Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można - bo są ku temu poważne racje - manifestować nasze niezadowolenie, że szklanka jest do połowy pusta. Ma rację prawnik Rodzin Katyńskich, kiedy pisze, że "w tekście uchwały zbrodnia katyńska określona jest jedynie jako »akt przemocy totalitarnego państwa« bez dopowiedzenia, czy była to zbrodnia wojenna, czy zbrodnia przeciwko ludzkości, czy też zbrodnia ludobójstwa. To jest kluczowa sprawa. Bo jeżeli ta zbrodnia reżimu totalitarnego zostałaby nazwana w języku prawa międzynarodowego właśnie jako zbrodnia o tych kwalifikacjach, to wówczas nie mogłaby ulec przedawnieniu". Te sformułowania decydują o konsekwencjach prawnych, choćby o tym, czy zbrodnia podlega przedawnieniu, nie mówiąc o odszkodowaniach. Rozpisywanie się o tym i spekulowanie, jaki interes w relacjach z Unią Europejską chce Rosja w ten sposób ugrać, jest - rzecz jasna - uprawnione.
Produktem ubocznym takiego podejścia będzie podgrzewanie wszystkich resentymentów i pogłębianie niechęci do Rosji. Może jednak warto spojrzeć na uchwalę także od innej strony. Powinniśmy jak mało kto wiedzieć, z jakim trudem społeczeństwa się rozstają z pięknymi mitami o swojej przeszłości, z jakim trudem przyjmują do wiadomości okrutne informacje o ciemnych jej stronach. Łatwiej się żyło Rosjanom z wciskaną przez dziesięciolecia w ich świadomość wersją o nazistowskich sprawcach katyńskiej zbrodni niż z wiedzą, że to Rosjanie. Zresztą, nie było to jedyne kłamstwo. Iluż naszych przyjaciół Rosjan żyło w najgłębszej wierze o miłosiernym dźwiganiu przez ich społeczeństwo ciężaru utrzymania, w gospodarczym sensie, Polski. I tak dalej. Nad zmianą owej mentalności od dziesiątków lat pracowali historycy tacy jak ci ze stowarzyszenia "Memoriał" (tu odsyłam do przemówień z tegorocznej uroczystości nadania Medalu św. Jerzego i osoby Aleksandra Gurjanowa, koordynatora sekcji polskiej stowarzyszenia "Memoriał"). Ta oddolna praca przygotowała zmianę społecznej świadomości. Nie wiem, jak bez ich pracy i - dodam - bez filmu Andrzeja Wajdy pokazanego ogromnej widowni telewizyjnej w Rosji, zostałaby przyjęta obecna uchwała Dumy.
Pamiętam przecież (toutes proportions gardées) nasze reakcje na list polskich biskupów do biskupów niemieckich. I dlatego z wdzięcznością czytam tekst prof. Adama Rotfelda, który zauważa, że "tam [w uchwale] jest takie zdanie, że »stanowczo potępiając reżim, który gardził prawami i życiem ludzi, deputowani do Dumy Państwowej w imieniu narodu rosyjskiego wyciągają przyjazną dłoń do narodu polskiego«". Jeśli Adam Rotfeld (od 2008 współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych) publicznie wyraża przypuszczenie, że z okazji wizyty Prezydenta "Rosjanie przywiozą jakieś dokumenty, prawdopodobnie 20 tomów", i - to jest ważne - że "to będzie proces, który będzie trwał, aż ujawnią wszystkie 183 tomy akt", to wie, co mówi. Jestem więc przekonany, że mamy podstawy, by się cieszyć, że szklanka już jest do połowy pełna.
Ten komentarz (jak i inne polskie komentarze prasowe) pewnie niespecjalnie wpłyną na decyzje Rosjan, jednak mimo wszystko, potrzebny jest namysł nad naszym myśleniem.