Nowi wrogowie, nowe przyjaźnie

Na Bliskim Wschodzie zmiany. Turcja awansuje do roli głównego gracza: nawiązuje nowe sojusze i chce być wzorem dla krajów ogarniętych "Arabską Wiosną". Wielkim przegranym jest Izrael.

20.09.2011

Czyta się kilka minut

Gdy Necmettin Erbakan, pierwszy w dziejach tureckiej republiki premier-islamista, w 1996 r. odwiedził Iran i Libię, w Turcji zawrzało. Jak można zaczynać urzędowanie od podróży do państw muzułmańskich zamiast, jak zawsze, od USA czy Niemiec? Dla większości Turków, nastawionych prozachodnio, taki sygnał polityczny był nie do przyjęcia. Zresztą w Teheranie i Trypolisie przyjmowano Erbakana bez wiwatów, bo w świecie islamskim związana z Zachodem Turcja nie cieszyła się sympatią.

Minęło kilkanaście lat - i wszystko się zmieniło.

Nikogo nie oburza, że premier Recep Tayyip Erdogan odwiedził właśnie Egipt, Tunezję i Libię - trzy kraje "Arabskiej Wiosny". Coraz wyraźniej widać też zbliżenie Turcji do świata islamu. Oczywiście, każdy turecki polityk zaprzeczy, że jego kraj miałby odsuwać się od Zachodu. Ale trudno nie dostrzec, że Turcja nawiązuje nowe przyjaźnie i dokonuje wielkiego, może historycznego zwrotu.

Jego przejawem jest także ostry kryzys w stosunkach z Izraelem, na granicy zerwania. Nie przypadkiem Erdogan otwarcie, bez cienia dyplomatycznej powściągliwości, poparł właśnie niepodległość Palestyny. "Uznanie państwa palestyńskiego to obowiązek" - oświadczył. I dodał, że wiele może się zmienić "jeszcze w tym roku".

Sojusznicy stają się wrogami

Słowa te padły w Kairze, na forum Ligi Arabskiej - i trafiły w nastroje społeczne. Egipt pod nowymi rządami nie dąży wprawdzie do konfliktu z Izraelem, ale - czego dowodzi niedawny atak tłumu na ambasadę Izraela w Kairze - zwykli ludzie myślą inaczej niż przywódcy. Kairska "ulica" witała Erdogana entuzjastycznie. Dla Izraela, który dotąd miał w Turcji i Egipcie najbliższych sojuszników w regionie, nie jest to dobra perspektywa.

Turcja i Izrael, kraje jeszcze niedawno niemal zaprzyjaźnione, już nie idą ręka w rękę. Wspólne ćwiczenia wojskowe, współpraca w produkcji i modernizacji sprzętu wojskowego, udostępnienie przestrzeni powietrznej nad Anatolią do szkolenia izraelskich pilotów - to przeszłość. Turcja zawiesiła współpracę wojskową z Izraelem, zażądała odwołania ambasadora Izraela w Ankarze i nie wyklucza, że poprosi Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze o zbadanie, czy izraelska blokada Strefy Gazy jest zgodna z prawem.

Ten dramatyczny zwrot to m.in. pokłosie ataku izraelskich komandosów na płynącą do Gazy "Flotyllę Wolności" w 2010 r. Na tureckim statku "Mavi Marmara" zginęło wtedy dziewięciu Turków - odtąd Ankara domaga się od Izraela oficjalnych przeprosin i odszkodowania dla rodzin ofiar. Wielomiesięczne poufne negocjacje z udziałem Amerykanów, którzy jako mediator naciskali obu swych sojuszników, przyniosłyby może efekt: prasa turecka twierdzi, że premier Beniamin Netanyahu był skłonny do ustępstw. Ale sprzeciwić miał się im koalicjant Netanyahu - skrajnie prawicowy szef MSZ Avigdor Lieberman.

Oliwy do ognia dolał raport ONZ o ataku na "Flotyllę". Jego autorzy skrytykowali wprawdzie Izrael, oceniając, że przesadził z użyciem siły, ale uznali, że blokada Gazy to "w pełni uzasadniony środek bezpieczeństwa".

Dwie jedyne demokracje

Zerwanie współpracy wojskowej z Izraelem nie jest dla Turków błahostką. Sprzęt dostarczany przez Izrael, np. samoloty bezzałogowe czy pojazdy opancerzone, służy w dużej mierze do walki z separatystami kurdyjskimi. Ale najwyraźniej ten aspekt, choć ważny - jak wszystko, co dotyczy niepodzielności ich kraju - nie jest dziś dla Turków najważniejszy. Jak to ujął komentator "Hürriyet", jednego z najważniejszych tureckich dzienników: "Tu nie chodzi wyłącznie o przeprosiny czy odszkodowanie. Chodzi o to, że podczas gdy w następstwie »Arabskiej Wiosny« upadają bliskowschodnie reżimy, Izrael w basenie Morza Śródziemnego demonstruje swą siłę. Dlatego Turcja mówi: »Chwileczkę, ja też tutaj jestem«".

Konflikt wybuchł teraz, ale narastał już od paru lat. Ataki Izraela na Gazę (brutalna akcja "Płynny Ołów"), atak na południowy Liban w 2006 r. - uzasadniane walką z Hamasem i Hezbollahem - dalej spektakularne spięcie na forum w Davos w 2009 r., gdy Erdo?an, urażony, że nie dano mu prawa do riposty, przerwał dyskusję z izraelskim prezydentem Szymonem Peresem i opuścił salę... Ten incydent, sam ­w sobie bez znaczenia, zapamiętano szczególnie, bo turecka opinia publiczna jest wyczulona na to, jak w świecie traktowany jest ich kraj.

Są w Turcji tacy, którzy sądzą, że kraj może zapędzić się za daleko, a podkreślanie własnej pozycji kosztem Izraela nie musi wyjść mu na dobre. Bo współpraca, nawiązana już w 1948 r. - gdy Turcja uznała Izrael  jako pierwszy kraj muzułmański - dobrze służyła obu państwom. Izraelowi - gdyż miał sojusznika i nie był w zupełnej izolacji. Turcji - bo mogła liczyć na wsparcie także od lobby izraelskiego w świecie. Anglojęzyczny "Hürriyet Daily News" przypomina, że także wpływom tego lobby, poza swym udziałem w wojnie w Korei (1950-53), Turcja zawdzięcza przyjęcie do NATO. "Turcja i Izrael - pisze dziennik - to jedyne prozachodnie demokracje w regionie. Dlatego powinny się wzajemnie wspierać".

Wzór do naśladowania

Ale Turcja szuka sobie innych sojuszników. Aspiracje imperialne, wyciszone z woli Mustafy Kemala Atatürka, twórcy republiki, dziś odżywają. I są po temu powody. Turcja ma świetną pozycję wyjściową: odczuwalną stabilizację gospodarczą i polityczną, jakiej wcześniej nie doświadczała. Erdo?an i jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) rządzą nieprzerwanie od prawie 10 lat. To rząd o proweniencji islamskiej, wielu Turków go nie akceptuje. Ale wielu docenia jego sprawność i nie chce ryzykować zmian. Dlatego wiosną AKP po raz trzeci z rzędu wygrała wybory.

Do przeszłości należy też czas, gdy Turcja była w niezgodzie ze wszystkimi sąsiadami. Dziś utrzymuje niezłe stosunki z Grecją i wykonuje przyjazne gesty wobec Armenii. Ale jeszcze ważniejszy jest przełom w relacjach z Iranem, Irakiem i Syrią (choć sytuacja w Syrii każe ostrożnie patrzeć w przyszłość). Gdyby nie charakter AKP, jako partii o religijnych korzeniach, trudniej byłoby tego dokonać - zwłaszcza że w państwach wyrosłych na gruzach imperium osmańskiego na Turcję zawsze patrzono nieufnie.

To nie koniec: kolejnym atutem Turcji jest "Arabska Wiosna". Dla krajów, które obaliły tyranów i muszą organizować się na nowo, właśnie Turcja - z muzułmańskim społeczeństwem i zachodnim systemem rządów - może być wzorem do naśladowania. Podróżując teraz po Afryce Północnej, Erdogan otwarcie i głośno zachwalał turecki model. "Tunezja może pokazać światu, że islam i demokracja mogą ze sobą współistnieć. Turcja, kraj o przewadze ludności muzułmańskiej, już to osiągnęła" - mówił w Tunisie.

Erdogan wie, jak ważki to argument - nie tylko dla Arabów, ale też dla Amerykanów i Europejczyków zatroskanych tym, co narodzi się na gruzach upadłych reżimów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2011