Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dawno już nie słyszałem tak zgodnie wykonywanej symfonii nienawiści. Politycy, związkowcy i dziennikarze wprost prześcigali się w potępieniach Donalda Tuska i szyderstwach na jego temat. Najbardziej donośnie brzmiał w tym chórze krzyków, wrzasków, bluzgów i skowytów głos Karola Guzikiewicza, który obsadził się (albo: którego obsadzono) w roli Gdańskiego Stoczniowca, Wyraziciela Woli Polskiego Narodu. Mnie jednak bardziej zastanowiły wypowiedzi Ludwika Dorna, Piotra Kownackiego i Andrzeja Gwiazdy.
Dorn, niegdyś jeden z najpotężniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości, nazwał premiera "zakompleksionym prowincjuszem". Kownacki, szef Kancelarii Prezydenta, wystąpił w roli miłośnika zadym i zapachu palonych opon. Gwiazda, członek kolegium IPN i Kapituły Orderu Orła Białego, wspomniał, iż w Gdańku Tusk nazywany jest "chemicznym Donaldem" (co, jak się domyślam, jest niezwykle wyrafinowaną aluzją do "chemicznego Alego").
Wszystkim nienawistnikom odpowiadać nie sposób. Ale: Ludwikowi Dornowi rzekłbym, iż wolę zakompleksionych prowincjuszy od zadufanych warszawistów. Ale: Piotrowi Kownackiemu życzę, by zaprzyjaźnieni zadymiarze codziennie palili pod oknami urzędu, którym kieruje, kilka opon. Ale: Andrzejowi Gwiaździe zwracam uwagę, że istnieje zasadnicza różnica między użyciem przez policję gazu łzawiącego a wymordowaniem przy pomocy broni chemicznej kilku tysięcy Kurdów (bo tego faktu dotyczyła przywołana poprzednio aluzja).
O decyzji premiera i okolicznościach jej podjęcia wiem tyle, ile przeczytałem w gazetach i zobaczyłem w TVN 24. Mogę się tylko domyślać, że była to decyzja trudna. I mogę dodać: jak na sytuację, w której nie ma dobrych rozwiązań, była to decyzja rozsądna.
Symbolika Gdańska w naszej najnowszej historii jest niezwykle mocna, bo nie byłoby dzisiejszej Polski bez strajków sierpniowych i bez Solidarności. Ale też: dzisiejsza Solidarność nie jest Solidarnością z 1980 r., a Gdańsk realny nie jest tożsamy z Gdańskiem symbolicznym. A może nawet: Gdańsk symboliczny jest wszędzie tam, gdzie żywa jest pamięć pierwszej Solidarności. Tak pojmuję sens decyzji premiera Tuska, odbierającej dzisiejszym działaczom związkowym z Gdańska i posługującym się nimi politykom monopol na rozumienie i posiadanie przeszłości.