Nie stać nas na nieobecność

Paweł Potoroczyn, szef Instytutu Adama Mickiewicza: Gdy jako dyplomata dzwoniłem do jakiejś instytucji prosząc o rozmowę z dyrektorem generalnym, odzywała się sekretarka z pytaniem: "Is it personal or business?". Odpowiadałem: "It’s personal business". Bo kultura to szalenie osobista sfera wymiany. Rozmawiał Piotr Kosiewski

30.09.2008

Czyta się kilka minut

Piotr Kosiewski: Co, Pana zdaniem, udało się nam osiągnąć w promocji kultury polskiej za granicą?

Paweł Potoroczyn: Istnieje zawód, który po angielsku nosi miano presenter. To połączenie kuratora, promotora i impresaria, działającego w różnych dziedzinach sztuki. "Prezenterzy" spędzają dwieście dni w roku w podróży, poszukując po całym świecie interesujących produktów kultury dla swoich galerii, muzeów, filharmonii czy teatrów. Wielkim osiągnięciem jest to, że udało się wprowadzić Polskę do ich planów podróży. Kiedyś pojawiali się tu raz na ćwierćwiecze, dziś nie trzeba już szczególnego zachodu, by do Warszawy przynajmniej raz do roku przyjechali np. dyrektorzy festiwali w Edynburgu czy nowojorskiego Next Wave. Oni już wiedzą, że w Polsce - w bardzo wielu dziedzinach - działają kreatywne, liczące się w świecie środowiska artystyczne, że znajdą tu sztukę dla każdego rodzaju publiczności; wreszcie, że będzie ona konkurencyjna na poziomie innowacyjnym i intelektualnym, jak również ekonomicznym - m.in. dlatego, że obecność kultury polskiej za granicą wspiera państwo. Oczywiście, to powszechna norma, ale są państwa mniej lub bardziej hojne.

W której grupie mieści się Polska?

W grupie rozsądnych aspiracji. Nie kupujemy obecności naszej kultury za granicą, ale budujemy organiczne związki. Jesteśmy postrzegani jako partner nie najbardziej zasobny, ale kreatywny, wiarygodny i profesjonalny. To zmiana, która dokonała się w ostatniej dekadzie.

Jaką rolę pełnią tu struktury państwa? Kiedyś o zagranicznych prezentacjach decydowały zazwyczaj kontakty prywatne dyrektorów muzeów czy reżyserów.

Gdy jeszcze jako dyplomata dzwoniłem do jakiejś poważnej instytucji, prosząc o rozmowę z dyrektorem generalnym, odzywała się jego sekretarka z rytualnym pytaniem: "Is it personal or business?". Zawsze odpowiadałem: "It’s personal business". Bo kultura to naprawdę szalenie osobista sfera wymiany. Wymaga zaufania. Kiedy zapraszam kogoś poważnego do Polski, on lub ona poświęca na podróż dwie, trzy doby - i musi mieć gwarancję, że nie będzie to czas stracony. Zaufanie buduje się latami za pomocą osobistych więzi. Dlatego niezbędny jest dobrze przygotowany zawodowy korpus dyplomacji kulturalnej.

To jednak do tej pory stanowiło problem: urzędnicy zajmujący się promocją kultury za granicą zmieniali się bez przerwy, trafiały się osoby przypadkowe, nieprzygotowane, czasem rodziło się podejrzenie, że chodziło wyłącznie o synekury...

Przebudowa Instytutu Adama Mickiewicza zmierza do tego, by państwu - a nie tylko jednemu czy drugiemu resortowi - dać profesjonalną kadrę dla nowej służby publicznej. Chcemy stworzyć korpus dyplomacji kulturalnej. Chodzi o ludzi, którzy zwiążą z tą dziedziną całą swoją karierę zawodową, a nie poświęcą się jej jedynie na czas jednej kadencji lub jednego projektu.

Co jeszcze się nie powiodło?

Rozczarowaniem okazał się Rok Conradowski - mógł mieć lepszą geografię i lepszą akustykę. Mam też osobiste poczucie niedosytu, że nie dopilnowaliśmy rocznicy Karola Szymanowskiego. Dopiero teraz - pomału i ze sporym opóźnieniem - postać wielkiego kompozytora wchodzi do obiegu światowego.

Co poza wykształceniem kadr musi się jeszcze zmienić, by nasza kultura była lepiej promowana?

Najprostsza odpowiedź brzmiałaby: "pieniądze", ale sprawa jest bardziej skomplikowana - potrzebne są zmiany w prawie i w polityce. Potrzebna jest zgoda na fakt, że kultura nie jest domeną pięknoduchów i darmozjadów, ale poważnym sektorem gospodarki, który w Polsce generuje od 4 do 5 proc. PKB, korzystając z mniej niż 1 proc. budżetu państwa. I druga kwestia, tylko z pozoru błaha: najmniejszą, niepodzielną jednostką miary czasu w kulturze są trzy lata, a nie rok budżetowy. Dotychczasowe dokumenty, strategie i rozporządzenia nie mogą sprostać potrzebie chwili, bo nie ma już rzeczywistości, do której się odnosiły. Minister kultury i minister spraw zagranicznych mają dziś świadomość, że promocja kultury polskiej za granicą i promocja Polski poprzez kulturę to racja stanu. Stąd ponadresortowy wysiłek, by wyposażyć IAM we własną ustawę. Również Ministerstwa Finansów czy Gospodarki dostrzegają bezpośredni związek między atrakcyjnością kulturalną kraju a inwestycjami zagranicznymi. Trzeba też podkreślić, jak wielkie korzyści może odnieść z dyplomacji kulturalnej polityka zagraniczna państwa.

Jakie relacje powinny zachodzić między IAM a innymi instytucjami kultury?

Powinniśmy być operatorem dla pewnych strategii państwa, narratorem polskiej story w świecie i spoiwem między tym, co w Polsce jest dostępne, a tym, czego oczekują nasi partnerzy. Nie będziemy wyłącznie obwozić po świecie sztuki i artystów tylko dlatego, że nam się podobają.

Od samego początku działalność IAM koncentrowała się na organizowaniu sezonów czy festiwali polskich w różnych krajach. Czy ten model będzie kontynuowany? I czy jest efektywny?

Bywa efektywny, a mówię to jako sceptyk wobec tego modelu. Sezony czy festiwale są efektywne, jeśli służą zbudowaniu bardziej organicznej obecności w danym kraju, jeżeli służą budowie trwałych więzi między instytucjami o odpowiedniej randze i potencjale kreatywnym, a nawet między poszczególnymi artystami czy praktykami kultury. Sezony polskie nadal będą się wydarzać, ale nie będą jednorazową manifestacją naszej obecności i naszego dorobku, a projektem o znacznie większym horyzoncie.

W jakich rejonach powinniśmy być dzisiaj szczególnie obecni?

Wszędzie tam, gdzie będzie nas na to stać, i wszędzie tam, gdzie nie stać nas na dalszą nieobecność. Od Gruzji, Litwy i Ukrainy, po Rosję, Daleki Wschód, Europę i obie Ameryki. Nasza story będzie się zmieniała w zależności od miejsca, gdzie będziemy ją opowiadać, ale będziemy próbowali dotrzeć z nią do nowych odbiorców. Współc zesnej kulturze przybyło i przybywa wiele nowych biegunów, to już nie są tylko dwa, trzy miasta na świecie. Właśnie do tego zjawiska chcemy się przygotować.

Paweł Potoroczyn (ur. 1961) jest z wykształcenia filozofem. Kierował Instytutami Polskimi w Nowym Jorku i w Londynie. W styczniu decyzją min. Bogdana Zdrojewskiego został dyrektorem Instytutu Adama Mickiewicza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2008