Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Są i rozwiązania radykalniejsze. Przy drogach lokalnych o małym natężeniu ruchu, np. Jeruzal-Lipiny, Cegłów-Rudnik (Mazowsze), Obsza-Tarnogród (Lubelszczyzna), a przykłady można mnożyć, leżą setki powalonych zdrowych brzóz, klonów, topoli. Czy można to jakoś uzasadnić, podobnie jak oszpecenie topoli rosnących wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego w Warszawie? Nie zagrażały samochodom ani ludziom, były zdrowe. W Pułtusku harmonię historycznego krajobrazu między zamkiem a rzeką kilka lat temu bezmyślnie zakłócono, okaleczając rosnące tam drzewa. Nieuzasadniona wycinka pojedynczych, ale okazałych drzew rosnących na miedzach, łąkach, nieużytkach wygląda z kolei na próby zmierzenia się z rzekomym wrogiem: utniemy mu dwa-trzy konary, może uschnie i problem (jaki?!) będzie rozwiązany? Kiedyś stare lipy otaczały równie stare kościoły. Dziś zamiast nich świątynię często obiega schludny chodniczek wyłożony kostką Bauma lub, w mniej radykalnej wersji, wysokie pnie starych drzew, które - pozbawione konarów - nie przypominają ani lipy, ani kasztanowca. Po niedawnym pożarze wieży pałacowej w Wilanowie rozważa się wycięcie imponujących magnolii, by następnym razem straż pożarna miała lepszy dostęp do wieży. To równie skrajny przykład prewencji, jak wycinanie drzew przydrożnych, o które może się rozbić samochód, albo dużych drzew, które mogą się złamać w czasie wichury. Nie można wykluczyć tragicznego wypadku, ale otacza nas dużo więcej realnych zagrożeń.
W Mrozach Południowych (woj. mazowieckie) między polami uprawnymi od ponad 70 lat znajdowała się enklawa drzew liściastych (głównie dębów, brzóz i grabów) z kilkoma sosnami - siedlisko m.in. wilg, słowików, gołębi grzywaczy. W połowie kwietnia niemal wszystkie zdrowe drzewa ucięto na wysokości metra nad ziemią, a potężne dęby spiłowano przy ziemi. Tak poczynał sobie właściciel działki, dla którego las był jedynie balastem. Dla mieszkańców wsi Świdry koło Łukowa (woj. lubelskie) podobnym ciężarem wydaje się być skupisko przeogromnych lip, bo mówią z nadzieją: "W przyszłym roku będą wycięte, ponieważ zdarzają się tu wypadki".
Kiedy szrotówek pozbawi nas kasztanowców, a jemioła topoli i brzóz (na południowym wschodzie Polski zaatakowała już nawet sady owocowe), kiedy stracimy - jak Austria, Szwajcaria czy Włochy - większość modrzewi, będzie za późno na jakiekolwiek akcje ochrony drzew. Już teraz na tak ruchliwych arteriach Warszawy jak ulice Sikorskiego czy Sobieskiego nie zdają egzaminu lipy, uważane za drzewa odporne na zanieczyszczenia. Natomiast administracja na warszawskich Stegnach wycięła na ulicy Sewastopolskiej korony obficie kwitnących co roku bzów. Na szczęście, skuteczne okazały się protesty mieszkańców. Drzewom nie służą też zimowe akcje posypywania jezdni solą; z młodych topoli włoskich posadzonych w ubiegłym roku wzdłuż ulicy Belwederskiej nie przeżyło z tego powodu ani jedno drzewko!
Ściana drzew jest niezbędną osłoną przed wiatrem, śniegiem nawiewającym z pól, palącym słońcem czy hałasem i spalinami. Zadziwiające, jak wiele sił i pieniędzy potrafimy zaangażować w walkę z naszymi sprzymierzeńcami.
MARIA KANIEWSKA (Warszawa)