Niewolnicy XXI wieku

Ubodzy, często niepiśmienni ludzie z wiejskich terenów rekrutowani przez bezwzględnych pośredników, by zarobić na rodzinę trafiają na nielegalne statki rybackie. Odbierane im są paszporty i inne dokumenty. Praca trwa 18 godzin dziennie. Z pokładu, na którym panują odrażające warunki, nie ma ucieczki. Zaś odbiorcami ryb z takich połowów są też... kraje Unii Europejskiej.

01.10.2010

Czyta się kilka minut

/fot. (C) Environmental Justice Foundation /
/fot. (C) Environmental Justice Foundation /

O "pływających więzieniach" na całym świecie traktuje raport "Wszystko na morzu" opublikowany właśnie przez Fundację Sprawiedliwego Środowiska. Z jednym z autorów, Duncanem Copelandem, o nielegalnym biznesie i współczesnym niewolnictwie, które przynosi 10 miliardów dolarów rocznie rozmawiał Rafał Motriuk.

RAFAŁ MOTRIUK: Czego dokładnie dotyczy raport?

DUNCAN COPELAND: To jest studium globalnych przypadków dotyczących warunków panujących na statkach rybackich. Mowa o ludziach, którzy żyją i pracują na tych statkach. Raport powstał trochę przez przypadek. Na początku badaliśmy zupełnie inną sprawę. Pracowaliśmy nad raportem dotyczącym nielegalnego połowu ryb. Chcieliśmy sprawdzić, jak szeroko zakrojony jest to proceder, na ile poszkodowane w wyniku takich odłowów są same populacje ryb, a także nadbrzeżne społeczności, których dobrostan zależy od rybołówstwa. Rozpoczęliśmy poszukiwania u wybrzeży zachodniej Afryki sześć lat temu. I przez ten czas stawało się jasne, że warunki panujące na tych statkach są straszliwe. Sprawa była tak poważna, że nie mogliśmy się nią nie zająć. I gdy skończyliśmy w Afryce, zaczęliśmy się rozglądać gdzie indziej. Okazało się, że takie sytuacje powtarzają się na całym świecie.

Był Pan na pokładzie takiego statku. Czy trudno się było dostać na pokład? Co Pan zobaczył?

Zaczęliśmy od zachodniej Afryki, bo tam nie ma służb morskich, straży przybrzeżnej, itd. Więc współpracowaliśmy z miejscowymi społecznościami, które dostarczały informacji o tych statkach lokalnym władzom. Więc na pokład wchodziliśmy przy asyście rządowych służb bezpieczeństwa. A na pokładzie? Cóż, rybołówstwo jest i tak jednym z najniebezpieczniejszych przemysłów na świecie. A na takim pirackim statku jest wyjątkowo źle. Temperatura sięga 40-45 stopni. Jest gorąco i wilgotno, wszystko jest przeżarte rdzą. Pod pokładem nie ma okien, żadnego przewiewu. Ludzie często pracują boso, w wielu miejscach wystają kawałki zardzewiałego metalu. Myją się słoną wodą z morza. Jedzenie, które dostają, jest brudne i spleśniałe, woda do picia też jest nienajlepsza, kuchnie są przerdzewiałe i pełne karaluchów. Śpią na prymitywnych pryczach. Coś zatrważającego.

Spodziewam się, że jest na takich statkach dużo wypadków, także śmiertelnych?

Zapewne tak, ale nie wiadomo ile. Międzynarodowa Organizacja Pracy szacuje, że w rybołówstwie są to dziesiątki tysięcy zgonów i miliony odniesionych ran co roku. Ale nawet te liczby mogą być zaniżone, bo większość tych przypadków ma miejsce w sytuacjach, gdzie nikt nikomu niczego nie zgłasza.

Ile jest takich statków na świecie i ilu ludzi może być ofiarami - jak Pan to określa - współczesnego niewolnictwa?

To bardzo trudno określić. Ci, którzy dopuszczają się tego procederu robią wszystko, by się ukryć. Ale pewne jest to, że na każdym trawlerze, który widzieliśmy, ludzie żyli, spali, jedli w katastrofalnych warunkach, spali w miejscach przeznaczonych dla ryb. Czasem ludzie byli przywożeni kajakami, przechodzili na statek po prymitwnej konstrukcji, która stawała się ich domem. W miejscu przeznaczonym dla 50 ludzi mieszkało 200 osób. W południowo-wschodniej Azji uchodźcy z Birmy są przesiedlani na łodzie z Tajlandii. Na Pacyfiku ludzie pływają na tych statkach miesiącami lub nawet latami i nie mogą uciec, nie dostają pieniędzy, są przedmiotem fizycznego i werbalnego znęcania.

Aż trudno uwierzyć, że skoro sytuacja jest tak poważna, tak niewiele się o niej mówiło...

Tu i ówdzie pojawiały się różne doniesienia, ale nikt chyba jeszcze nie zajął się oszacowaniem faktycznej skali problemu. Podczas śledztwa współpracowaliśmy z Międzynarodową Federacją Pracowników Transportu, która pomaga w ucieczkach z takich statków. I oni mają dane sprzed bardzo wielu lat. Ale faktycznie chyba my pierwsi zrobiliśmy zdjęcia i filmy na pokładach tych statków i to zwróciło uwagę świata.

Czy ma Pan jakieś sugestie co do rozwiązania tego problemu?

Istnieją oenzetowskie regulacje dotyczące zarówno warnków życia i pracy, jak i standardów bezpieczeństwa na statkach. Zostały one ratyfikowane dla statków handlowych, ale w przypadku statków rybackich taka międzynarodowa struktura nie istnieje. Niektóre postanowienia zostały stworzone jeszcze w latach 70. i kluczową sprawą jest, by wprowadzić je w życie. Dodatkowy problem polega na tym, że wiele tych statków pływa pod tzw. wygodną banderą. Kraje po prostu sprzedają swoje flagi jakiemuś zagranicznemu armatorowi, który potem nie może albo nie chce ponosić odpowiedzialności za to, co dzieje się na statku. Takim armatorom łatwiej omija się przepisy zarówno morskie jak i te, które dotyczą rynku pracy. To wszystko dzieje się na morzu, tego na co dzień nie widać - problem z oczu, sercu lżej.

Moralny kłopot polega też na tym, że ryby odławiane w ten sposób trafiają na zachodnie, w tym europejskie rynki.

To też jest globalny problem. Oczywiście pirackim odłowem rządzi popyt, który jest olbrzymi. Unia Europejska to bodaj największy, a już na pewno najbardziej lukratywny na świecie rynek ryb i owoców morza. Te rynki rozwijają się też szybko w południowo-wschodniej Azji. Producenci robią więc wszystko, by obniżyć koszy i maksymalizować zyski.

Co przeciętny Europejczyk może zrobić w tej sytuacji, by pomóc?

To trudne, bo przecież nie da się sprawdzać dokładnie skąd pochodzą ryby... Ale trzeba pamiętać o tych problemach - zarówno ludzi jak i samych populacji ryb. I trzeba wiedzieć, że międzynarodowych przepisów nie ma. Więc warto monitować własne rządy, by wprowadzić regulacje dotyczące rybołówstwa.

ZOBACZ TAKŻE: Raport EJF na www.ejfoundation.org (pdf) >>

RAFAŁ MOTRIUK jest korespondentem naukowym Polskiego Radia. Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]