Niezgoda buduje

Każdy z nas zna osoby, z którymi wstyd mu się zgadzać. Myślą tak jak my, lecz swoje poglądy wyrażają w sposób dla nas niedopuszczalny. Ale znaleźliby się pewnie i tacy, z którymi aż miło się nie zgadzać.

07.10.2019

Czyta się kilka minut

Małgorzata Kidawa-Błońska (w środku) podczas rejsu po Motławie. Gdańsk, wrzesień 2019 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM
Małgorzata Kidawa-Błońska (w środku) podczas rejsu po Motławie. Gdańsk, wrzesień 2019 r. / ŁUKASZ DEJNAROWICZ / FORUM

To najsmutniejsze badanie, jakie zrobiliśmy” – takich deklaracji nie czyta się codziennie. Nawet w internecie, gdzie mocne są w cenie. Artykuł opublikowany rankiem 1 października na stronie Wirtualnej Polski od razu wzbudził moje zainteresowanie. Badanie przeprowadzone na zlecenie portalu pokazuje, jak głęboka przepaść zieje dziś pomiędzy Polakami. Tylko 2 proc. wyborców KO uważa, że „można się dogadać” z wyborcami PiS. Po drugiej stronie jest niewiele lepiej – 9 proc. zwolenników rządu widzi w ogóle jakąkolwiek szansę porozumienia ze swymi ideowymi przeciwnikami. Respondentów proszono o przyporządkowanie „tym drugim” poszczególnych cech z listy. I tak aż 93 proc. wyborców opozycji uważa zwolenników rządu za konfliktowych, 89 proc. za samolubnych, 74 proc. za złych, a tylko 3 proc. za przyzwoitych. W przeciwną stronę nad przepaścią też wyciągają się raczej włócznie niż mosty. Wyborcy KO są w oczach zwolenników rządu chciwi (75 proc.), konfliktowi (75 proc.), samolubni (74 proc.), ale na pewno nie uczciwi (4 proc.) ani godni zaufania (5 proc.).

„Zgoda, zgoda!” – wciąż słychać nawoływania. W normalnych okolicznościach byłaby to woda na mój młyn i przyczynek do kolejnego już na tych łamach artykułu o tym, jak ważny jest dialog i porozumienie, że musimy się opanować, powstrzymać narastającą polaryzację, wznosić mosty zamiast zasieków, budować przestrzeń dla zgody... Tyle że kiedy opublikowano wyniki tego badania, kończyłem właśnie pracę nad tekstem o przeciwnym wydźwięku.

„Tekst o pożytkach z niezgadzania się” – zapisałem sobie w kalendarzu zlecenie. Z kilkoma znakami zapytania, bo najpierw sam się z tym pomysłem nie zgodziłem. Jak to? Wobec całej tej polaryzacji zmieniać nagle front i tuż przed wyborami pisać o pożytkach z podziałów?

Fetysz zgody

Cyndi Suarez jest raczej praktyczką niż teoretyczką. Doradza organizacjom pozarządowym, wspierając je w procesach mediacji i facylitacji. Jest też autorką ciekawej książki „The Power Manual”, gdzie opisuje relacje władzy z punktu widzenia działania. Pod jej piórem władza (power) zdefiniowana zostaje nie jako dominacja, hierarchia czy zdolność podporządkowania sobie innych, lecz jako możliwość skutecznego działania w świecie. Suarez jest też redaktorką magazynu „Nonprofit Quaterly” (NPQ). I to właśnie na jego łamach opublikowała niedawno artykuł, który porządnie dał mi do myślenia. Była to pochwała niezgody, z którą – po długich wewnętrznych bojach – musiałem się w końcu zgodzić.

„Fetysz zgody – pisze Suarez w tekście pod takim właśnie tytułem – to założenie, że porozumienie jest zawsze stanem preferowanym. Założenie to przyjmowane jest bezrefleksyjnie niemal wszędzie, w szczególności zaś w sektorze non profit”. Lepiej, kiedy ludzie się zgadzają, niż gdy się nie zgadzają? Domyślnym, a przynajmniej pożądanym, stanem rzeczywistości jest porozumienie. Sprzeczka, konflikt czy niezgoda uznawane są za wypaczenie – patologię, którą należy usunąć czy uleczyć. „W gruncie rzeczy – pisze dalej Suarez – po latach pracy z ruchami społecznymi doszłam do silnego przekonania, że musimy się zgadzać w naprawdę niewielu kwestiach. W zasadzie to ten pogląd stał się czymś w rodzaju mojej mantry, w miarę jak obserwowałam miażdżenie różnorodności i potencjału twórczego przez przymus zgody”.


WYBORY PARLAMENTARNE 2019 – ZOBACZ SERWIS SPECJALNY >>>


„Fetysz zgody” – to określenie nie dawało mi spokoju. Zgoda, porozumienie, przerzucanie mostów ponad podziałami to przecież jedno z nielicznych haseł, które łączy w Polsce wszystkich. Wyborcy PiS uważają wprawdzie, że podział to kwestia knowań totalnej opozycji, a zwolennicy KO potrafią na zawołanie przywołać tysiąc przykładów skłócających działań rządu. Ale czy to możliwe, że obydwie strony mylą się na najbardziej podstawowym poziomie?

Może to właśnie marzenie o zgodzie jest pułapką, która sprawia, że zamiast po prostu nie zgadzać się z przeciwnikiem, demonizujemy go, obwiniając o wygnanie z wyobrażonego raju powszechnego konsensusu? Oznaczałoby to, że – jak pokazują wspomniane badania – politycznych oponentów uznajemy za złych, podłych i nieuczciwych nie dlatego, że coraz bardziej różnimy się w opiniach, lecz dlatego, że coraz mniej umiemy się różnić. Obsesyjne pragnienie zgody czyni nas nienawistnikami.

Pochwała konfliktu

Jak to możliwe, że idea „fetyszu zgody” tak nas zadziwia? Przecież w zasadzie cała nowoczesna socjologia konfliktu oraz związana z nią teoria mediacji opiera się właśnie na tej fundamentalnej idei. Konflikt to naturalny element rzeczywistości. Bez konfliktu nie ma postępu, zmian społecznych, hierarchii ani ich obalania. Teoretycy podkreślają łatwość, z jaką pochwała konsensusu pozwala przemycić do debaty pogardę dla inności i obronę status quo, a specjaliści od mediacji mówią dziś znacznie częściej o „zarządzaniu konfliktem” niż o „rozwiązywaniu konfliktów”.

Szczególnego znaczenia pochwała konfliktu nabiera u badaczy zajmujących się przemianami zachodzącymi w kulturze współczesnej. Powszechna zgoda była całkiem sensowną ideą w społeczeństwie opartym na tym, co socjolodzy nazywają „solidarnością mechaniczną”. Wyobraźmy sobie na przykład niewielką wieś, w której wszystkich mieszkańców łączą bardzo podobne doświadczenia, umiejętności, rozkład dnia i wiedza o świecie. W takiej społeczności faktycznie osiągane bez słów porozumienie w niemal każdej kwestii może być gwarancją sukcesu.

Ale we współczesnym „społeczeństwie złożoności” czy „społeczeństwie sieciowym” ta sama zasada wcale nie musi się sprawdzać. Łączy nas bowiem „solidarność organiczna”, w ramach której każdy z nas pełni jak gdyby komplementarną funkcję w wielkim społecznym organizmie. Rozwijając tę starą socjologiczną metaforę, można powiedzieć, że nerki są inne od płuc, a ręka od nogi – i właśnie dzięki temu mogą odgrywać swą rolę. Pacjent, któremu przeszczepionoby zamiast płuca dodatkową nerkę, raczej nie miałby szans na przeżycie. Podobnie jak kurczak, który składałby się z samych nóg, choć ten akurat mógłby się okazać gratką dla producentów fast foodów.

W nowoczesnym społeczeństwie niezbędna staje się sprawna współpraca różnych jednostek oraz instytucji opartych na odmiennych, często niepasujących do siebie systemach wartości i wizjach świata. Wyzwaniem nie jest już homogenizacja, lecz mądre zarządzanie różnorodnością. Zdrowe społeczeństwo, sprawne państwo albo konkurencyjne przedsiębiorstwo to nie takie, które potrafi siłą zaprowadzić jednomyślność, lecz takie, które nie ma problemów z tym, by zarządzać różnicami opinii, minimalizując siły odśrodkowe.

Jak współpracować sprawnie z kimś, kto jest skrajnie różny od nas? Jak żyć obok ludzi, z którymi się nie zgadzamy, bez poczucia przymusu przekonywania ich do swojej racji? Oto prawdziwe wyzwania współczesności. Globalna wioska to jednak nie wieś. Nie zapanuje tu powszechna zgoda.

Trójkąt

Rozważmy prostą sytuację negocjacyjną – sprzedaż mieszkania, samochodu albo targowanie się o tuzin jaj na bazarku. Jedna strona chce tanio kupić, druga – drogo sprzedać. Na pozór nie ma tu miejsca na głębokie rozważania z zakresu socjologii konfliktu. Ale czy nie zdarzyło się Państwu nigdy kupić czegoś tanio i odejść z niesmakiem? Pomyślmy o sprzedawcy, który z pełnym pogardy grymasem mówi: „Dobrze, skoro cię nie stać, masz tu taniej”. Albo o sytuacji, kiedy kupiliśmy coś i nie mamy pojęcia, skąd właściwie wzięła się ostateczna cena.

Jeszcze jeden przykład. Pamiętam z czasów studenckich (a także szkolnych), że były piątki, z których się nie cieszyłem, i trójki, które przyniosły mi wiele satysfakcji. Jednym z kluczowych czynników, często równie ważnym jak wpisana do indeksu cyfra, było poczucie, że zasady oceniania są zrozumiałe, obiektywne i uczciwe.

To właśnie o takich przypadkach opowiada trójkąt satysfakcji. To jedno z podstawowych narzędzi zarządzania konfliktem wprowadzone przez Christophera Moore’a, autora książki „Mediacje. Praktyczne strategie rozwiązywania konfliktów” (polski tytuł niestety gubi kluczowy element procesualności zawarty w angielskim „The Mediation Process”). Moore twierdzi, że każde rozstrzygnięcie konfliktu przynosi uczestnikom satysfakcję (lub jej brak) w trzech obszarach. Satysfakcja merytoryczna jest najprostsza do opisania i zrozumienia. Związana jest z rezultatem konfliktu. Jej miarą są właśnie pieniądze, które zostały w kieszeni, albo ocena wpisana do indeksu. Satysfakcja psychologiczna jest nieco trudniej uchwytna. Związana jest z emocjami: poczuciem zwycięstwa lub przegranej, potrzebą bycia wysłuchanym i docenionym, podtrzymaniem relacji czy możliwością wyjścia z twarzą. Pod uwagę należy brać jeszcze trzeci, najczęściej pomijany wymiar zarządzania konfliktem – satysfakcję proceduralną związaną z samym procesem. Czy zasady były uczciwe, z góry znane i transparentne? W jaki sposób wyłonione zostało rozwiązanie? Czy wiemy, co się właściwie stało i dlaczego?

Największą zaletą niezgody może być właśnie przesunięcie naszej uwagi poza wymiar satysfakcji merytorycznej. W życiu bywa tak, że się nie dogadujemy. Zysk jednego okazuje się stratą drugiego, wyznajemy odmienne estetyki czy niekompatybilne systemy wartości... Pytanie, co z tym niedogadaniem robimy dalej? Czy brak porozumienia, niemożność przekonania adwersarza do naszych racji oznacza koniec relacji między nami? A może okazuje się właśnie początkiem nowej relacji, opartej na szacunku i uznaniu autonomii tego drugiego. Tu kluczowe znaczenie miałby nie rezultat sporu, lecz jego forma – także styl, w jakim wygrywamy lub przegrywamy. Chcemy zaorać przeciwnika czy pozwolić mu wyjść ze sporu z twarzą? Czy uważam, że moja racja jest tak ważna, że dla jej promowania warto wspierać upartyjnienie mediów, fabryki fake newsów czy trolli obrażających przeciwników? Wolimy naginać zasady w imię wyższych idei czy przestrzegać ich właśnie po to, by budować świat, w którym idee i fakty mogą się obronić? Chcemy mieć rację czy mieć przyjaciół? Warto zadać sobie te pytania. Nim zaczniemy się spierać, zastanówmy się nad tym, jakie zasady sporu chcielibyśmy przyjąć.

Pewnie każdy z nas ma takie osoby, z którymi wstyd mu się zgadzać. Krewnych, przyjaciół, publicystów czy polityków, którzy myślą tak jak my, lecz swoje poglądy wyrażają w sposób dla nas niedopuszczalny. A znaleźliby się pewnie i tacy, z którymi aż miło się nie zgadzać. Dyskutanci, z którymi przyjemnie się spierać. Po rozmowie z nimi czy lekturze artykułu wcale nie musimy zmieniać zdania. Możemy rozejść się do domu w niezgodzie. Ale ta niezgoda nie zmienia się w nienawiść. A może nawet więcej – oznacza początek pięknej przyjaźni?

Prawdopośrodkizm i pomarańcza

Odrzucenie fetyszu zgody i przeniesienie uwagi z satysfakcji merytorycznej na emocjonalną i proceduralną przynosi jeszcze trzy ważne korzyści.

Po pierwsze, pozwala odrzucić pokusę prawdopośrodkizmu. To niebezpieczna choroba debaty publicznej, która objawia się tym, że wydaje nam się, że jeżeli istnieje konflikt, to każda strona musi mieć trochę racji, a prawda zapewne leży pośrodku. „Argumenty lekarzy i wakcynologów są oczywiście istotne, ale nie lekceważmy tego, co mówią przedstawiciele ruchu antyszczepionkowego”. „Prezentujmy różne opinie – zaprośmy do studia klimatologa i publicystę, który nie wierzy w globalne ocieplenie”. Bo przecież zgoda jest ważna, a debata potrzebna, więc warto wysłuchać wszystkich stron. Otóż uwzględnienie trójkąta satysfakcji pozwala nam jednocześnie powiedzieć, że jakaś propozycja jest nieoparta na faktach, pozbawiona racji i niewarta poważnego rozważania, a zarazem uznać, że ludzie ją głoszący zasługują na szacunek, że powinniśmy zapewnić im możliwość wyjścia z twarzą, że pogarda nie jest rozwiązaniem. Ale brak pogardy nie oznacza przyznawania racji ani nawet zapraszania do zabierania głosu w mediach. Nie w każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy. Nie każde zdanie trzeba brać pod uwagę.

Druga korzyść wiąże się z przejściem od myślenia w kategoriach pozycyjnych do myślenia w kategoriach problemowych. Tę zmianę perspektywy doskonale ilustruje przypowieść powtarzana w niezliczonych podręcznikach i na kursach negocjacji. Oto dwie siostry dostały od rodziców pomarańczę i postanowiły się nią podzielić. Ponieważ zależało im na sprawiedliwym podziale, przecięły owoc na pół i obydwie odeszły zadowolone do swych zadań. Ale mechaniczny podział korzyści, do jakiego zachęcają nas negocjacje pozycyjne, nie zawsze jest najlepszy, choć wydaje się intuicyjny – gdy zysk jednego jest stratą drugiego, najlepsze, co możemy zrobić, to spotkać się pośrodku. Co by się stało, gdyby siostry podeszły do sprawy problemowo i zadały sobie pytanie, do czego im właściwie pomarańcza? Otóż w tej historii było akurat tak, że jedna z sióstr chciała napić się soku, a druga – potrzebowała skórki do pieczenia ciasta. Istniało więc rozwiązanie znacznie lepsze niż sprawiedliwy podział owocu na pół. Jednak żeby je odkryć, trzeba było z walki o swoje przejść do trybu wspólnego rozwiązywania problemu.

Trzecia korzyść ze zmiany perspektywy jest najbardziej interesująca. Otóż badania – zwłaszcza uwzględniające wpływ mediów społecznościowych – sugerują wyraźny związek pomiędzy konformizmem a polaryzacją polityczną, a więc powstawaniem duopoli czy oligopoli, w ramach których scena polityczna zostaje trwale podzielona między dwóch lub kilku wielkich graczy, a wszystkie opinie pośrednie – zmarginalizowane i podporządkowane. Jeżeli konformizm wewnątrzgrupowy jest fundamentem polaryzacji, to promowanie niezgody może – paradoksalnie – sprawić, że rów wykopany dziś między koalicją i opozycją stanie się płytszy, bo wyborcy (i politycy!) PiS staną się grupą mniej jednorodną – będą się rzadziej zgadzać z innymi wyborcami PiS.

Rozstańmy się w niezgodzie

Problem niezgody wydaje mi się szczególnie ważny w kontekście wyborów. Choćby nawet zwycięska partia otrzymała 51 proc. głosów, wciąż 49 proc. głosujących będzie niezadowolonych. Wielu autorów ubolewa nad podziałami. Sam bywam jednym z nich. Ale może warto spojrzeć na ten problem pod innym kątem. Ta niezgoda jest dowodem demokracji. Raczej nie chcielibyśmy żyć w jednym z tych krajów, w których zwycięzca regularnie zgarnia 99 proc. poparcia, prawda? Sekretem nie jest więc przekonanie wszystkich do tego samego wyboru, lecz stworzenie przestrzeni, w której możemy się ze sobą nie zgadzać w sposób cywilizowany.

Rozmawiamy, żeby dojść do porozumienia. Ale co to właściwie znaczy? Czy pragnienie zgody nie okazuje się ostatecznie słabo zakamuflowanym nakazem przekonania przeciwnika? Udana dyskusja to taka, w której na końcu jest zgoda. Ale czym ma być ta zgoda? Może prawdziwą zgodą byłoby właśnie rozstanie się w niezgodzie?

Oczywiście wspomniane na początku tego tekstu badanie wciąż przynosi niepokojące wyniki. Podział przecinający dziś polską sferę publiczną jest niewątpliwie głęboki i nadal uważam, że warto się poważnie zastanawiać nad jego przyczynami i środkami zaradczymi. Ale może wcale nie pod hasłem narodowej zgody? Może powinniśmy głosować na tych polityków, którzy zamiast obietnic narodowej zgody, proponują raczej odpowiedzialne zarządzanie narodową niezgodą?

Tak myślę. Choć oczywiście mają Państwo pełne prawo się ze mną nie zgodzić. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2019