Nie użyję tego słowa, bo nas Facebook zablokuje

Algorytmy moderujące chronią prawdziwych ekstremistów.

31.07.2023

Czyta się kilka minut

Klucz to się orientować / OLGA DRENDA
Klucz to się orientować / OLGA DRENDA

Zdarzenie z mojego najbliższego otoczenia: użytkowniczce zawieszono konto na Facebooku, ponieważ zamieściła tam okładkę książki. Książka sama w sobie nie była kontrowersyjna, należała do nurtu popularnych sensacji wojennych i prawdopodobnie można ją kupić w każdej księgarni, ale pechowo na okładce znalazło się Zakazane Słowo. Jak na ironię, to samo słowo w druku gwarantuje pomyślną sprzedaż książki, gdyż temat nigdy się nie wyczerpuje i wciąż budzi ciekawość. Chodzi o, jak łatwo się domyślić, nazwisko znanego zbrodniarza wojennego i niespełnionego malarza. (Proszę zobaczyć, jak to działa i jak właśnie daję się wrobić: ponieważ papier przyjmuje znacznie więcej, mogłabym zacytować dosłownie tytuł książki, ale link do mojego felietonu znajdzie się w internecie, również na profilu „Tygodnika”, a nie chciałabym doprowadzić przypadkiem do jego zawieszenia tylko dlatego, że algorytm nie rozumie cytatów. Głupie, prawda? Ale niestety skuteczne).

Moderacja z użyciem algorytmów w toporny sposób próbuje stosować zasadę tabu językowego, czyli stosowanych w różnych kulturach sposobów na to, by nie wywołać wilka z lasu. Najczęściej dotyczyło to imion boskich albo diabelskich – ze względu na zakaz płynący z przykazań albo obawę, że wypowiedzenie jakiegoś słowa w złą godzinę mogłoby naruszyć kruchą harmonię i sprowadzić realne nieszczęście. Stąd mówienie „do diaska” i „oh my gosh”, stąd przekonanie, że należy „wypluć to słowo”, by nie zmieniło się w czyn przez naszą nieostrożność. Algorytm stara się wyeliminować tabu, ale zatrzymuje się w pół drogi. Wymienienie nazwiska zbrodniarza traktuje jako wyraz jego kultu, czyli zachowuje się tak, jakby próbował rozpoznawać szpiegów po koszulce z dużym napisem „szpieg”. Tymczasem trzeba jeszcze znać przeciwieństwo tabu, które w kulturze Polinezji nazywano noa – to dozwolone, dostępne dla wszystkich słowo, którym można zastąpić to zabronione. Noa to zazwyczaj omówienie, czyli peryfraza. W dawnych językach europejskich z taką ostrożnością traktowano niedźwiedzia, któremu nadawano uprzejme, zabezpieczające imiona: w polszczyźnie i innych językach słowiańskich to „koneser miodku”, w germańskich „brązowy zwierz”. A we współczesnym osiedlu grodzonym mediów społecznościowych bohater wymienionej na początku książki to oczywiście „austriacki akwarelista”.

Ludzie zaangażowani w różne konspiracyjne działania, parający się nielegalnym, ale także propagandziści, doskonale opanowali korzystanie z noa. W realiach wyroków ferowanych przypadkowo przez cyfrową moderację każdy poniekąd musi zejść do podziemia i dwa razy zastanowić się, zanim użyje jakiegoś słowa, ćwiczyć się w alternatywnym zapisie, przypominać synonimy. Eufemizmy, peryfrazy, niedosłowności stają się tajnym kodem, który pozwala uniknąć „spadnięcia z rowerka”, a przy okazji chronią wyznawców ekstremistycznych idei – wśród nich stają się tajnym kodem, który pozwala porozumiewawczo mrugać okiem do grupy docelowej i uniknąć złapania za rękę. Mówią: nie wolno nam tego powiedzieć, ale kto ma wiedzieć, ten wie, kim są, na przykład, „pewne środowiska”, z którymi „ktoś powinien zrobić porządek”.

Mechanizm cenzury jest głupi, ale też sprawny w robieniu głupka z ludzi, którzy nie mają śladu złych zamiarów, jedynie mieli pecha wyrazić się dosłownie. Ktoś, kto wyraża się bezpośrednio, wychodzi na niepoważnego, panikarza – i w konfrontacji z kimś, kto znakomicie opanował mowę uników („ja nic takiego nie powiedziałem!”), i z topornym sposobem działania algorytmu. Ten nigdy nie złapie wyćwiczonego unikowca, choćby właśnie zachęcał do aktów terroryzmu, za to namierzy tego, kto napisał słowo „terroryzm”.

Algorytm nie działa w interesie społecznej harmonii i umiarkowania. Nie jest nawet bezstronny. Kiedy moderacja zajmuje się wycinaniem zabronionych słów, prawdziwie niebezpieczne treści krążą sobie na zupełnym legalu. Prawdopodobnie właśnie teraz jakiś kulturalny człowiek spokojnym tonem wypowiada je z ekranu telewizora albo elokwentnie wykłada w mediach społecznościowych przy pomocy poprawnej i pozbawionej nadmiernych emocji polszczyzny. Ale ponieważ nie używa Zakazanych Słów, wydaje się zupełnie niegroźny. Jest bezpiecznie, jest spokojnie... ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wypluj to słowo