Obywatel w ujęciu

Zaiste zagadka, po co w jednym dokumencie trzy takie same fotografie, nie jest z tego świata.

01.05.2015

Czyta się kilka minut

Wzór nowego dowodu osobistego
Wzór nowego dowodu osobistego

Sporo ostatnio słychać głosów, że należy się baczniej przyglądać różnym ludziom, zwłaszcza w czasie wyborczym. 

Przyglądanie się jest generalnie pożyteczne i powszechne, ale przyglądanie polskie jest – tak to ujmijmy – baczniejsze do kwadratu, bo zaufanie w Polsce naszej kochanej to nie jest towar tani. Sto razy trzeba się tu przyjrzeć człowiekowi, najlepiej onego przeklikać i gruntownie – pardon – wyszukać w wyszukiwarce. Rzecz to prosta, a niezauważona, że wyszukiwarki są niejako stworzone pod nasze skłonności, i aż dziw bierze, że Polska nie jest liderem w ich tworzeniu, tylko zaledwie liderem wśród użytkowników.

Ogólnie rzecz biorąc, przyglądamy się wszystkim ludziom, znajomym i obcym, chcemy znać ich stan cywilny i przeszłość, chcemy wiedzieć, czemu nazywają się niepolsko, skąd mają nosy krogulcze, dlaczego mieszkają w zbyt dużych jak na nasze gusta domach, czemu jeżdżą zbyt czarnymi autami i oczywiście dlaczego, do diabła, uśmiechają się zbyt często. Istnieje pogląd, żeśmy od zawiści niewolni, że na nosy patrzymy częściej niż na biusty, że cudzy pieniądz zakwasza nam organizmy, ale rzeczą szczególnie godną zanotowania jest drobiazg taki, że cudzy uśmiech i zadowolenie kwasi nam życie najbardziej.

A zatem naród dzieli się tymi spostrzeżeniami i kwasami, a zauważmy, im dłużej się dzieli, tym chętnych do zakwaszania się jest więcej.

Nie podlega dyskusji mistrzowskie spostrzeżenie kolejne, że nader rzadko przyglądamy się sami sobie. Niejako wystarczy nam, że bliźni robią to za nas, i na tym się skupiamy, tych obserwacji nie znosimy i na ogół z ich powodu beczymy. Tymczasem rząd nasz włożył ogromną pracę i trud, byśmy się na siebie samych napatrzyli do syta, głównie w zaciszu domowym i bez świadków. Rzecz jasna jest to inicjatywa niedopracowana jak zwykle, i oczywiście pozbawiona błysku, jak wiele pomysłów centralnie sterowanych i wymyślonych nie wiadomo przez kogo. Tu wrzucić wypada wtręt, że człowiek marzyłby być urzędnikiem od wymyślania czegokolwiek w urzędach centralnych, bo nie jest to najpewniej praca ponad siły.

Oto wymyślono, i w nowym modelu dowodu osobistego wydawanym od marca tego roku wdrożono umieszczenie aż trzech fotografii obywatela – feler tu widać taki, że są one identyczne. Zaiste zagadka, po co w jednym dokumencie trzy takie same fotografie, nie jest z tego świata. Awers onego dokumentu zawiera dwa portrety właściciela – duży i malutki, rewers zaś jeden – i jest to format pośredni pomiędzy obrazkami z przodu. Różnią się te fotografie jeno nasyceniem szarzyzny i jest to jedyna atrakcja tej inicjatywy. Człowiek może zatem zaledwie sprawdzić, jakże jest w różnych formatach i nasyceniu szary, poza tym, że widzi potrójnie, jaki jest. Niestety. Te obserwacje muszą – powie to każdy psycholog – wywoływać u patrzącego stany zapalne, jeśli nie psychozy, neurozy i patologie. Tak czy owak, obywatel może się sobie teraz poprzyglądać gruntownie, choć – co tu kryć – jest to zajęcie dla stabilnej psychiki bardzo nudne. Ileż bowiem można patrzeć na siebie w tym samym ujęciu, ujęciu – dodajmy – uchwyconym przez fotografa zdjęć legitymacyjnych, a zatem pozbawionego duszy, fantazji i czegokolwiek, co byśmy przyjęli z zadowoleniem.

A można przecież było – do diaska – pójść po bandzie i wdrożyć projekt nietuzinkowy, interesujący i szalenie nowatorski w skali świata, który to świat tak okropnie nam dokucza, który nam się tak bardzo nieżyczliwie przygląda, i który kompletnie nie rozumie, jakżeśmy są do wyrzygania dobrzy. Wystarczyło zatem zarządzić, by każde z tych zdjęć mogło być inne, i tym samym ruszyć by można było z posad bryłę światowego ilustrowania obywatela w dokumencie tożsamości.

Zgrubnie rzecz ujmując, obywatel poza fotografią niejako obowiązkowo, a urzędowo ujmującą na szaro jego cechy fizyczne, miałby prawo do sfotografowania się na sposób opisujący jego naturę. Bez wątpienia podniosłoby to wartość dowodu osobistego jako materiału rzetelnie opisującego człowieka, a tym samym wzrosłoby bezpieczeństwo publiczne. Sądzić należy, że taka dowolność uniosłaby niechęć do instytucji państwa ku szczerej miłości, zwłaszcza że przecież tzw. selfie to hobby i pasja mas.

Oczywiście obywatelom bez gibkości MSW mogłoby podać dłoń pomocną, fantazję uruchamiającą. Mogłoby to być coś w rodzaju zestawu haseł motywujących i inspirujących, zaczynających się od wskazówki: „Polak głodny to zły – stwórz sobie zdjęcie, gdyś głodny” – dajmy na to. Byłoby się czemu przyglądać w smutne szare wieczory, nie tylko tej wiosny. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2015