Nowa Huta wyrosła na ważne miejsce na kulturalnej mapie nie tylko Krakowa

Wystarczy jednak rzut oka na historię tego miejsca, aby zrozumieć, że nowohucka kultura od zawsze była fenomenem.

15.11.2023

Czyta się kilka minut

Nowohucka Aleja Róż po renowacji. Kraków, lipiec 2023 r. / fot. Marek Lasyk / REPORTER
Nowohucka Aleja Róż po renowacji. Kraków, lipiec 2023 r. / fot. Marek Lasyk / REPORTER

Coraz rzadziej słyszę już nawet argument, że tak do nas daleko – zauważa Małgorzata Szydłowska, dyrektorka Domu Utopii i współzałożycielka Teatru Łaźnia Nowa. A powodów, by odwiedzić Nową Hutę, nie brakuje. Dzielnica ma dwa teatry, muzeum, kilka galerii sztuki nowoczesnej, a o potrzeby kulturalne mieszkańców dba gęsta sieć bibliotek i domów kultury (w tym jeden z największych w Polsce). – Nasycenie instytucjami kultury jest tu porównywalne tylko z krakowskim Starym Miastem – przyznaje Katarzyna Olesiak, dyrektorka Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Krakowa.

Jak to się stało, że z „Polski nieczłowieczej”, opisanej przez Ważyka w „Poemacie dla dorosłych”, miejsce to zmieniło się w centrum życia kulturalnego? A może nigdy tak do końca nieczłowiecza nie była?

Ludzkie bryły

Dla lepszego efektu – zacznijmy w baraku. Jest początek lat 50. Budowa kombinatu metalurgicznego i miasta dla jego pracowników niedawno się rozpoczęła. Zofia Kulinowska, była właścicielka dworu w Wadowie, organizuje dla budowniczych Nowej Huty wieczór z piosenką. Barak, w którym ma się odbyć występ, stoi w szczerym polu. Jest ciemny, duszny, zbity z desek, ogrzewany żelaznym piecykiem. „Powoli zaczęli się schodzić słuchacze” – pisze Kulinowska we wspomnieniach. „Szli wolno, niosąc w rękach kilofy, łopaty, siadali również na skrzynkach lub po prostu pod ścianą na podłodze. (…) Ludziom przychodzącym z roboty zaczęły tajać buty, tworząc małe kałuże na podłodze. Jeden bardzo przedsiębiorczy zdjął buty, a mokre onuce powiesił na ciepłej rurze. Wkrótce za jego przykładem uczynił to drugi i trzeci. Poczułam, że nie wytrzymam tego wszystkiego, uduszę się, jeśli jeszcze przez chwilę oddychać będę musiała tym gęstym powietrzem, przesyconym wonią cuchnących szmat, łykać wirujący w powietrzu kurz i kłęby dymu z bardzo kiepskiego tytoniu, zakłócać spokój tym ciężkim ludzkim bryłom śpiącym nieruchomo pod ścianami”. Kulinowska wybiega z baraku. Z bezsilności chce rzucić się pod pociąg.

Zofia była działaczką kulturalno-oświatową, jedną z „niosących kulturę” dla budującej się Nowej Huty. Przywoziła do baraków oraz hoteli robotniczych aktorki i studentki polonistyki, organizowała wykłady profesorów i pokazy sztukmistrzów. By posłużyć się jej słowami: mówiła o sztuce zmordowanym „osobnikom marzącym o podwójnej porcji mięsa w stołówce”.

Czytam o tym w przepastnym holu Nowohuckiego Centrum Kultury, prawdopodobnie największego domu kultury w kraju. Wspomnienia Zofii znalazły się w jednym z tomów „Czasu Zatrzymanego” Adama Gryczyńskiego, fotografika związanego z NCK, który przez wiele lat gromadził zdjęcia i wspomnienia o Pleszowie, Luboczy, Mogile, Bieńczycach, Czyżynach i innych wsiach, zniszczonych przez budowę Nowej Huty. Robił to w dużej mierze społecznie. To ważne, bo historia nowohuckiej kultury to historia pasjonatów, społeczników i idących pod prąd zapaleńców. 

Z miejsca, gdzie siedzę, widać wejście do galerii Zdzisława Beksińskiego. Nieopodal znajduje się stała ekspozycja prac Jerzego Dudy-Gracza. Na ponad 13 tysiącach metrów kwadratowych odbywa się tu ponad tysiąc wydarzeń rocznie. Odwiedza je około 600 tysięcy osób. Zofia byłaby pewnie dumna. A może zdumiona?

– To zawsze był duży dom kultury, tworzony dla dużej dzielnicy – uważa Zbigniew Grzyb, dyrektor NCK. Kiedy rozmawiamy, nad naszymi głowami słychać tupot przedszkolaków. W stałych zajęciach NCK uczestniczy około 3500 osób rocznie. – Nie tracąc dotychczasowej funkcji, staliśmy się instytucją o zasięgu ponadregionalnym – kontynuuje dyrektor. – Nie znam drugiego domu kultury w Polsce, który prowadziłby dwa duże zespoły folklorystyczne, miał sześć przestrzeni wystawienniczych, salę estradową z 260-metrową sceną w pełni przystosowaną do przedstawień baletowych oraz folklorystycznych. Wiele z naszych wydarzeń przyciąga publiczność ogólnopolską i europejską. Zimą uruchamiamy nawet lodowisko.

NCK jest także jednym z nielicznych w Krakowie miejsc dla sceny tanecznej. Działa tu Krakowskie Centrum Choreograficzne, prowadzone kolektywnie przez tancerki i choreografki.

Nowohuckie Centrum Kultury było ostatnią dużą inwestycją kulturalną PRL-u w Nowej Hucie. Budowa gmachu trwała dziesięć lat, otwarcie nastąpiło tuż po zniesieniu stanu wojennego, w październiku 1983 roku. Od tego czasu NCK stał się instytucją nowoczesną. – Dobrze sobie radzimy – przyznaje dyrektor Grzyb. Widać to choćby we wpływach z biletów. W ciągu dziesięciu lat NCK udało się zwiększyć je pięciokrotnie. – I to przy zachowaniu przystępnych cen – podkreśla dyrektor, który spodziewa się w tym roku osiągnąć wpływy sięgające 10 mln zł. – Nowa Huta się zmienia, odmładza – tłumaczy dyrektor. – Sprowadzają się tu rodziny, które szukają oferty kulturalnej dla siebie i swoich dzieci. Trzeba mówić o tym z dumą: Huta ma świetną infrastrukturę. Bardzo się cieszę, kiedy w folderach deweloperów jednym z atutów, przekonujących do zakupu mieszkania w dzielnicy, jest bliskość NCK.

Galeria Zdzisława Beksińskiego w Nowohuckim Centrum Kultury. Kraków, 9 października 2016 r. / Beata Zawrzel / REPORTER

Awangarda na skwerku

Sieć nowohuckich domów kultury to rzeczywiście fenomen. Poza NCK działa tu także Ośrodek Kultury Norwida, mający trzynaście klubów Ośrodek Kultury Kraków-Nowa Huta i cztery młodzieżowe domy kultury. Liczbę osób korzystających z ich oferty szacuje się na ponad 700 tysięcy.

– Wielka różnorodność instytucji na niewielkim obszarze jest tym, co wyróżnia Nową Hutę – przekonuje Jarosław Klaś, dyrektor Ośrodka Kultury Norwida. Rozmawiamy w głównej siedzibie Ośrodka, na osiedlu Górali 5. W bloku, w którym niegdyś mieścił się hotel robotniczy, znajduje się ostatnie kino dzielnicy – „Sfinks”, biblioteka, Galeria Huta Sztuki z kolekcją dzieł artystów awangardowej Grupy Nowohuckiej, Pracownia Animacji Ekologicznej oraz Nowohuckie Laboratorium Dziedzictwa, skupione na pracy wokół pamięci oraz tożsamości mieszkańców dzielnicy. Ośrodek dysponuje też dużym, nowoczesnym budynkiem ARTzony oraz klubem Kuźnia z biblioteką w Mistrzejowicach. Kontynuuje tradycję Zakładowego Domu Kultury dla pracowników Huty im. Lenina, jednej z pierwszych tutejszych stałych instytucji kultury, w której tkwią korzenie wielu dzisiejszych nowohuckich instytucji: NCK, muzeum, skansenu.

Pytam Jarosława Klasia o historię nowohuckiej kultury. – Funkcjonuje o niej wiele mitów – mówi mi. – Nieprawdą jest na przykład, że wszystko zaczęło się od „Poematu dla dorosłych” Ważyka.

Poemat Ważyka był cezurą w nowohuckiej historii. Opublikowany w sierpniu 1955 roku tekst demaskował oblicze najważniejszej budowy polskiego socjalizmu. Wkrótce potem reportaż o Nowej Hucie napisał Ryszard Kapuściński, ujawniając tragiczne warunki życia budowniczych. Skandal, który towarzyszył publikacjom, wymógł na władzach zwiększenie troski o mieszkańców. – Trzeba jednak pamiętać, że wysiłki, by zapewnić ofertę kulturalną, sięgają początku lat 50. – opowiada Klaś. – Nasza biblioteka działała od 1950 roku, rok później otwarto kino „Stal” i pierwszy dom kultury, zajmujący pomieszczenia nad pocztą na osiedlu Willowym – wymienia.

Nowa Huta była jednym z nielicznych polskich miast zaprojektowanych od zera na desce kreślarskiej. Podobnie obmyślono jej życie kulturalne. Na planach urbanistycznych od początku widniały m.in. dwa duże kina („Świt” i „Światowid”) oraz dwa teatry – kameralny i wielki. Nowe miasto miało zapewnić robotnikom godne warunki życia i dostęp do kultury. Kombinat stał się mecenasem artystów. Twórcy dostawali w Nowej Hucie mieszkania i pracownie, mogli ubiegać się o stypendia. Dzieła, które tworzyli, prezentowano w mieszczącej się w Zakładowym Domu Kultury Galerii „Rytm”. Jej spadkobierczynią jest należąca do Ośrodka Galeria Huta Sztuki. Wiszą tu prace Walentego Gabrysiaka, Juliana Jończyka, Mariana Kruczka, Lucjana Mianowskiego, Janusza Trzebiatowskiego czy Danuty Urbanowicz.

Z pracowni artystów sztuka wyciekała na ulice. Na osiedlu Centrum D efemeryczną Galerię Pod Chmurką założył Komitet Blokowy nr 1, któremu przewodził plastyk Marian Kruczek. Zmontowano ją pod blokiem z dwóch bramek do piłki ręcznej i namiotowego płótna. Odbywały się tam niewielkie wystawy sztuki współczesnej, których nocami strzegła straż obywatelska, złożona z sąsiadów. Nigdy nic nie zginęło ani nie zostało zniszczone. Śladu po galerii już nie ma, ale do dziś w dzielnicy znaleźć można sporo awangardowych rzeźb. Jedna z nich stoi przy Zalewie Nowohuckim. „Wzlot” Stanisława Małka wykonano w walcowni Huty im. Lenina. Artysta przez miesiąc pracował z hutnikami, jedząc zupy regeneracyjne i nadzorując spawanie. Miejsce ustawienia rzeźby wybrał sam, z wdzięczności. Chciał, żeby robotnicy jadący do huty widzieli ją z tramwaju. Podobnych rzeźb plenerowych zachowało się w dzielnicy kilkanaście. – Były próbą walki o estetykę osiedli i gust ich mieszkańców – mówi Monika Kozioł, historyczka sztuki, kierowniczka Nowohuckiego Laboratorium Dziedzictwa i autorka szlaku nowohuckich rzeźb. – Podobną walkę toczył Lech Kmietowicz, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Hutnik”, który nowym lokatorom wręczał reprodukcje współczesnego malarstwa – do powieszenia w domu.

Przystań w teatrze

Teatr ostatecznie wzniesiono w Nowej Hucie jeden, kameralny. Jego pierwszą dyrektorką została reżyserka Krystyna Skuszanka. Pod jej kierownictwem Teatr Ludowy stał się jedną z najbardziej interesujących scen w kraju. Skuszanka wierzyła, że nieobeznanym ze sztuką robotnikom lepiej pokazać od razu dobry, ambitny teatr. Na deskach Ludowego grano Słowackiego, Brechta i Szekspira, scenografie przygotowywał Józef Szajna. Krytycy grzmieli, że to zbyt trudna sztuka dla mas, ale Skuszanka ufała swoim widzom.

Ten dialog z widzami pozostał tradycją Ludowego. W latach 90., kiedy na nowohuckich osiedlach skinheadzi walczyli z punkami, ówczesny dyrektor Jerzy Fedorowicz zaprosił ich do teatru, na scenę. Stworzyli spektakl „Romeo i Julia”. W Ludowym długo działało także Studio Improwizacji, gdzie młodzi ludzie przez sztukę uczyli się rozmawiać o swoich problemach. Te tradycje kontynuuje Teatralny Instytut Młodych, otwarty kilka tygodni temu w zrewitalizowanym i powiększonym gmachu Stolarni. To pierwsza tego typu scena w Krakowie. – Zwróciliśmy się ku widzom nastoletnim, bo oni mają największą trudność, by odnaleźć się w teatrze. Wyrośli już z bajek, a sztuki dla dorosłych jeszcze nie zawsze ich interesują – wyjaśnia Katarzyna Dudek, kierowniczka literacka Teatru Ludowego. TIM ma wchodzić z młodymi ludźmi w dialog. Przedstawieniom towarzyszą warsztaty i spotkania z psychologami, terapeutami i psychiatrami. – Mamy nadzieję, że stworzymy bezpieczną przestrzeń, gdzie młodzież przy pomocy teatru będzie mogła zmierzyć się z wątpliwościami i problemami, które są dla nich istotne – dodaje Dudek.

Trzepaki, Reksio, Atari - wystawa w Muzeum Nowej Huty. Kraków, 16 lutego 2023 r. / fot. Jacek Boroń / REPORTER

Tyle, ile wywalczymy

Lucyna Olejniczak, pisarka, autorka m.in. bestsellerowej sagi „Kobiety z ulicy Grodzkiej”, mieszka w Nowej Hucie od lat 50. Pamięta tłumy na Dniach Książki, klub Międzynarodowej Prasy i Książki przy placu Centralnym oraz sąsiadującą z nim dwupoziomową księgarnię Skarbnica. – Mniejsze sklepy z książkami były niemal na każdym osiedlu – wspomina. – Teraz na miejscu MPiK jest market ogólnospożywczy, na miejscu Książnicy apteka, a małe księgarnie niemal zupełnie poznikały.

W latach 90. Nowa Huta przeżywała kryzys. Kombinat ograniczał produkcję i zwalniał pracowników, rosło bezrobocie. Instytucje kultury straciły mecenat i powoli uczyły się, jak radzić sobie w nowej, rynkowej rzeczywistości. Wiele upadło.

Dziś puste miejsce po Skarbnicy i MPiK próbuje wypełnić Cafe NOWA Księgarnia. – Tylko dzięki temu miejscu nowohuccy artyści i pisarze mogą się „policzyć”, bo, niestety, nie tylko ja mam wrażenie, że miasto nas nie widzi. Nie widzą władze, nie znają biblioteki, jesteśmy anonimowi – przekonuje Lucyna Olejniczak. – Dlatego czas najwyższy, żeby to zmienić, wziąć sprawy we własne ręce i stworzyć silną grupę literacką w naszym mieście.

Założona pięć lat temu NOWA organizuje spotkania z pisarzami. Gościli już tutaj Filip Springer, Jakub Małecki, Monika Sznajderman, Sylwia Chutnik, Łukasz Orbitowski czy Radek Rak. Niedawno Elka Łapczyńska, autorka „Bestiariusza nowohuckiego”, prowadziła tu rozmowę z Anną Cieplak, autorką „Ciała huty”. Nowa Huta przeżywa bowiem renesans także jako temat literacki. Książkę poświęcił jej Igor Jarek (autor nagradzanego „Halnego”), a Edyta Świętek zlokalizowała w dzielnicy akcję pięciotomowej sagi. Zapytałam Łapczyńską, czy Nowa Huta może być dziś znów inspirująca dla autorów.

- Nie wiem, czy jest, dla mnie była – odpowiedziała. – Kiedy rozmawiałam z Anną Cieplak, zapytałam ją zresztą o to samo: co takiego jest w dużych zakładach przemysłowych, że pociągają pisarzy. Doszłyśmy wspólnie do wniosku, że kombinat, czy to Huta Lenina, czy Huta Katowice, jest miejscem w jakimś sensie nieludzkim, molochem. Dlatego pobudza wyobraźnię, popycha ją ku fantastyczności, niesamowitości, nawet potworności. Dla mnie Huta była fascynująca. Była miejscem, na którym ciążyło piętno, bagaż historii, a jednocześnie wypełnionym symboliką: ognia, ziemi i kopania w niej, przemiany. Pomyślałyśmy też, że takie duże zakłady budują wokół siebie społeczność, której chcemy się przyglądać.

– Mamy tyle kultury, ile sobie wywalczymy – mówi mi Jacek Dargiewicz, właściciel Cafe NOWA Księgarnia. – Kraków długo nie chciał wypuścić najważniejszych wydarzeń kulturalnych poza obręb Plant. Dopiero Festiwal Sacrum Profanum, organizowany w halach kombinatu, i przenosiny Teatru Łaźnia pozwoliły szerszej publiczności dostrzec Nową Hutę – wspomina.

Walka, o której mówi Dargiewicz, ma różne oblicza. Jednym z nich jest obrona nowohuckiego dziedzictwa, długo niedocenianego i niechronionego. Część architektury dzielnicy ucierpiała, gdy na przełomie XX i XXI wieku spółdzielnie mieszkaniowe ocieplały bloki styropianem. Na uznanie (i ochronę konserwatorską) Huta czekała długo. Dziś może poszczycić się tytułem Pomnika Historii i staraniami o wpis na listę UNESCO. Na terenie dzielnicy obowiązują także przepisy o parku kulturowym, zabraniające zaburzania jej charakteru.

Trzepak kultury

Jak duże zainteresowanie może wzbudzać historia Nowej Huty, przekonało się w lutym poświęcone jej muzeum. W kolejce, która ustawiła się do wejścia na wystawę „Trzepaki, Reksio, Atari”, opowiadającej o zabawach i rozrywkach dzieci PRL, trzeba było odstać ponad trzy godziny. Na stronie muzeum pojawiła się nawet informacja, że tego dnia w kasie zabrakło biletów. – Frekwencja w pierwszych dniach rzeczywiście nas zaskoczyła. Pobiliśmy rekord Muzeum Krakowa pod względem dziennej frekwencji na wystawie czasowej, odwiedziło nas tysiąc osób jednego dnia – przyznaje Karolina Żłobecka, kierowniczka Muzeum Nowej Huty. Wystawę obejrzało w sumie 30 tysięcy ludzi.

Nowa Huta (i Kraków) długo zastanawiała się, jak powinno wyglądać i co prezentować poświęcone jej muzeum. Plany, by utworzyć tu Socland – coś pomiędzy wesołym miasteczkiem a muzeum komunizmu – miała Krystyna Zachwatowicz. Powstała nawet próbna ekspozycja, szybko zamknięta. W 2005 roku Muzeum Historyczne Miasta Krakowa uruchomiło filię na osiedlu Słonecznym. „Słoneczko” pokazywało dzieje Nowej Huty i okolicznych wsi. Jednocześnie trwała dyskusja o ulokowaniu w dzielnicy muzeum PRL. Ostatecznie zdecydowano się połączyć pomysły i zbiory. W ten sposób w dawnym kinie „Światowid” siedzibę otrzymało Muzeum Nowej Huty, oddział Muzeum Krakowa. 

– Nasze wystawy często opowiadają o zjawiskach uniwersalnych w Polsce powojennej, ale opierając się na lokalnych, nowohuckich przedmiotach, opowieściach i doświadczeniach – mówi Żłobecka. Muzeum wciąż czeka na ekspozycję stałą i generalny remont budynku. – Złożyliśmy projekt do programu Feniks. Jeśli dostaniemy środki, na przełomie 2027 i 2028 roku uruchomimy wystawę stałą – zapowiada Żłobecka. Plany są obiecujące. Na ponad tysiącu metrów kwadratowych znajdzie się nowoczesna ekspozycja, prezentująca dzieje Nowej Huty i opowiadająca o okresie PRL, także przez pryzmat życia codziennego.

Swoje wyspecjalizowane zbiory mają w dzielnicy także Muzeum Czynu Zbrojnego, Muzeum Lotnictwa (w Czyżynach), Muzeum Archeologiczne czy Ośrodek Kultury Norwida. – Nie można pominąć prywatnych kolekcjonerów. Huta ma olbrzymie szczęście do pasjonatów – zapewnia Karolina Żłobecka. – Tacy ludzie jak Grzegorz Ziemiański, zbierający nowohuckie pamiątki, czy autorzy instagramowego profilu blok_szwedzki pomagają ocalić i wypromować jej dziedzictwo.

Wierzę w Nową Hutę

Na boisku na osiedlu Szkolnym nie ma ani śladu po stojącym tu niegdyś baraku, zbitym z rozbiórkowych desek. Nie zachowała się także skrzynka z żarówkami, układającymi się w napis NURT. Pierwszy nowohucki teatr – stworzony przez amatorów, pod kierunkiem chemika i pisarza Jana Kurczaba – przetrwał jedynie w opowieściach. Kurczab przyjechał do Nowej Huty już w 1951 roku, a więc w podobnym czasie, co zdesperowana Kulinowska. Zebrał pasjonatów (wśród aktorów była nauczycielka, księgowy, operator spychacza) i nie pytając nikogo o pozwolenie, postawił z robotnikami drewniany barak na amatorskie przedstawienia. Sukces był tyleż ogromny, co zaskakujący. Widownia na 200 krzeseł nie mogła pomieścić chętnych.

Historia Nurtu fascynuje Małgorzatę Szydłowską i Bartosza Szydłowskiego, założycieli Łaźni Nowej. – My też musieliśmy sami zbudować sobie teatr – mówi Szydłowska. – Pierwszy powstał na krakowskim Kazimierzu. Po dziesięciu latach, kiedy musieliśmy się stamtąd wynieść, znów dostaliśmy ruiny, tym razem warsztatów Zespołu Szkół Elektrycznych na osiedlu Szkolnym, tuż obok miejsca, gdzie niegdyś stał barak Nurtu – dodaje.

Przenosiny Teatru Łaźnia w 2003 roku były dla nowohuckiej kultury wydarzeniem epokowym. Łaźnia nie dość, że nie wystraszyła się „zakazanej dzielnicy”, to od samego początku starała się o nawiązanie bliskiego kontaktu z jej mieszkańcami. – Wysłaliśmy do nich listy z prośbą, by podzielili się z nami czymś nowohuckim, pamiątką, rzeczą, która jest dla nich ważna. Tak powstał nasz pierwszy spektakl, przyszło ponad trzysta osób. To, co najbardziej nas wówczas zdumiało, to otwartość nowohucian, ich gotowość i potrzeba mówienia o swojej niełatwej historii i pamięci – mówi Szydłowska.

Łaźnia Nowa zadomowiła się w Nowej Hucie. Latem wychodzi w plener, by nad Zalewem Nowohuckim zorganizować Bulwar Sztuki. Zimą, podczas Międzynarodowego Festiwalu Boska Komedia, ściąga do dzielnicy najlepsze spektakle teatralne. Teatr do dziś współpracuje z grupą nowohuckich aktorów-amatorów. Z myślą o nich powstał Dom Utopii – Międzynarodowe Centrum Empatii. – To miejsce, które pozwala nam kontynuować pracę z mieszkańcami, prowadzić działania z pogranicza teatru i edukacji, dzielić się zasobami i dobrymi praktykami – tłumaczy Szydłowska.

– Nowa Huta wciąż jest obietnicą – dodaje Bartosz Szydłowski. – Jest inna od Krakowa, odbija go niczym zwierciadło, a przy tym wciąż ma w sobie potencjał, świeżość. Powinna przestać być traktowana degradacyjnie – postuluje. Dyrektor Łaźni Nowej uważa, że Kraków wciąż nie do końca wykorzystuje potencjał dzielnicy. – Trzeba oddawać głos tam, gdzie ludzie chcą mówić. A Nowa Huta chce mówić. I zasługuje na duży, spektakularny gest ze strony Krakowa. Działania w małej skali już nas nie interesują. Wierzę w wielką Nową Hutę.

 

Katarzyna Kobylarczyk – reportażystka, pisarka, autorka książki „Kobiety Nowej Huty. Cegły, perły i petardy” oraz członkini Nowohuckiego Laboratorium Dziedzictwa.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wciąż jest obietnicą