Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Za każdym razem przynosi nowe rekordy. Tak wyśrubowane, że liczą się już centymetry, gramy i ułamki sekund. Im bardziej morderczym wysiłkiem zostały okupione, tym większe brawa.
Za każdym razem zwiększa się liczba dyscyplin. Szacownych, znanych jeszcze w starożytności, i wymyślonych na siłę, dziwacznych. Wszystko odbywa się niemal równocześnie, kręci jak rozpędzone koło.
Za każdym razem zwiększa się tabor towarzyszący: sędziowie, trenerzy, lekarze, masażyści, psychologowie, sprawozdawcy, komentatorzy, spikerzy, działacze sportowi. Mają swoje pięć minut i nie dadzą ich sobie odebrać.
Za cztery lata Olimpiada będzie może jeszcze bardziej widowiskowa i rozbudowana, bo olimpiada - by zaistnieć w dzisiejszym świecie - musi wciąż przekraczać samą siebie. Zwłaszcza że emocje budzone przez imprezy sportowe są równie wielkie, co nietrwałe.
Za
Słówko na temat Ceremonii Zakończenia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Była to ceremonia dopracowana w każdym detalu, nowatorska, chwilami olśniewająca. Ale ona była "za". Za długa, za tłumna, za bogata. Gdyby wcześniej powiedziano: "amen", wyszłoby jej to na zdrowie.
Przeświadczenie
Coś się chyba stało i może się już nie odstanie. Myślę o sprawie Gruzji, a właściwie o sprawie nadziei. W ciągu ostatnich dziewiętnastu lat powoli umacniało się przeświadczenie, że po jatkach dwudziestego stulecia powtórzenie takiego doświadczenia jest już niemożliwe. Będą zamieszki i wojny lokalne, małe i wielkie zamachy terrorystyczne, chwile groźnych napięć, ale liczące się państwa wybiorą trudne negocjacje i nie dadzą się już wciągnąć w konflikt globalny. Teraz, po kilku gorących gruzińskich dniach, to przeświadczenie osłabło.
A może jednak coś się odstanie?