Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nic... nic... nic...
Jest taki piękny - jeden z moich najulubieńszych - wiersz Zbigniewa Herberta. Jego ostatnie zdania wciąż galopują przez moją wyobraźnię, ich rytm i jakiś ledwie słyszalny tętent trwale wryły mi się w pamięć:
"Ogromny chłód wieje od Longobardów
Cień ich trawę przepala kiedy zlatują w dolinę
Krzycząc swoje przeciągłe nothing nothing nothing".
Zmora
Zaczęła się kampania przed wyborami samorządowymi. Widząc poziom obecnego życia politycznego w Polsce, myślę o tej kampanii ze strachem. Nie ma sposobu, żeby się od niej w pełni izolować. Zawsze wlezie w oczy jakiś nachalny billboard czy reklamówka, zawsze dopadnie podwyższony o parę rejestrów głos nabrzmiały własną chwalbą albo ziejący nienawiścią do przeciwnika.
W czasach PRL-u nieraz myślałam o wyborach w innych, normalnych państwach. Wydawało mi się, że przy całej ostrości i atmosferze walki - demokratyczne wybory są aktem budującym, rodzajem obywatelskiego święta. Dożyłam demokracji i co? Wybory, a przede wszystkim poprzedzająca je kampania, jawią mi się jako zmora, jako zły, ciężki, duszący sen, z którego człowiek chce się jak najprędzej obudzić - i nie może.
Timbre
Im się gorzej widzi, tym się wyraźniej słyszy. Pojawiają się całe, nieznane dotąd, rejestry tonów i półtonów. Na przykład ludzkie głosy.
Są głosy tak obojętne, jakby były obłożone grubą warstwą izolacyjną. Wiadomo, że jej nie zeskrobiesz, nie przedrzesz się, nie ma szansy na wzajemne zainteresowanie. Są głosy podobne do wyciągniętej ręki. Przyjazne, sygnalizujące na wstępie chęć porozumienia. Są też głosy - i tych jest ostatnio najwięcej - zawsze przeciwko komuś lub czemuś. Nie chodzi o treść słów, ale o sam dźwięk, brzmienie, timbre, jak mówią Francuzi. Ktoś taki mówi na przykład: "Idę do sklepu kupić zapalniczkę". I jest jasne, że on idzie jak na wojnę, jak na rozprawę, jak na posiedzenie komisji śledczej. Sklep jawi się od razu jako szaniec, w którym trzeba się okopać, a potem ostrzeliwać. A jak już kupi tę zapalniczkę, tak nią kogoś, cholera, przypali - że będzie on cały w bąblach!