Nauczanie kontra nauka

Dekret Inkwizycji dotyczący Galileusza nie został nigdy odwołany. Nieufność Kościoła wobec nauki ma długą historię.

06.03.2016

Czyta się kilka minut

Jan Matejko, szkic do obrazu „Mikołaj Kopernik”, 1871 r. / Fot. Muzeum Narodowe w Krakowie
Jan Matejko, szkic do obrazu „Mikołaj Kopernik”, 1871 r. / Fot. Muzeum Narodowe w Krakowie

Niektórzy sądzą, że to znakomite i trafne wypracować rzecz tak absurdalną jak ów sarmacki astronom, który porusza Ziemię, a zatrzymuje Słońce” – wbrew pozorom nie jest to fragment dekretu Inkwizycji, która dokładnie 400 lat temu potępiła kopernikanizm. Tak o poglądach kanonika z Fromborka mówił wybitny teolog protestancki Filip Melanchton, zanim jeszcze ukazało się dzieło „O obrotach sfer niebieskich”. Również sam przywódca protestantów Marcin Luter nie miał dobrego zdania o astronomie, nazywając go głupcem. Do kolebki Reformacji nowatorskie idee trafiły dzięki uczniowi i entuzjaście Kopernika – Retykowi, profesorowi uniwersytetu w Wittenberdze.

Protestanci jednak, jak się z czasem okazało, względnie łagodnie obeszli się z ideami w tak jawny sposób sprzecznymi z literalnym odczytywaniem Pisma Świętego (Jozue wstrzymujący ruch Słońca podczas bitwy z Amorytami). W przeciwieństwie do Kościoła katolickiego nie mieli bowiem scentralizowanych struktur, które mogły wymusić prawomyślność myśli. Kopernik wiedział zatem, jakie reakcje wzbudzają jego poglądy, dlatego z publikacją swojej teorii długo zwlekał. Dzieło przedstawiające nowy pogląd na świat ukazało się dopiero w 1543 r. – w roku śmierci uczonego.

Narodziny nauki

Przez wiele lat nie robiło ono wrażenia w środowiskach akademickich. Miało przeciw sobie silne argumenty. Heliocentryzm, czyli uznanie, że w środku świata znajduje się Słońce, a wokół niego poruszają się planety, w tym Ziemia, był sprzeczny z potoczną obserwacją, a także z ówczesnymi poglądami na ruch. Jeśli Ziemia się rusza, twierdzono, upuszczone ciała powinny spadać bardziej na zachód, z kolei na równiku pod wpływem siły odśrodkowej ciała powinny być wyrzucane z jej powierzchni.

Poglądy Kopernika niezgodne były także z obserwacjami astronomicznymi – nie obserwowano faz Wenus ani zmienności wielkości i jasności Marsa. A przede wszystkim aż do 1838 r. nie zaobserwowano paralaksy gwiazd – wraz z rocznym ruchem Ziemi powinno zmienić się położenie bliższych gwiazd względem gwiazd dalszych. Nie zdawano sobie wówczas sprawy z ogromu wszechświata, który sprawiał, że do zaobserwowania paralaksy potrzebne były o wiele dokładniejsze narzędzia.

Kopernik miał tylko dwa argumenty na poparcie swojego heliocentrycznego systemu – jego prostotę i zwartość. Jedynie osoby o tak przenikliwych umysłach, jak prekursorzy nowożytnej nauki – Kepler czy Galileusz – dostrzegły potencjał w tej spójności. Obowiązujący w czasach Kopernika geocentryczny system arystotelesowsko-ptolemeuszowy, który dzielił wszechświat na dwa światy: zmienny podksiężycowy i idealny nadksiężycowy, nie był zdolny wyjaśniać nowych zjawisk (odkryte przez Galileusza w 1609 r. przy zastosowaniu lunety kratery na Księżycu oraz fazy Wenus i Marsa), a próby dostosowania go do rzeczywistości – np. wyjaśnienia skomplikowanego względem Ziemi ruchu planet – sprawiały, że stawał się coraz bardziej nieprzydatny. Wpisany jednak był w system wiedzy – „spięty” górującą nad nim teologią. Naruszenie kosmologii Ptolemeusza zagrażało zatem zawaleniem się uzasadnionego religijnie obrazu świata.

A jednak intuicje Kopernika były słuszne. Rozwój nauce przyniosło zastosowanie matematycznej idealizacji – Galileusz, Kepler i Newton okazali się tego mistrzami – która choć upraszczała badane zjawisko (np. pomijała siły tarcia), wydobywała ze struktury rzeczywistości to, co było istotne. A także empiryczne podejście, które jednak nie polegało na zwykłej obserwacji – jego istotą był eksperyment, poprzez który uczony w przemyślny sposób zadawał pytania naturze. Całości przyświecało jedno fundamentalne założenie: umiejętnie badana natura sama odpowie na zadawane jej pytania – nie trzeba sięgać poza nią. Ten metodologiczny naturalizm stał się świadectwem dojrzałości nowożytnej nauki. Uzyskała ona w ten sposób autonomię. Nastąpiła jej emancypacja z metafizyczno-teologicznego systemu wiedzy średniowiecznej.

Warto pokazać, jak Galileusz, broniąc systemu kopernikańskiego w słynnym „Liście do księżnej Katarzyny Lotaryńskiej”, odniósł się do „królewskiej godności teologii”, która pełniła rolę arbitra we wszystkich spornych kwestiach. „Galileusz nie odmawia teologii królewskiego tytułu, proponuje jednak, by przysługiwał on jej ze względu na przedmiot, którym się zajmuje, a nie ze względu na to, że wszystkie nauki od niej pochodzą i są od niej zależne” – zauważa ks. Włodzimierz Skoczny w zbiorze tekstów „Nauki przyrodnicze a teologia: konflikt czy współpraca”.

Procesy Galileusza

Spór Galileusza z arystotelikami o Kopernika doprowadził do procesu w Kongregacji Świętego Oficjum. 24 lutego 1616 r. Kongregacja potępiła jako heretyckie dwie tezy: głoszącą, że Słońce stanowi centrum świata, oraz że Ziemia porusza się wokół Słońca. 5 marca dzieło „O obrotach sfer niebieskich” oraz inne książki propagujące heliocentryzm trafiły na Indeks Ksiąg Zakazanych. Galileusz został wtedy tylko pouczony, by systemu kopernikańskiego nie bronił jako teorii, tylko co najwyżej jako hipotezy.

Sprawa jednak na tym się nie skończyła. Gdy w 1623 r. pontyfikat rozpoczął Urban VIII, przyjaciel uczonego, Galileusz naiwnie uznał, że nastały czasy bardziej sprzyjające kopernikanizmowi. W 1632 r. opublikował słynny „Dialog o dwu najważniejszych układach świata”. Rok później miał już proces wytoczony przez Inkwizycję.

Obraz klęczącego w białej pokutnej koszuli blisko 70-letniego starca mówiącego: „Odrzekam się, wyklinam i potępiam rzeczone błędy i herezje” – wciąż robi wrażenie.

Skutkiem procesu było zahamowanie rozwoju nauki w krajach katolickich. „W szerszych kręgach Europy zaczął powstawać obraz Kościoła jako nieprzyjaciela nauki, zręcznie wykorzystywany przez niektórych filozofów oświecenia” – pisze w książce „Konflikt czy symbioza?” historyk nauki Olaf Pedersen.

Kłopot z ewolucją

Czego Kościół nauczył proces Galileusza, można było się przekonać, gdy w XIX w. nowym wyzwaniem dla nauczania stała się teoria ewolucji. W 1998 r. Jan Paweł II udostępnił historykom archiwa Inkwizycji. Okazało się, że na przełomie XIX i XX w.

Święte Oficjum prowadziło sześć procesów wobec teologów, którzy pozytywnie wypowiadali się o teorii Darwina. Zadbano przede wszystkim o dyskrecję: wystarczyło, że uczeni publicznie przyznawali, iż ewolucja nie dotyczy literalnie odczytywanego w Biblii stworzenia człowieka przez Boga, a Kongregacja zostawiała ich w spokoju. Choć oczywiście nieprawomyślne publikacje trafiały na Indeks Ksiąg Zakazanych.

„Wprawdzie cień sprawy Galileusza jest ciągle obecny, gdy w Rzymie pojawia się problem stosunku do nauki, ale odnosi się wrażenie, że bardziej chodzi tam o to, jak uniknąć kolejnego naukowego skandalu, niż na przykład o to, jak dobrze wykorzystać rozwój nauki, by znaleźć głębszą i bardziej poprawną interpretację Objawienia” – komentuje te procesy ks. Michał Heller w książce „Granice nauki”.

Ostatecznie z potępienia kopernikanizmu również wycofano się po cichu. W 1820 r. odpowiedzialny za cenzurę kościelną mistrz pałacu papieskiego zabronił publikacji „Elementów optyki i astronomii” Giuseppe Settelego, ponieważ dzieło to przedstawiało system Kopernika jako twierdzenie, a nie jako hipotezę. Autor odwołał się do Kongregacji Świętego Oficjum – z pozytywnym skutkiem. „Z powodu ciągłego uporu mistrza pałacu w 1822 r. wydano dekret, który w archiwach Świętego Oficjum oficjalnie zamyka teczkę dotyczącą kwestii Kopernika. W następnej edycji Indeksu z 1835 r. nie ma już książek broniących heliocentryzmu” – pisze Piotr Urbańczyk w zbiorze „Wiara i nauka”.

Próby rehabilitacji

Niewykorzystaną okazją do rehabilitacji Galileusza i przyznania się do błędu był Sobór Watykański II. Wstępnie opracowano paragraf Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym wprost odnoszący się do sprawy Galileusza. Ostatecznie nie wszedł on jednak do tekstu konstytucji, która do sprawy odnosi się pośrednio: „Należy zatem ubolewać nad niektórymi postawami intelektualnymi, jakich ze względu na nie dość jasne rozumienie słusznej autonomii nauki nie brakowało niegdyś także wśród chrześcijan, a które powodowały w rezultacie spory i kontrowersje, i doprowadziły umysły wielu do wniosku, iż wiara i nauka są sobie wzajemnie przeciwstawne” (KDK 36). Słowa te opatrzone są przypisem odwołującym się do książki poświęconej Galileuszowi.

Najbardziej znamienne słowa o procesie Galileusza wypowiedział Jan Paweł II w drugim roku swojego pontyfikatu. W przemówieniu z okazji 100-lecia urodzin Alberta Einsteina 10 listopada 1979 r. papież powiedział, że Galileusz – „nie wolno nam tego ukrywać – wiele wycierpiał ze strony ludzi Kościoła i jego organizacji”. Zapowiedział wówczas utworzenie komisji do zbadania tego procesu: „Pragnę, żeby teologowie, naukowcy i historycy, ożywiani duchem szczerej współpracy, pogłębiali badania nad sprawą Galileusza, lojalnie uznając błędy którejkolwiek ze stron i przyczyniając się tym samym do zniknięcia nieufności, które dla wielu umysłów bywają wciąż jeszcze przeszkodą w owocnej zgodzie między nauką a wiarą, między Kościołem a światem”.

Komisja powstała w maju 1981 r. i zakończyła swą działalność 31 października 1992 r. Dzięki jej pracy opublikowano krytyczne wydanie całej dokumentacji procesu Galileusza. Jednak przemówienia końcowe ówczesnego przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Kultury kard. Paula Pouparda i samego Jana Pawła II, mówiące o „bolesnym nieporozumieniu”, zostały uznane przez komentatorów jako wyraźny krok wstecz. Dostrzeżono w nich próbę samousprawiedliwienia się Kościoła, m.in. przez podkreślanie odpowiedzialności samego Galileusza.

Do dzisiaj dekret Inkwizycji z 1633 r. nie został odwołany.

Perypetie listu do ojca Coyne’a

O obecnym niejasnym klimacie, który otacza problem relacji nauki i wiary, świadczyć może anegdota opowiedziana przez ks. Michała Hellera w ostatnio wydanej książce rozmów z nim, „Wierzę, żeby rozumieć”. Rozmówcy Hellera pytają o kulisy słynnego listu Jana Pawła II do dyrektora Obserwatorium Watykańskiego o. George’a Coyne’a z okazji 300. rocznicy publikacji „Principiów” Newtona, z czerwca 1988 r. Dokument ten został entuzjastycznie przyjęty przez środowiska naukowe. Znalazło się w nim m.in. stwierdzenie: „Nauka może oczyścić religię z błędów i przesądów, religia może oczyścić naukę z idolatrii i fałszywych absolutów. Każda z nich może wprowadzić drugą w szerszy świat, w którym obie mogą się rozwijać”. Było tajemnicą poliszynela, że list został zredagowany przez polskiego kosmologa wraz z teologami i naukowcami obecnymi na sympozjum, które odbywało się w 1987 r. w Pasierbcu. Ks. Heller przyznał, że przygotowany przez nich tekst miał być wygłoszony przez papieża na rozpoczęcie sympozjum na temat wiary i religii zorganizowanego w Castel Gandolfo we wrześniu 1987 r.

Ku zdumieniu autorów listu Jan Paweł II przeczytał zupełnie inny tekst – „w duchu takim strasznie tomistycznym, pokazującym, że nauka poszła w stronę ateizmu”. Później w rozmowie z Hellerem sam papież mówił: „Zauważyłem, że coś jest nie tak, bo ksiądz Heller w swoich książkach pisze zupełnie inaczej”. Okazało się, że przygotowujący papieskie przemówienia Sekretariat Stanu bez wiedzy Jana Pawła II podmienił teksty. Papież zadecydował, że wygłoszony tekst nie zostanie opublikowany w „Acta Apostolicae Sedis”, zaś przygotowany przez naukowców list wyśle oficjalnie do ojca Coyne’a.

Nowe wyzwania

Od czasu emancypacji w XVI w. nauka przestała spoglądać na teologię. Gwałtowny rozwój nauki i techniki w XX w. doprowadził jednak do sytuacji, w której pytanie „dokąd zmierza świat?” staje się coraz bardziej niepokojące. Technologie genetyczne pozwalają manipulować ludzkim genomem. Rozwój przemysłu grozi ekologiczną katastrofą o zasięgu globalnym. Coraz wyraźniej widać, że domaganie się niczym nie ograniczonej autonomii dla nauki jest ślepą uliczką. Pilna staje się potrzeba dialogu nauki z etyką i religią w trosce o przyszłość świata.

Papież Franciszek ma tego świadomość. „Jeśli naprawdę chcemy budować ekologię pozwalającą nam naprawić to wszystko, co zniszczyliśmy, to nie można pomijać żadnej dziedziny nauki i mądrości, także religijnej, z jej specyficznym językiem” – pisze w encyklice „Laudato si”. Kościół nie wykorzystał jednak rocznicy 400-lecia potępienia kopernikanizmu, by dokonać jakiegoś znaczącego gestu zbliżającego środowiska naukowe i teologiczne, żyjące do tej pory – poza nielicznymi wyjątkami – jakby na osobnych archipelagach. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2016