w Iraku podjęli polscy żołnierze i politycy, jest wspólnym ryzykiem społeczności międzynarodowej. Z Iraku nie ma odwrotu na własną rękę, chyba że za cenę politycznej katastrofy.

14.09.2003

Czyta się kilka minut

Dzień wcześniej Jakub Kowalik zdążył zadzwonić do domu. Dzień Matki był za dwa tygodnie i chciał uspokoić mamę. Kiedy kilka miesięcy wcześniej dostał rozkaz wyjazdu, matka namawiała, by rzucił wojsko. W końcu zaciągnął się, bo armia mogła sfinansować mu studia; niezamożna rodzina przyjechała tu 11 lat temu. Ale Jakub odmówił: “Mamo, mój kraj mnie potrzebuje". Następnego dnia po tym telefonie do drzwi Danuty Kowalik na przedmieściach Chicago zapukało dwóch oficerów piechoty morskiej. Syn - 21-letni Jakub H. Kowalik, obywatel Polski z “zieloną kartą" i lance corporal (kapral) w 1. Korpusie Ekspedycyjnym Marines - poległ w Iraku.

Lance corporal Kowalik oddał życie nie w boju, ale podczas wykonywania zadań, które są dziś w Iraku najważniejsze, choć wywołują niezadowolenie żołnierzy, tak jak przedłużająca się służba. W końcu szkolono ich nie do budowania wodociągów czy boisk dla dzieci. Istotnie to, czym w Iraku kieruje Coalition Provisional Authority we współpracy z instytucjami nowego państwa - a co w międzynarodowym żargonie określa się nation-building - wykonywać powinni profesjonalni peacekeeper pod egidą ONZ. Ale tej w Iraku niemal nie ma, po zamachu na siedzibę ONZ w Bagdadzie personel NZ zredukowano, więc codzienność żołnierza - teraz także z dywizji pod polskim dowództwem - to nie tylko patrole.

Choć z postępów w nation-building nie wszyscy są zadowoleni. W miniony czwartek zdenerwowali się Turcy: oto “reprezentant pewnej określonej grupy" (tak turecki MSZ określa Kurdów) ośmielił się rzec, że w Iraku nie ma miejsca dla tureckich wojsk, bo zwiększyłyby destabilizację. Gniew Ankary był tym większy, że chodziło o zaprzysiężonego trzy dni wcześniej szefa MSZ nowego Iraku Hoshyara Zebari, doradcę Barzaniego (lidera Kurdów walczących kiedyś z Saddamem i z Turkami).

To, że szefem MSZ został Kurd, a szyici szefami MSW i resortu ds. ropy, pokazuje, ile się w Iraku zmienia. A Turcja z bezsilnością patrzy na wzrost znaczenia Kurdów w “demokracji proporcjonalnej", bo tak kształtuje się model nowego Iraku, wzorowany na Libanie, gdzie grupy etniczne mają prawnie zapewnione wpływy we władzy, aby jedna nie dominowała. Zasada proporcji etnicznych, która obowiązywała przy tworzeniu Rady Zarządzającej, dotyczy także powołanego w ubiegłym tygodniu rządu (bez premiera; tę funkcję wykonuje Paul Bremer). Proporcjonalność - logiczna, jeśli Irak ma zostać jednym państwem - to także kłopot nowych władz: gdy decyzje są uzgadniane z grupami etnicznymi, ich podejmowanie trwa. A czasu jest mało.

Katastrofalne wizje są jednak dalekie od realiów: w ciągu ostatnich 4 miesięcy w 20-milionowym kraju, o jedną trzecią większym od Polski, koalicja traciła miesięcznie ok. 40 żołnierzy. Nawet jeśli argument, że więcej ludzi ginie w Polsce co tydzień w wypadkach drogowych, jest nieadekwatny, gorzej jest w Afganistanie czy na Bliskim Wschodzie.

Spór o Irak to także spór o język. Nieświadomą kalką lub nieprawdą (gdy mówi szef francuskiego MSZ) jest mówienie o “okupacji": gdyby Irak był okupowany, trzeba by miliona żołnierzy, a nie 160 tys. (140 tys. z USA, 11 tys. Brytyjczyków, 10 tys. innych narodowości). Także zjawiska pozytywne są słabo obecne w mediach i świadomości Europejczyków, wypierają je newsy o kolejnym ostrzelaniu koalicyjnego patrolu. Tymczasem na przyszły rok planowane są wybory i konstytucja. Działa nowa policja; do 2004 r. powstanie armia zawodowa (60 tys. ludzi), CIA tworzy nowy wywiad; w sumie w nowych formacjach służy już 50-60 tys. Irakijczyków - walcząc z bandytyzmem i zamachowcami (nie udało się tu uniknąć problemu, przed którym stają kraje wychodzące z dyktatury: Amerykanie rekrutują do nowych specsłużb także byłych funkcjonariuszy bezpieki Saddama, bo mają przydatną wiedzę). Nowa armia przyjmuje zweryfikowanych oficerów, do stopnia podpułkownika. Rada Zarządzająca i Amerykanie nie sprzeciwiają się tworzeniu lokalnych milicji dla ochrony przed bandytami. Bez ograniczeń rozwijają się media. W kraju zaczyna się odbudowa infrastruktury, głównie za pieniądze amerykańskie.

Czy tak wygląda okupacja? Czy okupant wydawałby 4 miliardy dolarów miesięcznie na utrzymanie swych wojsk i na odbudowę? Czy okupant modyfikowałby strategię - w Iraku i w ONZ - dostosowując ją do okoliczności i przyspieszając proces “irakizacji" powojennego Iraku? Nawet jeśli w oczach Irakijczyka to mało, Irak jest już innym krajem.

Wojna z Saddamem była też wojną o wolność Iraku. To, czy powstanie lepszy kraj, zależy głównie nie od USA i ONZ, ale samych Irakijczyków. “To Irakijczycy stoją przed klasycznym wyborem między niepewną wolnością a powrotem do tyranii, która zresztą nie dawała bezpieczeństwa, lecz terror - pisze “Neue Zürcher Zeitung". - Co pozostaje, to niewygasła jeszcze nadzieja, że porządek oparty na wolności może przynieść w końcu stabilność".

Dlatego kwestie formalnoprawne - czy ONZ przyjmie amerykański projekt rezolucji, przewidujący większe “umiędzynarodowienie" misji - nie mają znaczenia dla bezpieczeństwa w Iraku. Owszem, są istotne dla relacji między sojusznikami (USA, Francja, Niemcy) - i dla kwestii, kto płaci za odbudowę. Większe “umiędzynarodowienie" odbudowy jest ważne, ale iluzją byłoby oczekiwanie, że wszystko rozwiąże mandat ONZ. Po 1989 r. ONZ nie poradziła sobie z żadną z sytuacji wyjątkowych (Bośnia, Rwanda, teraz Kongo). Jeśli problemem Iraku jest głównie niestabilność militarna, tym bardziej nie poradzą sobie “błękitne hełmy". ONZ może natomiast pomóc finansowo, humanitarnie i politycznie w odbudowie.

Tymczasem dla organizacji terrorystycznych Irak stał się już atrakcyjną areną konfrontacji. Świadczą o tym zamachy na ONZ i liderów szyickiej oraz przenikanie przez granice ochotników do dżihadu; wśród aresztowanych wielu to obywatele Syrii, Libanu, Arabii Saudyjskiej. Mimo to scenariusz pozytywny jest możliwy, jeśli uda się doprowadzić równocześnie do stabilizacji i pluralizacji. Jeśli powstanie Irak, w którym udział we władzy zdobędą wszystkie grupy ludności, a Irakijczycy będą mieć poczucie, że rządzą we własnym kraju. I taki jest dziś priorytet koalicji.

A Polska? Dynamika wydarzeń sprawiła, że Polsce jest obecna w Iraku w eksponowanej roli. Po zamachu w Nadżafie “polska strefa" to może region najtrudniejszy, obok “sunnickiego trójkąta" Bagdad-Tikrit-Ramadi. Liczyć będzie się i umiejętność współpracy z lokalną społecznością, i zdolności bojowe. Żołnierze będą musieli walczyć, polska obecność potrwa kilka lat. Mierz siły na zamiary... Byłoby lepiej, gdyby po pół roku to NATO - już wspierające wielonarodową dywizję, obok oddelegowanych tu żołnierzy USA polskiego pochodzenia - zastąpiło Polskę w roli “szefa strefy".

W ostatnich miesiącach polski rząd prezentował skalkulowaną “politykę interesów". Niewielkim nakładem osiągnął sporo: zacieśniono więzi z USA, wzmocniono pozycję USA w Europie, uświadomiono Francji i Niemcom, że europejska polityka zagraniczna nie może opierać się na opozycji wobec Stanów (Francja przy okazji zmarnowała kapitał zaufania za dawną “żelazną kurtyną", Niemcy doświadczają załamania swej polityki wobec Europy Środkowej). Wszystko niemal bez kosztów...

Ryzyko Polska podejmuje teraz. Jeśli przyjdzie płacić koszty, okaże się, czy politycy (zwłaszcza z rządu i SLD) są gotowi uzasadniać społeczeństwu sens ofiar. Okaże się też, czy konsens wokół polityki proamerykańskiej jest silny, czy miał charakter koniunkturalny. Jeśli pęknie, a poglądy w społeczeństwie (w którym 60 proc. jest przeciwnych misji w Iraku, choć większość wierzy w jej powodzenie) zradykalizują się, wówczas rząd stanie w obliczu próby - i przed perspektywą przegranych wyborów.

Z Iraku nie ma bowiem odwrotu na własną rękę. Chyba że za cenę politycznej katastrofy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2003