Nie tylko dla artystów

Tegoroczne Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji zorganizowano dla artystów. Świat z jego problemami chciano odsunąć na dalszy plan. Szczęśliwie niektórzy twórcy na to nie pozwolili.

28.05.2017

Czyta się kilka minut

Anne Imhof, Faust, 2017, pawilon niemiecki / Fot. Piotr Kosiewski
Anne Imhof, Faust, 2017, pawilon niemiecki / Fot. Piotr Kosiewski

Poprzednie weneckie Biennale było zanurzone w polityce. Przygotowujący je Okwui Enwezor mówił głośno o problemach współczesnego świata: konfliktach, nierównościach, kryzysie uchodźczym i dziedzictwie kolonializmu. Christine Macel, dyrektor tegorocznej edycji Biennale i autorka głównej wystawy, zaproponowała inną wizję. W samym centrum umieściła artystów, ich praktyki twórcze, a także styl życia.

W rozmowie z niemieckim pismem „Monopol” podkreśla, że jest przede wszystkim zainteresowana „kreatywną pracą indywidualnego artysty”. I dodaje: „jako kurator nie chcę przyjmować autorytarnej pozycji w stosunku do artystów, nie chcę narzucać im tematów (...). Dla mnie jest jasne, że sztuka powinna być na pierwszym planie, a namysł teoretyczny na drugim”.

Zarysowana przez kuratorkę wizja artystów zmuszanych do podporządkowywania się ideologicznym założeniom jest mocno problematyczna, chociaż w Polsce też można usłyszeć podobne głosy. Jednak przede wszystkim koncepcja Macel – odwołująca się do wizji sztuki jako obszaru odrębnego i autonomicznego wobec innych sfer rzeczywistości – wydaje się ekstrawagancka i konserwatywna zarazem, a także mocno eskapistyczna. Pozostaje też inna kwestia: w tej układance zagubili się odbiorcy, na Biennale całkiem liczni (poprzednią edycję obejrzało ponad 500 tys. zwiedzających). O nich jednak Macel w ogóle nie wspomina.

Główna wystawa – tradycyjnie już zorganizowana w Arsenale – imponuje rozmiarami: na 15 tys. m kw. przestrzeni zgromadzono 120 artystów z 51 krajów. Całość podzielono na dziewięć części: od „Pawilonu Artystów i Książek” do „Pawilonu Czasu i Nieskończoności”. Ma ona odzwierciedlić złożoność świata, wielość podejść i praktyk artystycznych. Zebrać zarówno twórców skupionych na sobie i swoim małym świecie, jak również wchodzących w dialog, a nawet spór z rzeczywistością. Nie za bardzo się to udało. Dobór oraz sposób pokazania dzieł sprawiły, że wiele z nich straciło swój pazur, drażliwość, zdolność do budzenia zaciekawienia, wchodzenia w dialog, dyskutowania. Powstała wystawa bezpieczna i – w złym rozumieniu tego słowa – muzealna.

Narodowe (?) opowieści

Drugą częścią Biennale są zawsze pawilony narodowe. W tym roku w wydarzeniu uczestniczy 85 państw. Twórcy prezentacji krajowych mają autonomię w kształtowaniu własnych prezentacji, ale – przynajmniej w założeniu – powinni odnosić się do głównego hasła całego Biennale. Nie zabrakło wystaw politycznych czy zaangażowanych, np. Tunezja ustawiła punkty, nie tylko na terenie Biennale, w których po przesłuchaniu wydawane są paszporty uprawniające do podróżowania po świecie. Jednak w większości pawilonów narodowych znalazła się twórczość bezpieczna, wyestetyzowana, czasami bardzo ciekawa, ale trzymająca się z dala od problemów obecnego świata. Dobrym przykładem jest wyróżniony przez jury Biennale pawilon Brazylii z pracami Cinthii Marcelle. Znaczące jest samo uzasadnienie nagrody: za stworzenie „enigmatycznej i wytrącającej z równowagi przestrzeni, w której nie możemy czuć się bezpiecznie”.

Dobrą odtrutką na eskapizm (a często też pustkę części prezentacji) był pawilon islandzki, gdzie można było wysłuchać rozmów dwóch... trolli. Egill Sæbjörnsson przygotował pracę pełną nieoczywistego, rubasznego, chwilami nawet zbyt dosadnego humoru.

Inną propozycję przywiozła Rumunia. Swój pawilon poświęciła nestorce tamtejszej sztuki Gecie Brătescu, autorce zdjęć, filmów, kolaży, performance’ów, a także pisarce, mówiącej o cielesności i kobiecości przewrotnie, z dystansem, humorem, a nawet ironią. Z kolei Mark Bradford wypełnił pawilon Stanów Zjednoczonych abstrakcyjnymi obrazami i obiektami, tworzonymi z resztek, przypominającymi chwilami ślady pradawnej twórczości odkrywanej podczas archeologicznych wykopalisk. Jego prace wychodzą poza płaską przestrzeń, okupują całą przestrzeń budynku, niekiedy łączą się bezpośrednio z jego architekturą. Jednocześnie Bradford z wenecką spółdzielnią Rio Terà dei Pensieri stworzyli sześcioletni projekt mający pomóc w resocjalizacji więźniów: produkują oni m.in. torby i inne akcesoria z materiałów poddanych recyklingowi oraz ekologiczne kosmetyki. A sklep spółdzielni, w centrum miasta, przy Fondamenta dei Frari, stał się częścią amerykańskiego pawilonu.

Pomijani

Złotego Lwa za najlepszą prezentację narodową zdobyli Niemcy. Anne Imhof przygotowała opowieść, która na długo pozostanie w pamięci i wywoła jeszcze wiele sporów.

Jej „Faust” to kilkugodzinny performance rozgrywający się w specjalnie przekształconym pawilonie. W jego przestrzeni wyodrębniono drugą autonomiczną część, do której widzowie nie mają dostępu. Mogą ją jedynie obserwować: poprzez szklaną podłogę czy też spoglądając za barierki lub szyby oddzielające oglądających od pomieszczeń, w których przebywa grupka młodych osób, przeciętnych, noszących zwykłe ubrania, podobne do noszonych przez ich rówieśników z mniej prestiżowych dzielnic naszych miast. Leżą, bawią się, zabijając czas, np. strzelają z procy metalowymi kulkami. Przytulają się, grzebią w telefonach, przygotowują jedzenie. Łączą się w grupy, stają się wspólnotą, by po chwili ponownie stawać się pojedynczymi jednostkami. Grają, śpiewają, w sposób zresztą niezwykły, piękny i groźny zarazem. Nieustannie w ich relacjach pojawia się przemoc: wzajemne uderzenia, przydeptywanie, siłowanie się.

Jednak ten podział na „nich” i na „nas” nie jest szczelny. Młodzi wchodzą w przestrzeń dostępną widzom. Tu też żyją, oddają się własnym „rytuałom”, ale jakby stale pozostawali obcy. I po chwili wracają do swojej przestrzeni. Wycofują się, ale czy to nie oni ułożą na nowo świat, bo ten dzisiejszy, podporządkowany grupom uprzywilejowanym, sytym i pogrążonym w samozadowoleniu, nieuchronnie skazany jest na upadek?

Z pawilonem Niemiec koresponduje polska prezentacja. Tym razem znalazły się w niej prace Sharon Lockhart (nadal rzadko zdarza się, by do narodowych prezentacji zapraszano twórców z innych krajów). Amerykańska artystka od lat współpracuje z Młodzieżowym Ośrodkiem Socjoterapii Rudzienko. W Wenecji Lockhart odwołała się do „Małego Przeglądu”, założonego przez Janusza Korczaka pisma tworzonego przez dzieci (pokaz oryginalnych wydań z lat 1926-39 trwa w warszawskiej Zachęcie). Artystka nie tylko przypomina o tym unikalnym doświadczeniu – podczas Biennale ukazują się angielskie przekłady tekstów z „Małego Przeglądu” – lecz przede wszystkim pyta o aktualność korczakowskiej metody pracy z młodymi ludźmi.

„Nie ma dzieci – są ludzie; ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć” – pisał autor „Króla Maciusia”. I dodawał, by pamiętać, że ich nie znamy. Sposobem na poznanie ich świata jest stworzenie warunków, by dzieci mogły same o sobie opowiadać.

To samo Lockhart proponuje nastolatkom z Rudzienka. Mówienie poprzez działanie: taniec, teatr, muzykowanie. Wszystkie te działania są na pewno bardzo ważne. Powstaje jednak niepokojące napięcie między ważnymi i koniecznymi działaniami z trudną młodzieżą a dziełami zgromadzonymi w pawilonie, w tym z niezwykle wyrafinowanymi estetycznie zdjęciami przedstawiającymi dziewczyny zanurzone w lekturze dawnych wydań „Małego Przeglądu”. Świat przedstawiony w pawilonie polskim wydaje się zbyt odległy od tego, w którym realnie żyją mieszkanki podwarszawskiego MOS-u. Nie można jednak zapominać, że Lockhart nie tylko zauważyła problemy tych dziewcząt, ale dała im możliwość wypowiedzenia się poprzez artystyczne działania. Dostrzegła, że sztuka służy nie tylko artystom. ©

Współpraca Robert Zakrzewski

57. Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji, wystawy czynne do 26 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2017