Nieutuleni

Kandydat na prezydenta i zarazem wciąż prezydent, na pytanie wyborcy, co czynić, by więcej zarabiać, zaproponował zmianę pracy.

16.05.2015

Czyta się kilka minut

Była to zaiste rada, której nie musiała kandydatowi podpowiadać suflerka, jest bowiem w tych słowach maksimum prostoty odruchu i szczyt sensu. Lud jednak zawrzał, bowiem propozycja ta wydała się ludowi niedorzeczna i skrajnie arogancka. Trzeba koniecznie tę niepokojącą sytuację oświetlić za pomocą bezcieniowego reflektora medycznego o dużej sile, trzeba rzucić tu snop zdolny rozproszyć mroki jamy, trzeba bez znieczulenia rozwiercić ubytki, a na koniec je zaplombować, wyciągając na końcu najokrutniejsze, a zdrowe wnioski, oczywiście natury ogólnej.
Na wstępie odrzućmy wszelkie dzielące nas sprawy i natychmiast uruchommy wyobraźnię oraz zasoby wiedzy zgromadzone w wyniku doświadczeń zwanych życiowymi. Otóż rzec trzeba sobie głośno i wprost, że zadawanie takiego jak owo pytania zawsze niesie ogromne ryzyko usłyszenia odpowiedzi dokładnie takiej, jakiej był łaskaw udzielić szanowny kandydat. Usłyszymy coś w tym stylu od podstawowo trzeźwej żony, gdy niebacznie zapytamy jej, cóż nam radzi, byśmy zarabiali więcej, podobnie odpowie minimalnie cierpliwa kochanka, standardowo kochająca mama oraz umiarkowanie rozgarnięty doradca w poradni zawodowej. Należy tu powiedzieć, że owo pytanie jest z gruntu intymne, bardzo – jako się rzekło – ryzykowne, i jest to zagadka, którą najlepiej zadawać sobie samemu, gdy już dokładnie sprawdzimy, czy nikogo nie ma w domu. Prawda jest bowiem taka – takoż utarło się w świecie normalnym – że zarabianie mało nie jest może wielkim powodem do wstydu, ale chwalić się nie ma doprawdy ani czym, ani komu. Ta przeskromniuśka intelektualnie konstatacja staje się dziś jakby wyżyną przenikliwości, dowodem na arcykontakt z rzeczywistością i total możliwości rzetelnej oceny godnej geniusza.
W całej tej sytuacji jednak, gdzie ów pytający posłużyć nam musi za dowód i przykład narastających w narodzie skłonności, rzuca się w oczy coraz to powszechniejsze marzenie mas o ich czułym utuleniu przez osoby startujące w wyborach. Pomińmy tu niebywałą skłonność narodu do chwalenia się skromnością zarobków, co, zauważmy, też jest tu absolutnie powszechne. To i marzenie o tuleniu stanowi komplet, trzeba przyznać, rozdzierający. Oto część mas marzy, by tulił ich Prezes i Duda, część, by robił to Kukiz, część zaś, by utulił Gajowy bez wąsów albo owa Ogórek. Rzec sobie trzeba, że te tendencje są niepokojące, bowiem pojmowalne jest marzenie, by tuliła nas mamusia, gdy nam źle się wiedzie, podlega dyskusji wyrażanie potrzeby, by tuliła nas żona, a z kochankami jednak – to ciekawe – jest na ogół odwrotnie, są one skłonne do tulenia, gdy radzimy się ich, cóż czynić, byśmy zarabiali mniej. Tulą one zawzięcie, gdy nie wiemy, gdzie postawić nóżkę w mieszkaniu zapchanym worami z gotóweczką. Marzenie, by utulił nas doradca zawodowy, to już jest bezwzględnie zboczenie, zaś szukanie porady finansowo-życiowej od kandydata na prezydenta w trasie, czekanie nań ze łzami w oczach, w nadziei na czułości, trzeba uznać za objaw wariującej próchnicy rozumu, szaleństwo na poziomie wystarczającym do zamówienia wizyty i u neurochirurga, i w klinice patologii emocjonalnych. To jedno.
Sprawa druga dotyczy kwestii behawioralnych i z czułością nic nie ma wspólnego – wręcz odwrotnie: jest czystym stalingradzkim mrozem i nieczułością. Otóż u każdego polityka reakcje na bodźce są standardowe, podobnie jak u nas, ludzi szarych szarością pyłów, wynikłych z niskiej emisji. Otóż duże ssaki spędzają całe życie na froncie walki o satysfakcję. Satysfakcje bywają różne, wiadomo, ale jedną z większych jest ta wynikająca z poczucia lepszości. Lepszy bierze wszystko – taka jest logika. Alfa rulez! – tak określmy ideał w tej materii. Otóż każdy zaczepiony w ten sposób, jak to zrobił wyborca z kandydatem, z powodów zoologicznych zawsze odczuje bodziec, choć skryje nań reakcję, czyli satysfakcję i radość. Serce jego raduje się, bowiem napatoczyła mu się ofiara losu, czyli człowiek odeń gorszy, niepojmujący spraw prostych, a wręcz najprostszych, że oto jeżeli pracodawca płaci za mało, należy go bezwzględnie porzucić, należy go oszukać, jako i on oszukuje, być może należy mu skłamać, a na pewno należy go mieć raczej za nadzorcę niewolników niż za człowieka biznesu. Symetria jakaś być bowiem musi, bo symetria, choć uznawana za estetykę głupców, w pracy i płacy się akurat sprawdza. Trzymanie się symetrii jest tu prostą, zdrową i czerstwą metodą na udane życie, wolne od poniżeń służbowych.
Oto zapytany w ten sposób, jak został zapytany, ów kandydat musiał poczuć ciepło satysfakcji z bycia lepszym. W pierwszym, prawdziwym odruchu powinien odpowiedzieć coś w rodzaju: „Spieprzaj dziadu!”, ale nie: on rzekł coś innego, suchego, ale zasadnego. Stąd wniosek, że kandydat zachował się bardzo profesjonalnie i ładnie, że się pohamował, że poradził onemu człowiekowi, jak nie przymierzając żona albo mamusia, i rzekł mu święte słowa: „Zmień, nieutulony badylu, pracę! Och, zmień!”. Taka jest prawda. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2015