Nasza trauma

30 lat temu uchwalono plan Balcerowicza. Tamta trauma do dziś nie pozwala naszej wspólnocie dojść ze sobą do ładu.
w cyklu Woś się jeży

19.12.2019

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

W polskich kinach triumfy święci „Kraina Lodu II”. To film pozornie dla dzieci, ale przecież porusza także dorosłych. Nie mamy tu bowiem klasycznej opowieści o walce dobra ze złem. W tym filmie jest bardziej jak w życiu. Aby dojść ze sobą do ładu, główna bohaterka musi zmierzyć się z przeszłością własnej rodziny. A następnie przepracować i zadośćuczynić złu, które się wówczas dokonało.

Bardzo bym naszej wspólnocie życzył, żeby tak samo było z największą traumą III RP – z pratragedią leżącą u początków tego politycznego projektu. Czyli właśnie z owym pakietem 10 szczegółowych ustaw zmieniających polską rzeczywistość ekonomiczno-społeczną. Nazwanych „planem Balcerowicza” i dających początek tzw. terapii szokowej, której realizacja ruszyła 1 stycznia 1990 roku.

Formalnie za jego przygotowaniem stał zespół współpracowników wicepremiera Leszka Balcerowicza. Czyli grupa relatywnie młodych (wtedy w okolicach czterdziestki) ekonomistów, takich jak Stefan Kawalec, Wojciech Misiąg, Jerzy Koźmiński, Alfred Bieć, Stanisław Gomułka czy Jacek Rostowski. Wiadomo jednak, że inspiracja dla planu płynęła z zewnątrz: presję instytucjonalną wywierał Międzynarodowy Fundusz Walutowy, uzależniając pomoc finansową dla solidarnościowego rządu od maksymalnego otwarcia polskiego rynku dla zachodniego kapitału. Logikę terapii szokowej suflował zaś solidarnościowej wierchuszce w nieprzejrzysty i nieformalny sposób harwardzki ekonomista Jeffrey Sachs, odwiedzający Polskę w owym czasie całkiem prywatnie na zaproszenie miliardera George’a Sorosa (między kwietniem a wrześniem 1989 roku był nad Wisłą aż siedem razy).


Polecamy: Woś się jeży - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "TP"


W ciągu ostatnich lat rozmawiałem z większością współtwórców planu Balcerowicza. Każdy z nich nieco inaczej rozkładał akcenty. Narracja zmieniała się też i dopasowywała do bieżącego klimatu opinii. Gdy triumfy święciło przekonanie o bezprecedensowym sukcesie polskich przemian, pozwalali się fetować jako ci, co wybrali najlepszą drogę. Gdy pojawiała się krytyka, wracali do opowieści o bezalternatywności planu Balcerowicza. Dla wielu (choć nie dla wszystkich) uczestników tamtych zdarzeń obrona terapii szokowej stała się z czasem obroną ich własnej biografii i pomysłu na Polskę. Co do dziś znacząco utrudnia rozmowę na ten temat, w wielu przypadkach czyniąc ją wręcz niemożliwą.

Tymczasem krytyczne przepracowanie planu Balcerowicza nie miało przecież nigdy polegać na jego jednowymiarowej ocenie. Nikt nie chciał Balcerowicza i spółki z kart historii Polski wymazać. Szło raczej o to, by dopuścić rozmowę o niezaprzeczalnej traumie, jaką plan Balcerowicza w polskim społeczeństwie wywołał. To przecież oczywiste, że bez rozmowy o traumie nigdy nie uda się jej pokonać, nie wystarczy powtarzanie „byliśmy głupi”. 

Plan Balcerowicza był traumą przynajmniej na czterech poziomach.

Po pierwsze, to tam znaleźć można źródła braku szacunku dla instytucji i reguł demokracji, na które tak wielu z nas dziś narzeka. Problem polega na tym, że niejeden dzisiejszy krytyk PiS-owskich sztuczek legislacyjnych czy braku konsultacji społecznych nie dostrzega, iż to Balcerowicz i jego ludzie byli prekursorami takiego naginania demokracji do swoich potrzeb. Byli wręcz dumni, że pakiet 10 skomplikowanych ustaw udało im się przeprowadzić przez Sejm i Senat jak burza. I że prezydent Jaruzelski przed podpisaniem ustawy 31 grudnia miał tylko kilka minut na ich przekartkowanie. „Byliśmy jak barany prowadzone na rzeź. Nikt z nas nie wiedział w gruncie rzeczy, nad czym głosujemy” – napisał potem solidarnościowy parlamentarzysta Aleksander Małachowski. Tak oto działający bez demokratycznego mandatu technokraci z ministerstwa finansów zatriumfowali nad oszołomionymi przedstawicielami narodu, wyłonionymi w historycznych wyborach 4 czerwca. 

Nie chodzi tylko o samą procedurę parlamentarną. Plan Balcerowicza był przecież także dokończeniem procesu przejęcia Solidarności przez frakcję jej dawnych doradców. Pierwsza „S”, z lat 1980-81, była oddolnym ruchem robotniczym, któremu wsparcia użyczyła inteligencja. Było więc inaczej niż w roku 1968 czy 1970, gdy władzy udało się rozegrać obie te grupy przeciwko sobie. Po stanie wojennym i wyjściu „S” z podziemia coś się jednak zmieniło. Karol Modzelewski mówił o przejęciu Solidarności przez inteligentów i zaprzęgnięciu dawnego logo do realizacji ich własnego klasowego planu. Tak właśnie Solidarność z ruchu walczącego o upodmiotowienie pracownika stała się ruchem walki o prawa polityczne.


Czytaj także: Rzeczpospolita niesolidarna - rozmowa Rafała Wosia z Karolem Modzelewskim


Gdybyż je jeszcze realizowała równolegle! Ale, niestety, stały się one na pewnym etapie towarem wymiennym. Sprawy bytowe milionów Polek i Polaków pracujących w zakładach pracy okazały się drugorzędne. Balcerowicz obwieścił, że drastyczne zmiany są konieczne, a dyskutować nie ma co, bo już postanowiono. Cenę za przemiany polityczne i demokrację parlamentarną zapłacą robotnicy. Bo o ich zakłady nikt w rządzie walczył nie będzie. Dla świata pracy ta trauma trwała następnych wiele lat. Robotnicy mieli prawo poczuć się wykorzystani – no bo jakże to? W roku 1980 czy 1981 byliśmy potrzebni, więc nas hołubili. A teraz dostali, co chcieli, i nas zdradzili. Takich traum się nie zapomina.

Trzeci problem z planem Balcerowicza polega na jego legitymizacji. Aby przeforsować terapię szokową, trzeba było ludziom powiedzieć: „Jak tego nie zrobimy, to będzie katastrofa”. Takie straszenie zawsze odbywa się za cenę naginania faktów. Na przykład dotkliwa hiperinflacja, której gaszenie miało być podstawową motywacją planu. Oczywiście w myśl obowiązującej narracji była ona „odziedziczona po komunie”. Po trzech dekadach powtarzania zastygło to wręcz w dogmat, który z głów usunąć trudno. Tymczasem fakty są inne. Akurat większa część epoki PRL (lata 1957-81) to okres wręcz w historii Polski wyjątkowy, bo właściwie bezinflacyjny. Ceny zaczynają rosnąć dopiero w warunkach politycznego paraliżu wywołanego stanem bez mała wojny domowej (PZPR vs. Solidarność). Zaś pod koniec lat 80. w kierunku hiperinflacji pchają nas dopiero posunięcia rządu liberalizatorów Wilczka i Rakowskiego. Na przykład uwolnienie przez nich 1 sierpnia cen produktów żywnościowych spowodowało eksplozję hiperinflacji jesienią 1989 roku. Podobnym mitem jest „fatalny stan” polskiego przemysłu. To narracja o tyle smutna, że w gruncie rzeczy szkodząca własnemu interesowi. I będąca na rękę zagranicznym inwestorom, którzy mogli kupić majątek narodowy za niską cenę. No bo przecież przemysł był „fatalny”.

Po czwarte, plan Balcerowicza rozpoczął proces utraty wiary społecznej w posunięcia ekonomistów. Bardzo szybko krytycy wykazali wicepremierowi tzw. potrójne przestrzelenie. Plan obiecywał, że bezrobocie będzie wynosiło ledwie kilka procent. Szybko skoczyło do ponad dziesięciu. Mówił, że wielkim wysiłkiem zdławi inflację. W praktyce była ona realnym problemem jeszcze dość długi czas. Wzrost miał wrócić szybko, a tymczasem dopiero w połowie lat 90. polskie PKB wróciło do stanu z czasów Gierka. Na dodatek doszło do ostrego – i niezapowiadanego – skoku nierówności. W praktyce jednak media (zwłaszcza „Gazeta Wyborcza”) długo wyciszały wszelkie próby krytyki. Czyniąc z nich wręcz posunięcia antypaństwowe. No bo jakże to? Mamy krytykować nasz własny rząd? To także trauma, która do dziś siedzi głęboko i skutkuje brakiem zaufania części Polaków do liberalnych mediów.

Powtórzmy raz jeszcze: Leszek Balcerowicz ma swoje miejsce w historii Polski. Czas jednak ostatecznie pożegnać się z opowieścią, że jego rola jest bezsprzecznie pozytywna i tylko „mali, źli ludzie mogą ją podważać”. Plan Balcerowicza to nie jest żaden święty graal polskiej polityki. Od jego przepracowania Polska się nie zawali. Przeciwnie, może stać się miejscem lepszym i dla lepszej wspólnoty.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej