Odroczone rachunki

Prof. Stanisław Ilnicki, psychiatra: W Polsce potrzebny jest system długotrwałego monitoringu żołnierzy, aby stan zdrowia każdego był badany od zakwalifikowania na misję, później po powrocie i nawet po odejściu z armii. Mówi się o nim od dawna, ale nadal go nie ma. Rozmawiała Patrycja Bukalska

03.11.2009

Czyta się kilka minut

W 2008 r. Tim Hetherington towarzyszył w Afganistanie żołnierzom 173. Brygady Powietrznodesantowej USA. Tak powstał cykl „Śpiący żołnierze”. W najnowszym numerze "TP" wybrane zdjęcia oraz wywiad z fotografem. Na zdjęciu: Ross Murphy /fot. Tim Hetherington /
W 2008 r. Tim Hetherington towarzyszył w Afganistanie żołnierzom 173. Brygady Powietrznodesantowej USA. Tak powstał cykl „Śpiący żołnierze”. W najnowszym numerze "TP" wybrane zdjęcia oraz wywiad z fotografem. Na zdjęciu: Ross Murphy /fot. Tim Hetherington /

Patrycja Bukalska: W ostatnich latach coraz częściej mówi się w Polsce o zjawisku stresu bojowego czy urazowego. To nowe zjawisko?

Prof. Stanisław Ilnicki: Ono jest znane, odkąd są wojny, tylko było inaczej nazywane. Na początku lat 80. w USA wprowadzono pojęcie zespołu stresu potraumatycznego. W Polsce zaczęło ono funkcjonować w połowie lat 90., a zostało spopularyzowane w związku z udziałem naszych żołnierzy w misjach wojskowych, najpierw na Bałkanach.

Na misjach zjawili się też psycholodzy; jako pierwsza pojechała kobieta Anna Glibowska. Wprawdzie Polacy służą za granicą od 1953 r., ale do połowy lat 90. nie przywiązywano wagi do następstw psychicznych. Zresztą wcześniej były to misje ONZ, nie wojenne, i choć zdarzały się ofiary, traktowano je jako nieszczęśliwe wypadki.

Nie rejestrowano też zaburzeń psychicznych, choć sam nieraz odbierałem takich żołnierzy z lotniska.

Jak wygląda polska sytuacja na tle innych krajów? Wiadomo, ilu żołnierzy z problemami psychicznymi jest ewakuowanych z misji do kraju?

Gdy ruszaliśmy do Iraku i Afganistanu, powoływano się na statystyki amerykańskie z Wietnamu, że problem może dotknąć nawet co trzeciego żołnierza.

Rzeczywistość okazała się inna. W misjach irackiej i afgańskiej uczestniczyło dotąd 23 tys. Polaków. Ewakuowano trzystu. Na 1000 żołnierzy w Iraku trzech ewakuowano z powodów psychiatrycznych.

Paradoksalnie w Afganistanie, gdzie wskaźnik zabitych i rannych w walce jest wyższy, dwukrotnie mniej jest urazów i chorób niezwiązanych z udziałem w walce, a do wartości śladowych zmalała liczba ewakuowanych z przyczyn psychiatrycznych. Za to liczba ewakuowanych w ogóle jest podobna jak w Iraku: 13,5 na 1000. To wymagałoby analizy: skąd taka zmiana struktury strat? Choć można założyć, że u ewakuowanych z innych przyczyn zaburzenia psychiczne też mogą występować, lecz są "przykrywane" urazami fizycznymi, jak się uważa, poważniejszymi.

Amerykanie badają żołnierzy obowiązkowo, a my?

Oni poddają wszystkich wyjeżdżających i powracających żołnierzy badaniom kwestionariuszowym. Ci, których wyniki uzasadniają badanie indywidualne, są na nie wzywani. Potem badania są powtarzane po pół roku i później. U nas jest rozporządzenie ministra o wykonywaniu badań psychiatrycznych "w razie potrzeby", ale one są niestety bardzo powierzchowne, ograniczają się do kilku pytań. Planowana jest nowelizacja tego rozporządzenia, nasza klinika sporządziła kwestionariusze częściowo wzorowane na amerykańskich. Jeśli minister to zatwierdzi, będziemy działać jak Amerykanie.

Można zapobiegać stresowi w czasie misji?

Całkowicie nie, stres bojowy jest nieodłączną cechą wszystkich wojen. Dlatego odróżnia się stres bojowy normalny od traumatycznego, czyli takiego, gdy stres ma taki charakter, że mechanizmy obronne okazują się nieskuteczne.

Ale sam uraz nie jest warunkiem wystarczającym do wystąpienia zaburzeń. Musi być podatność.

Są osoby, które na misje jechać nie powinny. A jeśli żołnierz jedzie, powinien być tak przeszkolony, aby minimalizować skutki stresu. Np. gdy wybucha mina przydrożna, powinien nie myśleć o tym, co się stało, lecz wykonywać automatycznie czynności, które ćwiczył przed misją. Mówię to na przykładzie spraw, które do nas trafiły, gdy źródłem zaburzeń był stres w połączeniu z niedostatecznym przygotowaniem do takich sytuacji.

Jak żołnierze podchodzą do psychologa czy psychiatry?

Boją się stygmatyzacji. Jeśli mają problemy, niechętnie o tym mówią do chwili, gdy chcą odejść z armii. Dopóki służą, nie eksponują tego. Nie zawsze chcą się leczyć w wojskowych oddziałach, raczej już prywatnie. Albo na własną rękę "leczą się" alkoholem. Poza skierowaniem do szpitali takich jak nasz, są turnusy profilaktyczno-lecznicze. Nie są obowiązkowe, trafiają tam ci, których skierował psycholog z jednostki.

Niestety, dotyczy to tylko żołnierzy służby czynnej, nie weteranów. To niedobrze, bo leczenie nieraz trwa długo. Takie turnusy zaczęły się w 2004 r. i dotąd zakwalifikowano na nie 6 tys. żołnierzy, a uczestniczyło pięć i pół tysiąca. Można by więc z przybliżeniem określić, że tylu żołnierzy ma jakieś problemy, skoro psycholodzy ich zakwalifikowali. Do szpitali trafia zdecydowanie mniej.

Może niechęć przed psychiatrą wynika z obawy, że mogą być wykluczeni z armii?

Nawet jeśli nie wykluczeni, bo formalnie prawo ich broni, to trudniej obronić ich przed nastawieniem ludzi i uprzedzeniami, że żołnierz musi być twardy i "nie pękać".

Jeśli ktoś się leczy, nikt go za to nie ukarze, ale spotykają go afronty, więc się nie afiszuje. Zwłaszcza jeśli chce przedłużyć kontrakt. Podobnie jest w USA, to nie tylko polskie zjawisko.

Czy psychiczno-społeczne skutki misji będą narastać również w polskiej armii?

To rachunki z odroczoną płatnością. Mamy mgliste wyobrażenie o ludzkich kosztach wojny. Potrzebny jest system długotrwałego monitoringu, mówi się o nim od dawna. Ale nie ma aktu prawnego i środków, aby monitorować stan zdrowia, także psychiczny, każdego żołnierza od chwili zakwalifikowania na misję, później po powrocie i potem jeszcze okresowo, nawet już po odejściu z armii. Takie monitoringi prowadzi się w innych krajach.

Brytyjski dziennik "Guardian" opublikował niedawno porażające dane: co dziesiąty więzień w Wielkiej Brytanii to były żołnierz. Liczba skazanych weteranów wzrosła o 30 proc. od wojny w Iraku. Czy w Polsce weterani to już problem społeczny, czy nadal "tylko" rodzinno-prywatny?

Mówimy tu o odległych skutkach udziału w misjach wojennych, co wiąże się z zespołem stresu pourazowego, PTSD. Zespół ten tworzy ok. 20 objawów: uporczywe myśli, skojarzenia, sny związane z traumą, impulsywność, drażliwość, uraźliwość itd. Często towarzyszą temu depresja i lęk. Sposobem "radzenia" sobie z nimi może być alkohol lub narkotyki, wtedy powstaje błędne koło: z jednej strony są zmiany psychiczne, z drugiej nieskuteczne ich łagodzenie, np. alkoholem, potęguje problem.

A ma on wymiar także społeczny: są skutki rodzinne, u nas niedoceniane. Jest taki amerykański slogan, że z wojny "nikt nie wraca taki sam". Zmienia się co najmniej sposób funkcjonowania. A jeśli żołnierze przebywają długo w świecie wojny, w oderwaniu od rodziny i naturalnego otoczenia społecznego, wtedy może dojść do trwałych zmian osobowości. Stąd w krajach anglosaskich - bogatych, gdzie teoretycznie pomoc powinna być na wyższym poziomie niż u nas - występują jako spora grupa społeczna bezdomni weterani.

Z misji wracają ludzie młodzi - i nagle okazuje się, że są koszty społeczne dla nich, dla ich rodzin, a nawet pewien odsetek samobójstw weteranów czy konflikty z prawem. Szczęśliwie, żaden Polak nie popełnił samobójstwa na misji wojennej. Były przypadki na misjach pokojowych, ale nie w Iraku i Afganistanie. To pokazuje, że żołnierze jakoś sobie tam radzą. Jednak tak, jak mówi się o potrzebie dozbrojenia, tak samo trzeba inwestować w program, który monitorowałby zdrowie żołnierzy przed misją, w trakcie i po powrocie, przez wiele lat. A także jakość ich życia i ich rodzin.

Prof. STANISŁAW ILNICKI jest kierownikiem Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2009