Odzyskać język

Prof. Katarzyna Kłosińska, językoznawczyni: Jeśli odbieramy komunikaty bezrefleksyjnie, robi się niebezpiecznie. Przestajemy wiedzieć, czy to słowa kłamią, czy kłamie rzeczywistość.

27.12.2021

Czyta się kilka minut

 / ARCHIWUM PRYWATNE
/ ARCHIWUM PRYWATNE

ANNA GOC: Czy nie mamy za dużo słów w języku polskim?

KATARZYNA KŁOSIŃSKA:Ani za dużo, ani za mało – tyle, ile potrzeba. Skoro powstają nowe słowa, to znaczy, że komuś są potrzebne. Bywa tak, że danego wyrazu używa określone środowisko, ale jednocześnie – za sprawą internetu – przenika on do słownictwa ludzi niekoniecznie interesujących się zjawiskiem, którego dotyczy (tak jest np. z „twarzyzmem” czy „płatkiem śniegu”). W sieci wszystko się miesza ze wszystkim, mamy dostęp do języków różnych środowisk, co sprawia, że przejmujemy słowa, o których jeszcze do niedawna nie mieliśmy pojęcia.

Nie wszystkie zmiany w języku są jednak akceptowalne.

Oczywiście, nie wszystko, co się pojawia w języku, lubimy i akceptujemy. Ja na przykład chyba nigdy nie zaakceptuję nowego znaczenia słowa „dedykowany” („Wisiorek dedykowany do tych kolczyków”), ale, niestety, należę chyba do mniejszości. Zmiany w języku dokonują się spontanicznie – słowami „rządzi” społeczeństwo, czy to się nam podoba, czy nie. A uprzedzając pani pytanie o nasz wpływ na język, powiem, że każdy z nas tworzy język, używając określonych słów i rezygnując z używania innych.

Analizowała Pani wspólnie z Michałem Rusinkiem język „dobrej zmiany”. Państwa analizy wykazują, że to nie społeczeństwo rządzi słowami.

Istotnie, w języku „dobrej zmiany” doszło do zafałszowania znaczeń wielu słów. Przykładem może być „bojówka”. Bojówki to zbrojne oddziały jakiegoś ugrupowania, które używają siły. Tymczasem słowem tym są nazywane ­ (np. w „Wiadomościach” TVP) osoby, które zakłócają spotkanie z politykiem, np. coś krzyczą. Doprawdy, daleko od takiego zachowania do tego, co robią bojówkarze. Odbiorca takiego komunikatu może stracić wiarę w moc języka.

Albo uwierzyć, że ma do czynienia z „bojówką”.

Jeśli odbieramy komunikaty bezrefleksyjnie, robi się naprawdę niebezpiecznie. Przestajemy wiedzieć, czy to słowa kłamią, czy to kłamie rzeczywistość. Ludzie przesiąkają gotowymi formułami (jak straszni mieszczanie Tuwima: „i żują, żują na papkę pulchną, aż papierowym wzdęte zakalcem wypchane głowy grubo im puchną”) i używają ich, nie próbując dociec istoty sprawy. Zapychają sobie głowy papką i nie widzą, jak wygląda rzeczywistość – na przykład w dyskusjach o migrantach koczujących na granicy pojawiają się sformułowania: „zdrowi, rośli mężczyźni”, „mają dobre telefony komórkowe”, „żeby na nas nie napadali”, „będą gwałcić dziewczyny”. Myślę, że gdyby ktoś, kto ich używa, zastanowił się nad tym, czy „zdrowość i rosłość” oraz bycie mężczyzną powoduje, że można komuś pozwolić zamarznąć w lesie, nie powielałby tych klisz.

Jeśli „opozycja” – to tylko „totalna”, jeśli „kasta” – to „sędziowska”, jeśli „gospodarka” – to „polska”. Szablony weszły do języka na dobre. Po co one tym, którzy ich używają?

Istotą szablonu językowego jest to, że w procesie nadawania i odbierania jeden wyraz pociąga za sobą od razu drugi. Wyrażenia, które pani przytoczyła, należą do tzw. frazeologii stylowej partii rządzącej i mediów publicznych. Są one swoistymi etykietkami zaklejającymi rzeczywistość, wyprzedzającymi myślenie, a nawet zwalniającymi z myślenia. Ktoś myśli o opozycji, od razu dokłada do tego przymiotnik „totalna” i już ma gotową formułkę, która mu zastępuje analizę sytuacji, wgląd w rzeczywistość.

Czy możemy próbować odzyskać język?

Język należy do nas wszystkich, więc nie da się go „odzyskać”. Można się starać nie dać się zawładnąć szablonom, nie używać słów bezrefleksyjnie. Jeśli dzieje się coś ważnego, opowiadać sobie tę rzeczywistość własnymi słowami. Proszę czasem moich studentów, by używając własnych słów opowiedzieli o sytuacji związanej z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. I okazuje się, że niezależnie od tego, jaki ktoś ma pogląd na ten temat, tkwi w pułapce języka – jedni mówią o „aborcji eugenicznej”, inni posługują się formułkami typu „decydowanie o własnym ciele”. Za jednym i za drugim stoi określony sposób widzenia rzeczywistości, niestety zafałszowujący tę rzeczywistość. Nie chodzi o to, żeby nie mieć własnego zdania, lecz żeby przebrnąć przez słowa, które są „ponaklejane” na elementy świata, i spróbować dostrzec ten świat oraz opisać go we własny sposób.


Anna Goc: Coraz większe wrażenie robi słownik neologizmów. Niektóre z nich warto polubić, bo mogą zostać z nami na długo.


 

Zawsze konieczny jest namysł nad słowami – gdy go brakuje, tracimy wrażliwość na manipulację i kłamstwo. Dotyczy to zarówno błahych z pozoru sformułowań, które powstały wbrew logice, jak i poważnych przekazów odnoszących się do polityki czy życia społecznego. Podam prosty przykład: kiedyś pewna marka obuwnicza reklamowała się hasłem „Zmieniamy sens twoich stóp”. Zdanie to nie ma żadnego – nomen omen – sensu, a jednak było przez kilkanaście miesięcy używane i być może na części z nas nie robiło wrażenia. A powinniśmy się wewnętrznie buntować przeciw takiemu używaniu języka – bo jeśli będziemy akceptować takie konstrukcje, to damy sobie wcisnąć każdy kit serwowany przez polityków czy reklamę. Nie zauważymy, że to, co do nas mówią, nie ma sensu.

Same słowa też mają różne nacechowanie, przykładem może być choćby tak popularne słowo jak „rodzina” czy „życie”.

„Rodzina” zawsze była słowem pozytywnie nacechowanym, wzbudza w Polakach dobre uczucia – zapewne dlatego stała się jednym ze słów sztandarowych „dobrej zmiany”. Zauważam jednak pewne novum w używaniu tego wyrazu – pojawia się on w kontekstach agonistycznych, np. wówczas, gdy słyszymy, że LGBT niszczy polskie rodziny, że „seksualizacja dzieci” (skądinąd to wyrażenie stworzone wyłącznie na potrzeby propagandy) to „atak na polską rodzinę” itd. „Rodzina” staje się słowem, które zamiast łączyć – dzieli (podobnie zresztą jak „patriotyzm”). No i jej znaczenie zostało zawłaszczone (raczej nie mówi się o rodzinach w kontekście osób LGBT czy bezdzietnych małżeństw), podobnie jak znaczenie słowa „życie”, które w retoryce partii rządzącej odnosi się głównie do życia poczętego. Gdy kilka lat temu środowiska LGBT organizowały paradę pod hasłem „Dla życia i rodziny”, jedna z posłanek apelowała, by nie posługiwać się słowami „rodzina” i „życie”, gdyż one są „zarezerwowane” dla środowisk katolickich. Widać tu próbę „odzyskania” języka dla swojego środowiska – a takie próby są bardzo niebezpieczne. ©℗

DR HAB. KATARZYNA KŁOSIŃSKA, PROF. UW jest językoznawczynią, pracownikiem naukowym w Instytucie Języka Polskiego Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Przewodnicząca Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Autorka kilku książek, w 2019 r. ukazała się „Dobra zmiana. Czyli jak się rządzi światem za pomocą słów”, której współautorem jest Michał Rusinek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2022