Ofiary, kaci, kości...

Opowiadamy się po stronie ofiar – dawnych i obecnych. Chcemy godnie pochować zabitych i opowiedzieć o ich losie. Ale co zrobić, kiedy kości katów i ofiar się przemieszały, kiedy swoich nie da się zidentyfikować.

19.09.2016

Czyta się kilka minut

Nikita Kadan, Mieszczanie. Tusz na papierze, 15 x 20 cm, 2016 r. / Fot. Repr. Mariusz Marucha / GALERIA ARSENAŁ
Nikita Kadan, Mieszczanie. Tusz na papierze, 15 x 20 cm, 2016 r. / Fot. Repr. Mariusz Marucha / GALERIA ARSENAŁ

Wystawa Nikity Kadana „Kości się przemieszały” w białostockim Arsenale mówi o ukraińskiej pamięci o ubiegłym stuleciu, o tamtejszych sporach o przeszłość, o formowaniu się współczesnej tamtejszej tożsamości i nowoczesnego narodu. Jest ona też szczególnie ważna dla polskiego odbiorcy. Wpisuje się – w nieoczywisty sposób – w polsko-ukraińskie spory o historię, szczególnie ten dotyczący wydarzeń na Wołyniu i Galicji Wschodniej w latach 1943-1945.

„Praca nad wystawą »Kości się przemieszały« rozpoczęła się od usłyszanej opowieści: oto miejsce masowego pochówku ofiar represji. Trwają wykopaliska, specjalne komisje z różnych krajów przyjeżdżają, żeby odnaleźć »swoich«. W rowie odnaleziono nawet świadectwa materialne. Odkryto dokumenty, zidentyfikowano niektóre ofiary terroru. Ale kości się przemieszały, »swoich« nie da się zidentyfikować” – tłumaczy Kadan.

Rewolucyjna Przestrzeń

Jedną z sal białostockiego Arsenału wypełniły niewielkie prace na papierze. Przedstawiają ofiary: rozstrzelanych, zadźganych, powieszonych. Są też żywi. Nie wiemy: czy to ocalali, a może oczekujący na swoją kolej. Może to świadkowie zbrodni, a może kaci? Kadan sięga po archiwalne zdjęcia. Cywilów i jeńców wojennych zamordowanych przez Niemców, ofiary NKWD we Lwowie i zabitych podczas tamtejszych pogromów ludności żydowskiej, polskie i ukraińskie ofiary rzezi wołyńskiej. Nie wiemy jednak, jakie konkretnie wydarzenia przedstawiają poszczególne prace artysty. To jedno pasmo cierpienia, okrucieństwa, zbrodni.

Ten cykl, zatytułowany „Kronika” (2016), przykuwa szczególną uwagę. Ale sama ekspozycja wykracza poza wydarzenia z czasów II wojny światowej. Kadan zajmuje się dziedzictwem komunizmu, rozliczeniami z tym czasem. Tworzeniem współczesnej tożsamości swojego kraju, często w reakcji na wydarzenia ostatnich trzech już prawie lat: rewolucji godności, rosyjskiej aneksji Krymu, wojny toczonej na wschodzie kraju. Łączy przeszłość z teraźniejszością, próbując odkrywać wspólne mechanizmy tworzenia (i manipulacji) pamięci.

Nikita Kadan od lat związany jest z grupą R.E.P. (Rewolucyjna Przestrzeń Eksperymentalna), jednym z najciekawszych zjawisk w młodej ukraińskiej sztuce – większość jej założycieli urodziła się w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego stulecia. W swych działaniach członkowie R.E.P. niejednokrotnie stawiali pytania dotyczące relacji sztuki i społeczeństwa. Przyglądali się tamtejszej rzeczywistości społecznej, analizowali aktualne napięcia, konflikty i spory. Często wkraczali w codzienność swego kraju, chcąc za pomocą sztuki obnażać rzeczywistość w jej skomplikowaniu, pokazywać polityczne i ekonomiczne uwikłania. Nie unikali też polityki. Jak tłumaczył Kadan – bycie świadomym obywatelem Ukrainy jest tożsame z pełnieniem funkcji działacza społeczno-politycznego. Ich obecność na kijowskim Majdanie podczas rewolucji godności była zatem rzeczą oczywistą.

Zaangażowanie zawsze łączyli z krytycznym oglądem. R.E.P.-owcy obnażali bolączki współczesnej Ukrainy. Opowiadali o nadużyciach władzy, korupcji, łamaniu praw człowieka. Przyglądanie się współczesności nie oznaczało niedoceniania historii. Przeciwnie, wielu z nich dostrzegło, jak ważne miejsce zajmuje ona w ich kraju i jak często jest ona, także politycznie, wykorzystywana. Nie podejmowali się jednak tworzenia nowej pamięci. Interesowały ich próby jej formowania, to, jak historia, przede wszystkim XX w., wpływa na ich współczesność.

Leninopad

Sam Kadan niejednokrotnie pokazywał manipulacje, jakim podlega ukraińska pamięć. Jego „Postument. Praktyka wypierania” (2009–2011) – jedna z najbardziej znanych prac artysty – to monumentalny pusty cokół, będący pozostałością po jakimś pomniku z sowieckich czasów. Wciśnięty w przestrzeń galerii, „niezagospodarowany”, jakby czekał na zapełnienie. Pozostają stare formy – zdaje się mówić artysta – które czekają, by ktoś nadał im nowe znaczenia.

Dziś zachodzą nowe procesy w ukraińskim postrzeganiu. Długo na Ukrainie współistniały skrajnie odmienne, nieprzenikające się wersje historii, narracja postsowiecka, podszyta nostalgią za ZSRR, i narracja odwołująca się do niepodległościowych ukraińskich tradycji. Nie było jednej „całościowej” opowieści, a rządzący – jak celnie zauważył Maksym Stricha, pisarz i działacz społeczny – przede wszystkim zajmowali się układaniem relacji między różnymi „całościowymi” narracjami, dowartościowując czasami jedną z nich. Pamięć nie była narzędziem tworzenia nowoczesnej wspólnoty politycznej. Przeciwnie, utrwalała stan niedookreślenia, „rozmazania”.

Nowe postumenty, chociaż ustawiano na nich rzeźby, w istocie pozostawały puste. Nie wiązały się z nimi bowiem zbiorowe emocje. Dawne pomniki zaś popadały w zapomnienie. Na białostockiej wystawie znalazł się cykl prac „Ciemne powietrze” (2016). To zdjęcia przedstawiające pomniki wojskowe z okresu sowieckiego. To one fundowały kanon pamięci, tworzyły oficjalną wersję historii, heroicznej, niejednokrotnie rozmijającej się z tym, co pamiętali świadkowie. Zdjęcia są zamazane, nieostre, pokryte przez artystę warstwami węgla drzewnego. Widać jedynie fragmenty rzeźb, napisów, czasami ludzi, którzy pod tymi pomnikami się fotografowali.

Po Majdanie zmieniła się polityka pamięci na Ukrainie. Najpierw oddolnie (pamiętny „leninopad”, czyli burzenie pomników Lenina), a potem oficjalnie zaczął się proces dekomunizacji, ze wszystkimi jego następstwami i napięciami. Tradycja narodowościowa – także w odpowiedzi na rosyjską agresję – znalazła się w samym centrum państwowej narracji. Ukraina nie stoi dziś przed wyborem – tłumaczył eseista i publicysta Mykoła Riabczuk: „liberalna demokracja albo dziedzictwo OUN i UPA”. Alternatywa jest inna: „rozpłynięcie się w poradzieckiej miazdze albo OUN plus orientacja na Zachód”. Czy ma to jednak oznaczać zaniechanie dyskusji o zbrodniach? – od tego pytania nie uda się uciec.

Użytki z przeszłości

Kadan przygląda się tym rozliczeniom z komunizmem, ale interesuje go także pamięć o tym, co dzieje się dzisiaj na wschodzie Ukrainy. Proces upamiętniania rosyjskiej agresji i jej ofiar. Artyście bliska jest postawa możliwie nieuprzedzonego obserwatora. O cyklu „Kronika” napisał: „Rysunki na podstawie zdjęć stworzyłem, kierując się właśnie zasadą: patrzeć na obrazy dokumentalne bezpośrednio, ze świadomością własnego nierozumienia, ze świadomością tego, jak łatwo można zmanipulować odbiór”.

Można odnieść wrażenie, że w swych działaniach dotyczących niedawnych wydarzeń porzuca ową postawę obserwatora. Proponuje własną opowieść. W ubiegłym roku w Wenecji Kadan ustawił wielką szklaną gablotę. Umieścił w niej przedmioty znalezione na ogarniętych konfliktem terenach wschodniej Ukrainy: starą pralkę, zniszczoną tablicę, nadpaloną skrzynkę z zasadzonymi w niej roślinami z przydomowego ogródka. Jest też gruz z jakichś zabudowań. Z pozostałości powstał nieoczekiwany pomnik dawnego bezpiecznego, zwyczajnego życia. Swą pracę zatytułował przewrotnie: „Trudności profanacji”.

Natomiast umieszczony w białostockim Arsenale „Przeniesiony obiekt z łóżkiem dla roślin” (2016) to nieoczywiste połączenie dwóch elementów: pokrytej smołą kopii betonowej flagi z wojennego pomnika w Kerczu na Krymie i metalowego, piętrowego łóżka. Fragment sowieckiego jeszcze monumentu i mebel charakterystyczny dla ośrodka dla uchodźców stały się całością. Historia militarna, do której wprost odwołuje się dzisiejsza Rosja, i ułomne, ale miejsce schronienia dla ofiar jej agresji. Wojna nie ma w sobie nic z malowniczej heroiczności – mówi Kadan. To banał, ale – jak się okazuje – trzeba go powtarzać.

Dzisiaj niemalże odruchowe jest opowiadanie się po stronie ofiar – dawnych i obecnych. Godne pochowanie zabitych i opowiedzenie o ich losie. Pomoc tym, którzy przeżyli. Nie zawsze jest to łatwe zadanie, bo niejednokrotnie „kości się przemieszały, »swoich« nie da się zidentyfikować” – jak przypomina artysta. Patrząc na rysunki Kadana poświęcone II wojnie światowej, nie możemy z pewnością powiedzieć: to Polak/Polka, to Ukrainiec/Ukrainka, to Żyd/Żydówka, a to Niemiec/Niemka.

Gorzej: „przemieszane kości należą i do morderców, i do ich ofiar z obu stron barykady” – dodaje. Zaś „obrazy ofiar wciąż są obiektem rozmaitych propagandowych manipulacji, w których prawda leży zawsze po »naszej« stronie, nawet zanim zostanie faktycznie odkryta”. Trzeba zatem zrezygnować z rozróżnienia ofiara/kat? Nie mówić o dawnych traumach? Nie, artysta tego nie proponuje. Jedynie napomina, że należy z uwagą przyglądać się temu, do czego jest używana dzisiaj przeszłość. ©

​NIKITA KADAN, KOŚCI SIĘ PRZEMIESZAŁY, Białystok, Galeria Arsenał, wystawa czynna do 29 września br. Kuratorka: Monika Szewczyk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016