Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rzecz jasna tu i ówdzie, z dowolnego powodu, słychać drobne piski, ale nie jest to już zjawisko satysfakcjonujące chyba kogokolwiek prócz amatorów. Wydaje się, że salon wraca do tego, co w istocie umie znakomicie, czyli zaczyna zdrowo polewać i hardzieć. Jest to zaiste wynik, na który składa się kilka czynników. Najważniejszy z nich to zorientowanie, będące zawsze odwrotnością dezorientacji. Orientacja w tym przypadku polega na spostrzeżeniu, że z klimatu tzw. dobrej zmiany zostały dymiące gruzy. Polewanie jest efektem – za przeproszeniem – paradoksu. Oto zdezaktualizowanemu, ale wciąż uprawianemu monologowi o wyższości moralnej towarzyszy widok i zapach bagna. Jest to bagno bardzo musujące i głębokie, głębsze z dnia na dzień i spienione. Ktoś nam tu mądrze powie, że wynik wyborów nie jest dla salonu dobry, ale zaiste nie o wybory nam idzie, tylko o klimat przede wszystkim. Została z niego szarpanina z rzeczywistością, co jest zawsze mordercze dla spójnej fabuły. Nic tak nie szkodzi fantazjom jak próba przeniesienia ich do rzeczywistości przez ludzi potrafiących wyłącznie gadać, a mówiąc wulgarnie: chodzi nam tu o „picowanie”. O pic – czyli nic.
Gdzieniegdzie oczywiście widać jakieś fatamorgany, uważa się mianowicie tu i ówdzie, że salon jednak wciąż skamle i kwiczy. Dajmy na to dlatego, że telewizja nie puściła wykładu noblowskiego laureatki. Jest to jednak, mówiąc w skrócie, chciejstwo. Salon bowiem teraz nie skamle, tylko polewa i jest to – naszym skromnym zdaniem – diagnoza dająca do myślenia, jeżeli oczywiście ktoś tę czynność lubi, a lubi niestety niewielu.
Otóż nikt w kraju naszym, będąc przy choćby umiarkowanie zdrowych zmysłach, nie wyobraża sobie, że coś takiego jak partyjna telewizja bądź radio mogłyby przez sekundę realizować jakąkolwiek misję kulturalną, skierowaną do szerzej pojętego ogółu ludzi bezpartyjnych. Jest to nauka płynąca z ostatnich czterech lat. Nauka, dodajmy, mocno utrwalona. Słowem, jeżeli ktoś się lubi uczyć – zrozumie, że doprawdy nie ma co kwiczeć, wyć, ale można polewać.
Niejako przy owej literackiej – za przeproszeniem – okazji podjęto partyjno-rządowe analizy na temat czytania bądź to nieczytania książek. Czytanie, tego nie da się niestety ukryć, jest tematem w Polsce za trudnym dla polityków, dla ich pomagierów w mediach i dla znacznej części elektoratu. O czytaniu mówi się w tych sferach w sposób tak żenujący, że skłaniający zaiste do kwiku. Każdy czytający i słuchający mówiącego o czytaniu wydelegowanego funkcjonariusza musi kwiknąć i zaskamleć. I tu takoż jest różnica w pojmowaniu i etiologii tych odgłosów. Nie są to kwiki oburzenia wcale, nie są to głosy lamentu nad upadkiem jakkolwiek pojętej kultury, też salonowej, ale i niesalonowej. Są to po prostu osobliwe głosy satysfakcji, że przez cztery lata nie udało się dobrej zmianie przytulić kogokolwiek mówiącego prawidłowo i z sensem. Jest to tak smutne, że można z tego tylko polewać. Dobrych Świąt. ©℗