Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"To kraj, który przetrwał siedemdziesiąt długich lat bez Boga (...) Wielu oddało życie za swoją wiarę. Każda niemal rodzina może wskazać jednego ze swych członków, który ofiarował życie za ich wiarę w Boga". Efekt? "Dawniej babcie przynosiły dzieci do kościoła; dziś - dzieci prowadzą doń swoich rodziców". Czynią tak, gdyż "noszą w sercu wiarę swoich pradziadków" - także wtedy, gdy nie znają do końca jej dogmatów i praw, i gdy "na nowo trzeba ich uczyć, jak się modlić i jak czytać Biblię".
Biskup nie mówi tu tylko o katolikach - ci na Białorusi stanowią mniejszość (2 na 10 milionów). W 1938 r. komuniści zamknęli tam wszystkie kościoły (jakichkolwiek wyznań) i aresztowali wszystkich (!) duchownych. Wiara mogła więc przetrwać jedynie w rodzinach. I przetrwała - za cenę męczeństwa. Teraz we wnukach (w każdej rodzinie!) pracuje pamięć o dziadkach i pradziadkach, którzy oddali życie za ich wiarę. I to ona jest motywem, by podjąć wysiłek katechizacji, modlitwy i odbudowy wspólnot kościelnych.
Czy ta historia ważna jest tylko dla nich? Czy tylko ich dotyczy? Po co więc biskup opowiada o niej możliwie wszystkim?
Jakie znaczenie ma ta historia - i ta teraźniejszość - dla nas, którzy graniczymy (lepiej powiedzieć: sąsiadujemy!) z tym Kościołem męczenników? Tylko Bóg wie, w jakiej mierze nasza wiara jest także owocem ich ofiary: sanguis martyrum - semen Christianorum ("Ścinani przez Was, stajemy się liczniejsi; krew chrześcijan jest nasieniem" - Tertulian, "Apologeticus"). I jaka w tę historię wpisana jest dla nas lekcja: praw ewangelizacji, dróg przekazu wiary, źródeł jej trwałości?
16 lipca ks. Grzegorz Ryś został nominowany na pomocniczego biskupa krakowskiego. Więcej na ...