Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Świat po 11 września 2001 roku uległ zasadniczej przemianie. Rozpoczęło się wiele nie bardzo pocieszających procesów, które rozprzestrzeniły się na kulę ziemską. Wprawdzie pomiędzy straszliwymi przechwałkami al-Qaidy a rzeczywistymi efektami jej działań widać duży rozziew i nie zdarzyło się dotąd nic, co można by porównać z atakiem na Manhattan, ale w postawie Stanów Zjednoczonych pojawiły się pewne zastanawiające zmiany.
Czytałem w „Heraldzie” - wolność prasy to jednak zbawienna siła w Ameryce - że postępowanie z aresztowanymi terrorystami czy podejrzanymi o terroryzm jest, delikatnie mówiąc, karygodne. Kiedy kilka lat temu w Izraelu wprowadzono jako metodę przesłuchań okropne potrząsanie, wszyscy bardzo się gniewali i świat uznał to za rzecz niedopuszczalną. Teraz w bazach amerykańskich w Bahrajnie i na wyspie Diego Garcia powstały ośrodki (eksterytorialne, to znaczy nie podlegające jurysdykcji sądów amerykańskich), w których podejrzanych o terroryzm próbuje się złamać przy pomocy deprywacji snu, zmuszania do długotrwałego stania albo unieruchomiania w bardzo niewygodnej pozycji. Jeśli się to nie uda, więźniów oddaje się w ręce państw arabskich, w których, jak na przykład w Egipcie, tortury są rzeczą zwyczajną. Przedstawiciele władz amerykańskich tłumaczą, że metody te są pożyteczne, pozwalają bowiem uzyskać dane zapobiegające przyszłym zamachom. Można to zrozumieć, trudniej zaaprobować, bo mamy jednak do czynienia z drastycznym naruszeniem zasady habeas corpus i tak dalej.
Dziennikarze amerykańscy życzliwie podsuwają al-Qaidzie coraz to nowe scenariusze możliwych ataków terrorystycznych. Ostatnio sprawdzano, czy wielkie centrale atomowe w Stanach wytrzymałyby uderzenie jumbo-jeta podobnego do tych, które trafiły w wieże World Trade Center. W komputerze wytrzymałyby - ale wątpliwości pozostają. Podobna wątpliwość dotyczy wznowienia szczepień przeciw ospie, która także mogłaby stać się bronią terrorystów.
Prezydent Bush, który jest człowiekiem upartym, skierował w rejon Zatoki Perskiej trzeci i czwarty już lotniskowiec, mimo że inspektorzy ONZ niczego na razie w Iraku nie znaleźli (izraelski premier Szaron twierdzi, że Saddam zręcznie pochował w sąsiednich państwach wszystko, co ma najgorszego). Stany Zjednoczone prą do wojny i atak nastąpi najprawdopodobniej niedługo. Tymczasem Korea Północna nagle wypędziła kontrolerów międzynarodowych, zdjęła urządzenia kontrolne i wznowiła, jak twierdzi, produkcję plutonu.
Niektórzy sądzą, że to wyłącznie chwyt szantażowy i że Korea zgodzi się na porozumienie, jeśli otrzyma odpowiednią ilość oleju opałowego. Północnoko-reański szantaż wpłynął na sytuację na południu półwyspu, gdzie po wyborach, trochę jak w Niemczech lat 60., rozkwitnął ruch antyamerykański i w masowych demonstracjach domag ano się, by Amerykanie usunęli z terytorium Korei Południowej swoich żołnierzy, których jest około 37 tysięcy. William Safire, dobry zresztą publicysta, napisał zirytowany: „Zabierajmy ich wszystkich, zobaczymy, co się stanie”. Teraz żądania te gwałtownie osłabły, ponieważ Koreańczycy z Południa jednak się przestraszyli. Amerykanie negocjują tymczasem z Chinami i Rosją, by państwa te spróbowały coś wskórać u Kima, o którego sposobie życia opowiada się różne brzydkie rzeczy.
W kolejnej opresji znalazł się kanclerz Niemiec Schroeder razem z Joschką Fischerem jako ministrem spraw zagranicznych. Przed wyborami obaj się zarzekali, że o żadnej współpracy wojskowej z Ameryką w przypadku jej wyruszenia na Irak nie ma mowy, kwestionowali nawet prawo Amerykanów do korzystania z baz lotniczych w Niemczech. Teraz rura im zmiękła, choć wiedzą, że zmiana frontu pogorszy ich stosunki z elektoratem Zielonych. Niemcy niedadzą ani jednego żołnierza, to już solennie obiecali, ale pojazdy typu Fuchs - i owszem.
Niemcy znalazły się niespodziewanie w głębokiej recesji, w landach wschodnich liczba bezrobotnych sięga 18 procent - to już jest skala polska! Obserwujemy spadek kursu dolara, jakiego od dawna nie było. Podobno wpłynęła nań wojna w Afganistanie i fakt, że tak zwanych warlords, czyli watażków afgańskich, po prostu przekupywano kwotami rzędu pięciu milionów dolarów na głowę, by zechcieli nie działać na rzecz al-Qa-idy, tylko słuchali się Amerykanów.
Po ataku na siedzibę rządu prorosyjskiego w Groznym widać, że i w Czeczenii dalej jest niespokojnie. Nie wiem, czemu Rosjanie uparli się, by prowadzić latami tę wojnę, która nie całkiem słusznie została utożsamiona z walką z terroryzmem - to był politycznie zręczny chwyt Putina. Rosja pod jego rządami ma się zresztą nieźle, wzrost dochodu narodowego brutto przewidywany jest w tym roku na siedem procent. Gospodarce rosyjskiej pomogła gwałtowna zwyżka cen ropy, wywołana między innymi strajkami w Wenezueli. Równie ważne jest jednak porozumienie dotyczące napływu zagranicznego kapitału na teren Rosji. Nikt się tam jakoś obcego kapitału nie boi. U nas za to wszyscy się boją tego, czego się nie należy bać, a nie boją się tego, czego się bać powinno.
Ludwik Stomma napisał w „Polityce” złośliwie, że miłość do chłopów polskich zniszczy nam motoryzację, Sejm nakazał bowiem ustawowo wlewać do benzyny jakieś rzepakowe paskudy. Sektorowi rolnemu zawdzięczamy 3 procent dochodu narodowego - a ci, którzy wypracowują przeważającą część pozostałą, będą teraz dodatkowo poszkodowani. Skoro już zeszliśmy na sprawy polskie; rząd Millera stara się doprowadzić Polskę do Unii i wziąć niepewną przeszkodę referendum, a równocześnie nie uruchamia żadnych reform i wszystko, co było kiepskie, kiepskie zostało. Obietnice przedwyborcze SLD rozwiały się bez śladu. O sprawach polskich nie warto jednak mówić, bo oprócz irytacji niczego się człowiek nie nabawi.
Jakie więc są perspektywy? Sądzę, że argumenty mające przesądzić o ataku na Irak Bush tak czy inaczej zdobędzie, ponieważ bardzo tego chce. Natomiast historia z Koreą Północną stanowi niejako cios z boku. Ostatnio zaczęto też pisać, że również Iran dopomaga, choć pośrednio, terrorystom. Zgadza się to z przyjętą przez Busha koncepcją osi zła, czyli trzech państw obrzydliwych i w najwyższym stopniu szkodliwych. Irak da się w końcu zapewne pokonać, ale ludzie bardziej dalekowzroczni zastanawiają się, co będzie z nim potem? Czy się rozpadnie na część szyicką, sunnicką i kurdyjską? Byłoby to niebezpieczne.
Przeszedłbym natomiast do porządku nad niepoważnymi bredniami o rzekomym sklonowaniu pierwszych dzieci. Raelianie, którzy o tym trąbią, wzięli się, jak wiadomo, stąd, że niejaki pan Rael, z zawodu kierowca wyścigowy, spotkać miał kosmitę wzrostu metr dwadzieścia i ten mu powiedział, że 25 tysięcy lat temu sklonowali nas, ludzi, przybysze z Kosmosu. Tego rodzaju obwieszczeń, może niekoniecznie tak wariackich, spodziewam się więcej, ponieważ przed każdą nową technologią unosi się mętny obłok bajań i bredni. Panów, którzy będą pokazywali piszczące niemowlęta i twierdzili, że zostały one przed chwileczką sklonowane, pojawi się jeszcze wielu, nie traktowałbym ich jednak serio. Zwłaszcza zaś ustawodawcy nie powinni być pochopni, ponieważ zachodzi niebezpieczeństwo zdławienia zabiegów służących wyprowadzeniu z komórek macierzystych nowych ratunkowych metod leczniczych; nie należy robić z igły wideł. Ciekawa skądinąd rzecz, że nie ma takiej bzdury, której nie byłaby gotowa zawierzyć część bałwanów kręcących się po świecie.
Jestem wybitnie zadziwiony, jak mało miejsca poświęca się w naszej prasie ogólnoświatowym zaburzeniom i zmianom napięć. Pomysły Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony zapełniają za to całe płachty druku, dużo się też pisze - to akurat nie jest dziwne! - o poczynaniach Lwa Rywina, który od Michnika zażądał monstrualnej łapówki. A przecież jesteśmy cząstką świata i znajdujemy się nieomal w oku cyklonu; jak wiadomo, jest tam najspokojniej, gdy dookoła przetaczaj ą się wielkie fale...