Największa afera PiS: Czy Pegasus pogrąży Mariusza Kamińskiego i innych byłych ministrów?

Komisja ds. Pegasusa ma rozliczyć poprzednie władze i służby specjalne z nielegalnej inwigilacji. Zmierzy się też ze słabościami polskiego systemu.

30.01.2024

Czyta się kilka minut

Marek Suski i Mariusz Kamiński przed katedrą św. Jana w Warszawie, listopad 2022 r. // Fot. Andrzej Iwańczuk / REPORTER
Poseł PiS Marek Suski (z lewej), ówczesny członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych, stwierdził w styczniu 2022 r.: „Mówienie o jakiejś masowej inwigilacji to jest w ogóle jakiś wymysł z Księżyca. Bo to były niewielkie ilości, nieprzekraczające kilkuset osób w ciągu roku”. Na zdjęciu: z Mariuszem Kamińskim przed katedrą św. Jana w Warszawie, listopad 2022 r. // Fot. Andrzej Iwańczuk / REPORTER

Na zdjęciu wrzuconym na Twittera 8 października 2019 r. szef sztabu Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza i jego żona, jednocześnie reprezentująca go jako adwokatka, pozują uśmiechnięci na tle bydgoskiego Sądu Okręgowego. Właśnie wygrali w trybie wyborczym proces z Cezarym Gmyzem, który w telewizji publicznej twierdził, że poseł kieruje uznawanym przez PiS za hejterski portalem Sok z Buraka i „ma duże doświadczenie w organizacji wydziału nienawiści”. Pięć dni później odbyły się wybory parlamentarne.

Z ekspertyzy kanadyjskiego Citizen Lab wynika, że 8 października doszło do jednego z 33 włamań Pegasusem na telefon Krzysztofa Brejzy. Trzy lata później ekspert tego ośrodka badawczego, specjalizującego się w tropieniu cyfrowej inwigilacji, zezna przed nadzwyczajną komisją polskiego Senatu, że ślady znalezione w telefonie Brejzy były jednym z „najbardziej agresywnych przypadków inwigilacji”, jakimi się zajmował.

Ze smartfona polityka miało zostać ściągniętych 80 tys. wiadomości z 10 lat wstecz, a także hasła, dane geolokalizacyjne, maile oraz fotografie. Krzysztof Brejza twierdzi również, że na jego urządzenie wgrano około 800 MB danych. Później zmanipulowane wiadomości, rzekomo pochodzące z tego telefonu, publikowały media prorządowe szkalujące polityka, a płyta DVD z zapisem prawdziwych danych z telefonu Brejzy, którą miało dysponować CBA i która umożliwiłaby porównanie danych, uległa uszkodzeniu.

„Władza to nie środek do celu; władza to cel” – pisał George Orwell w książce „Rok 1984”. Ale nawet on w swej proroczej książce nie przewidział, że widzący i słyszący wszystko Wielki Brat będzie mógł korzystać z zaawansowanej technologii cyfrowej i zmieniać za jej pomocą rzeczywistość aż tak dogłębnie. W Polsce doprowadziło to do naruszeń stan­dardów konstytucyjnych, inwigilowania opozycji, można mieć wreszcie nawet tak fundamentalne wątpliwości, czy wybory parlamentarne przed czterema laty były uczciwe.

A to może być zaledwie zalążek prawdy o tym, dokąd mogło doprowadzić wykorzystywanie przez służby specjalne cyberbroni, jaką jest Pegasus.

Komisja parlamentarna, która ma to zbadać, może być najważniejszą z powołanych podczas tej kadencji Sejmu. Postaciami, które przed nią staną, będą zapewne Mariusz Kamiński, który nadzorował służby, oraz co najmniej czterech innych ministrów rządu PiS. O ile istnieje spore prawdopodobieństwo, że skończy się to dla nich aktami oskarżenia, to jednak problemy związane z wykorzystywaniem podobnych programów oraz nadużywających ich na polityczne zlecenie służb, bynajmniej od tego nie znikną.

To nie narzędzie kontroli, to broń

Przedstawiciele PiS, odkąd wybuchł skandal związany z używaniem Pegasusa przez nasze służby, jak mantrę powtarzają, że wszystkie działania podejmowano legalnie, a na kontrolę operacyjną za każdym razem zgody udzielał sąd. – I taka zgoda wydawana była w odniesieniu do konkretnych przypadków, gdy określone dowody leżały przed sędzią na stole. Rząd ani żaden jego minister nie może sam wydać zgody na takie działania służb – zapewniał „Tygodnik” kilka dni temu były wiceminister sprawiedliwości w rządzie Zjednoczonej Prawicy, Michał Wójcik.

Krzysztof Brejza nie został nigdy o nic oskarżony. Nawet jeśli istniałyby uzasadnione przesłanki, że dopuścił się jakiegoś przestępstwa, służby mogłyby przeprowadzić kontrowersyjne czynności operacyjno-rozpoznawcze dopiero po wyczerpaniu innych metod. Na pewno nie mogłyby tego jednak zrobić przy pomocy Pegasusa, bo wykorzystywanie go jest u nas po prostu nielegalne.

„Analiza przepisów kodeksu postępowania karnego i ustaw dotyczących pragmatyki poszczególnych służb prowadzi do wniosku, że nie dają one organom państwa uprawnienia do ingerencji w zawartość urządzeń ani możliwości przejmowania nad nimi kontroli. Z tego względu Pegasus traktowany jest nie jako narzędzie operacyjne (do zbierania danych o przestępstwach), ale jako broń (narzędzie do wpływania na postępowanie innych ludzi)” – napisano w raporcie końcowym nadzwyczajnej senackiej komisji, która zajmowała się przypadkami nielegalnej inwigilacji.

– Ustawy regulujące działanie poszczególnych służb określają szczegółowo, do jakich kategorii przestępstw wolno im stosować kontrolę operacyjną – mówi nam Paweł Wojtunik, były szef CBA. – Składając wniosek o zgodę na nią, muszą wskazać czas rozpoczęcia takiej kontroli i jej zakończenia, oraz jakie dane będą pozyskiwane. Nie wolno im wykorzystywać informacji uzyskanych przed rozpoczęciem kontroli. Tymczasem Pegasus, poza tym, że daje dostęp do urządzenia, także do mikrofonu i kamery, umożliwia również pobranie wszystkich danych, które się na nim znajdują, m.in. historię połączeń, SMS-ów czy haseł, a nawet ich zmianę. To wymyka się definicji kontroli operacyjnej i czyni z takiego programu narzędzie inwigilacji totalnej.

Gen. Adam Rapacki, współzałożyciel Centralnego Biura Śledczego i były wiceminister spraw wewnętrznych, zwraca natomiast uwagę na to, że prowadzenie operacji przy pomocy Pegasusa nie mogło być legalne również dlatego, że oprogramowanie to nie zostało zatwierdzone przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Taki certyfikat ma gwarantować, że dane pozyskiwane i przetwarzane przez system pozostaną poufne.

– Kupiony od izraelskiej firmy NSO Pegasus od strony technicznej nie umożliwia realnej weryfikacji bezpieczeństwa, także pod względem ingerencji służb obcych państw, zatem nie jest też możliwe, by spełniał warunki poufności, o których mowa w ustawie – twierdzi generał. Jego zdaniem wykorzystywanie takiego systemu może się wiązać z odpowiedzialnością za niezabezpieczenie interesów państwa.

Senacka komisja, choć nie miała uprawnień śledczych, a opierała się jedynie na zeznaniach poszkodowanych i ekspertów, stwierdziła, że istnieje uzasadnione podejrzenie, iż Mariusz Kamiński oraz m.in. kierujący do 2015 r. CBA Ernest Bejda, a także trzech innych ministrów z czasów rządów PiS, złamali po co najmniej kilkanaście przepisów. Zawiadomiono prokuraturę m.in. o niezapewnieniu bezpieczeństwa tajnych informacji (Pegasus przesyła dane za pomocą serwerów znajdujących się za granicą) oraz podejrzeniu „działań na rzecz obcego wywiadu”, bo izraelskie służby, z którymi powiązana jest NSO, mogły mieć do tych danych dostęp. Wśród zarzutów jest również przekroczenie uprawnień.

Komisja i Paragraf 22

Obecnie nie tylko możliwości śledcze powołanej przez Sejm komisji będą znacznie większe niż komisji senackiej, ale także znacznie szerszy będzie zakres jej prac. Celem 11 posłów ma być „zbadanie i ocenienie legalności, prawidłowości oraz celowości” decyzji członków byłego rządu, służb specjalnych, policji, organów kontroli skarbowej i celno-skarbowej w latach 2015-2023 w zakresie „czynności wykonywanych z pomocą systemu Pegasus oraz innych, pokrewnych oprogramowań”.

Jeśli członkowie komisji mają wywiązać się z tego zadania, będą musieli zdać się na pomoc służb, a te – choć wraz ze zmianą władzy zmieniło się ich szefostwo – niekoniecznie mogą być skłonne do udzielania takiej pomocy.

– W służbach obowiązuje reguła, że za wszelką cenę mają chronić formy i metody pracy operacyjnej, a korzystanie z Pegasusa niewątpliwie tym było. Jednocześnie wykorzystywanie tego programu było zapewne przeplatane z innymi metodami operacyjnymi – wyjaśnia „Tygodnikowi” jeden z byłych szefów służb. – Każdy przedstawiciel służb wezwany przed komisję, bojąc się złamania prawa, będzie chciał mieć „dupokrytkę”. I mieć jej nie może, bo kontrole operacyjne objęte są klauzulą tajności, a w polskim systemie prawnym nie ma przepisu, który umożliwiałby jej zdjęcie.

To nie jedyny „paragraf 22” polskiego porządku prawnego. Jeśli CBA dopełniła wszelkich formalności (nie wiemy, czy to zrobiła), to informacje o wykorzystywaniu Pegasusa powinny być utajnione na podstawie Ustawy o ochronie informacji niejawnych. Ustawa dla nikogo wyjątków nie czyni. Zatem potwierdzenie posiadania tego programu przez przedstawicieli naszych władz – nawet jeśli opinia publiczna stanowczo się tego domagała – mogło być złamaniem prawa. Uczynił to na początku 2022 r. m.in. prezes PiS i ówczesny wicepremier Jarosław Kaczyński, bo – jak twierdził – żadna tajemnica go nie obowiązuje.

– Komisja zapewne nie będzie mogła mówić o konkretnych nazwiskach, bo najpewniej będą objęte statusem materiałów operacyjnych lub tajemnicą śledztwa. Będzie mogła natomiast ukazać sposób wykorzystania tego nielegalnego narzędzia i to, że Pegasus był kupiony nie w celu ścigania najgroźniejszych przestępców, tym bardziej terrorystów, ale jako wygodne narzędzie do inwigilowania demokratycznej opozycji i osób niewygodnych dla władzy – mówi nam senator Krzysztof Kwiatkowski, który pełnił funkcję prezesa Najwyższej Izby Kontroli, gdy sprawdzała ona legalność zakupu Pegasusa.

Pytanie, czy komisja ma szansę dotrzeć do wszystkich poszkodowanych przez ten program. Co roku wszczynanych jest około 5-6 tys. kontroli operacyjnych i nawet gdyby posłowie chcieli przeanalizować wszystkie takie wnioski, Pegasusa mogą się nie doszukać. Nigdzie może bowiem nie padać nazwa tego programu.

– Słyszałem, że zamiast tego wpisywano prośbę o „kontrolę końcowego urządzenia teleinformatycznego”. To może teraz nie tylko utrudnić pracę komisji, ale także mogło wcześniej wprowadzać w błąd sędziów podejmujących decyzję o nałożeniu kontroli. Sędziowie mogli uznawać, że chodzi o dane z dysku czy nawigacji – mówi Paweł Wojtunik.

Rynek cyberszpiegostwa

Terroryści biorą zakładników. Dzięki specjalnemu oprogramowaniu, które umożliwia zdalne przejęcie kontroli nad telefonem komórkowym jednego z nich, funkcjonariusze są w stanie nie tylko zobaczyć miejsce przetrzymywania uprowadzonych, ale również zorientować się, ilu jest napastników, jak są uzbrojeni i co planują. W efekcie podczas operacji uwalniania zakładników udaje się uniknąć ofiar.

– W idealnym świecie właśnie tak powinno wyglądać wykorzystanie przez służby programów takich jak Pegasus – mówi dr Paulina Piasecka, specjalistka w obszarze terroryzmu międzynarodowego i walki informacyjnej, dyrektorka Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. – Ale w prawdziwym świecie służby państw autorytarnych korzystają z tych narzędzi dla niszczenia przeciwników politycznych, a w niektórych państwach demokratycznych, choć nie wszystkich, do obchodzenia przepisów, które zabraniają im zbytniej ingerencji w życie prywatne obywateli.

Jednym z nielicznych znanych przypadków użycia Pegasusa w celu zwalczania najpoważniejszych przestępstw, czyli dokładnie do tego, do czego program został stworzony, było aresztowanie w Dubaju trzy lata temu Ridouana Taghiego. Holenderski wymiar sprawiedliwości ścigał go za co najmniej 10 morderstw, handel narkotykami i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Użycie programu ujawniły media, ale służby – które zapewne tak jak nasze stawiają sobie za cel chronienie własnych tajemnic – nigdy oficjalnie tego nie potwierdziły.

Można natomiast mnożyć przykłady wykorzystywania Pegasusa do prześladowania opozycjonistów czy niezależnych dziennikarzy. Choć dzieje się to przede wszystkim w państwach autorytarnych, to gdy takie skandale wychodzą na jaw, nawet demokracje słabo sobie radzą z ich rozliczaniem. Dobrze świadczy o tym przykład Hiszpanii. Pegasusa wykorzystywano tam do śledzenia katalońskich polityków, dziennikarzy, prawników i aktywistów, domagających się dla regionu niepodległości. W pierwszej reakcji przedstawiciele rządu w Madrycie wszystkiemu zaprzeczali. Później stanowisko straciła Paz Esteban López, dyrektorka Narodowego Centrum Wywiadu CNI, która miała zatwierdzić podsłuchy „bez wiedzy rządu”. Próba powołania komisji śledczej w Kortezach spełzła na niczym, a komisję powołaną przez parlament kataloński władze w Madrycie zignorowały. Jak na ironię, później premier Hiszpanii Pedro Sánchez sam padł ofiarą Pegasusa. Istnieją ślady wskazujące, że mogli go podsłuchiwać Marokańczycy.

Rynek „cyberszpiegostwa do wynajęcia” wart jest przeszło 12 mld dolarów, a Pegasus – choć jest o nim głośno – to tylko jeden z wielu tego typu programów. „Oprócz czołowych firm, takich jak NSO Group i Cytrox, istnieje rosnący wtórny poziom dostawców, na który składają się »butikowe« firmy zajmujące się oprogramowaniem szpiegującym, niewielkie organizacje hakerskie, brokerzy exploitów i podobne grupy” – stwierdza Carnegie Endowment for International Peace, która stworzyła katalog 193 pewnych i prawdopodobnych przypadków zakupienia i wykorzystania programów szpiegujących przez 74 rządy na całym świecie. Specjalna komisja Parlamentu Europejskiego ustaliła, że Pegasusa kupiło 14 państw Unii Europejskiej.

– Próba wprowadzenia zakazu wykorzystywania takich narzędzi byłaby równie absurdalna, jak negowanie istnienia kryptowalut. Takie programy są i będą używane przez służby – mówi Paweł Wojtunik.

Kto osiodła Pegaza

Poza rozliczeniem tych, którzy łamali prawo, efektem końcowym prac komisji sejmowej powinno być wskazanie rozwiązań, które umożliwią służbom legalne stosowanie programów takich jak Pegasus. A że można to zrobić, udowodnili Niemcy oraz Belgowie. Ci pierwsi kupili Pegasusa dla Federalnej Policji Kryminalnej, ale zamawiając go zażądali, by program miał z góry ograniczone możliwości, żeby podczas wykorzystywania go nie dochodziło do łamania prawa. Zresztą w Niemczech, podobnie jak w Belgii, działalność służb policyjnych i specjalnych jest nadzorowana przez niezależne instytucje, które mają wszelkie uprawnienia kontrolne.

Co zrobić, by i u nas system działał równie sprawnie? Kluczowe wydaje się urealnienie nadzoru sądowego nad prowadzeniem kontroli operacyjnej. Już w 2019 r. grupa ekspertów pod auspicjami Rzecznika Praw Obywatelskich opublikowała raport pt. „Osiodłać Pegaza”, w którym zwracała uwagę, że zdecydowaną większość wniosków o kontrolę operacyjną rozpatruje Sąd Okręgowy w Warszawie. Sędzia w ciągu jednego lub dwóch dni ma wyjątkowo ograniczone możliwości weryfikacji, szczególnie „gdy chodzi o rząd wielkości sięgający kilkudziesięciu wniosków dziennie”.

Wojciech Klicki, który współtworzył ten raport, zwraca uwagę również na to, że sędziowie wyrażają zgodę na 99 proc. wniosków służb. – Dzieje się tak choćby dlatego, że w pewnym sensie zachęca ich do tego konstrukcja systemu: do decyzji pozytywnej wystarcza podpis, ale kiedy wniosek odrzucają, muszą uzasadnić swoje stanowisko – wyjaśnia ekspert Panoptykonu.

W raporcie tym naczelnym postulatem było stworzenie niezależnego organu, podobnego do działających w Niemczech czy Belgii, który prowadziłby realny nadzór nad działalnością służb, w szczególności nad tym, jak prowadzą działania operacyjne. – I nie jest to pierwszy raz, gdy taką ideę się wysuwa. Sam zrobiłem to, gdy byłem ministrem sprawiedliwości – przypomina senator Kwiatkowski. Wedle jego propozycji członkami takiej instytucji mogliby stać się sędziowie w stanie spoczynku o wybitnym dorobku, którzy nigdy nie byli aktywni politycznie.

– Z ideą powoływania takich ciał się zgadzam, ale ich konstrukcja powinna zapewniać bezstronność, podobnie zresztą, jak sposób obsadzania stanowisk w organach wymiaru sprawiedliwości, które z założenia powinny być apolityczne – dodaje dr Paulina Piasecka.

Paweł Wojtunik zwraca uwagę, że podobne „bezpieczniki” w systemie już są. – Prawo nadzoru mają sędziowie zatwierdzający wnioski o kontrolę operacyjną, ale także prokurator generalny, który posiada prawo wglądu do wszystkich materiałów toczących się i już zakończonych kontroli operacyjnych. Pytanie, na ile z tego narzędzia korzysta – mówi. – Jest również komisja służb specjalnych, która, choć nie ma uprawnień śledczych, może szefom służb zadawać pytania, a gdy pojawią się wątpliwości, może składać zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Komisja nigdy w zasadzie z tych uprawnień nie skorzystała, a w ostatnich latach właściwie stała się bardziej kamizelką kuloodporną dla kolegów w służbach niż rzeczywistym narzędziem kontrolnym.

Kolejnym, fundamentalnym elementem transparentności tego systemu powinien być obowiązek informowania osób podlegających inwigilacji o tym, że były obiektem zainteresowania służb. – Nie chodzi o to, by kogoś informować zawczasu, bo to byłoby absurdalne, ale o poinformowanie takiej osoby w pół roku czy rok po zakończeniu postępowania. To dałoby jej prawo złożenia zaskarżenia – mówi Wojciech Klicki.

To nie tylko postulat organizacji zajmujących się przestrzeganiem praw obywateli, ale także obietnica złożona przez obecnie rządzących. Punkt 19 umowy koalicyjnej mówi, że „obywatele będą mieli prawo do informacji o zainteresowaniu nimi ze strony służb, w szczególności informacji o prowadzonej wobec nich kontroli operacyjnej”.

Ważność wyborów

O tym, co się może stać, jeśli przepisy nie zostaną zmienione, nie trzeba spekulować, bo już to wiadomo. Prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego i były rzecznik praw obywatelskich wyjaśniał w senackiej komisji, że sądy nie mogą korzystać z tzw. owoców zatrutego drzewa, czyli dowodów zdobytych poprzez łamanie prawa. A takie właśnie są dane pozyskiwane przy użyciu Pegasusa, głównie dlatego, że mogą one być manipulowane i zmieniane. „Nie mamy żadnych przesłanek, by sądzić, że wypowiedź pozyskana przy pomocy Pegasusa rzeczywiście miała miejsce” – mówił profesor.

Problem jest dużo szerszy. Prof. Zoll: „Cała kampania wyborcza to jest element wyborów. W związku z tym muszą tutaj być przestrzegane zasady, a przede wszystkim zasada równości wszystkich kandydatów. Możliwość zastosowania takiego urządzenia kontroli operacyjnej jak Pegasus, (...) zdolnego do manipulowania uzyskanymi danymi, wprowadza absolutną nierówność startujących w wyborach kandydatów”. Zdaniem profesora, które podzieliła komisja, „gdyby Sąd Najwyższy orzekający o ważności wyborów w 2019 r. posiadał dzisiejszą wiedzę o stosowaniu Pegasusa wobec szefa sztabu wyborczego jednego z ugrupowań, musiałby orzec o ich nieważności”.

George Orwell: „Nie wprowadza się dyktatury po to, by chronić rewolucję; wznieca się rewolucję w celu narzucenia dyktatury. Celem prześladowań są prześladowania. Celem tortur są tortury. Celem władzy jest władza”.

Na razie znanych jest około 20 nazwisk osób, które w Polsce mogły być inwigilowane przy pomocy Pegasusa. Są wśród nich m.in. prokurator Ewa Wrzosek, gen. Waldemar Skrzypczak, wiceminister Michał Kołodziejczak oraz były prezydent Sopotu Jacek Karnowski.

Nieoficjalnie mówi się, że w sumie taką inwigilacją mogło być objętych nawet kilkaset osób.

Posiedzenie Sejmu X kadencji, Warszawa, listopad 2023 r. / fot. Wojciech Olkuśnik / East News

KTO I JAK MOŻE NAS INWIGILOWAĆ

Kontrolę operacyjną, czyli podsłuchiwanie rozmów czy kontrolę korespondencji, można przeprowadzić wyłącznie w sytuacji, gdy stosowanie innych metod jest bezskuteczne lub nieprzydatne. Każdorazowo musi się na to zgodzić prokurator oraz sąd.

Prawo składania takich wniosków mają służby policyjne (Policja, Straż Graniczna, Żandarmeria Wojskowa, Służba Celno-Skarbowa) oraz służby specjalne (Centralne Biuro Antykorupcyjne, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Służba Kontrwywiadu Wojskowego), a także Biuro Nadzoru Wewnętrznego oraz Służba Ochrony Państwa. Służby te mogą wnioskować o kontrolę operacyjną tylko w przypadku tzw. przestępstw katalogowych, czyli wyliczonych w dotyczących ich ustawach kompetencyjnych.

Nie można zatem wnioskować o kontrolę operacyjną np. przestępstw skarbowych. Musi być to również środek adekwatny do popełnionego czynu zabronionego – funkcjonariusze nie będą więc mogli podsłuchiwać nikogo w związku z kradzieżą z włamaniem, ale w związku z rozbojem już tak.

Gdy istnieje ryzyko utraty informacji, istnieje tryb „NN” (sytuacji „niecierpiących zwłoki”). Wówczas do rozpoczęcia kontroli wystarcza decyzja prokuratora, a służba po rozpoczęciu działań musi zwrócić się do sądu, by ten wydał na nie zgodę. Jeśli jej nie ma, to w ciągu pięciu dni od zarządzenia kontroli operacyjnej musi ona zostać przerwana, a zebrane już dane – zniszczone.

 

KALENDARIUM PEGASUSA

2017 r.

GIL COHEN-MAGEN / AFP / East News

Lipiec – spotkanie premier Beaty Szydło z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu (na zdjęciu powyżej) dotyczące „zacieśnienia współpracy w ramach wysokich technologii”. Prawdopodobnie wtedy zapadła decyzja o sprzedaży Pegasusa Polsce i Węgrom.

Wrzesień – Ministerstwo Sprawiedliwości z tzw. Funduszu Sprawiedliwości przelewa na konta CBA pieniądze na zakup „środków techniki operacyjnej”.

Listopad – Pegasus zaczyna działać na terytorium Polski.

2018 r.

Luty – jak wynika z analizy Citizen Lab, zainfekowany Pegasusem zostaje telefon Andrzeja Malinowskiego, prezesa organizacji Pracodawcy RP.

2019 r.

media społecznościowe

Kwiecień – seria ataków na telefony osób związanych z Platformą Obywatelską, m.in. Krzysztofa Brejzy (na zdjęciu z żoną Dorotą) i Romana Giertycha.

Sierpień – magazyn „Czarno na Białym” TVN24 ujawnia, że CBA dysponuje Pegasusem.

2021 r.

Czerwiec – seria ataków na urządzenia należące do prokurator Ewy Wrzosek.

fot. Wojciech Olkuśnik / EAST NEWS

Grudzień – Izrael wykreśla Polskę i Węgry z listy państw, którym wolno sprzedawać Pegasusa. Premier Mateusz Morawiecki twierdzi, że informacje o wykorzystywaniu w Polsce Pegasusa to fake news.

 

2022 r.

Styczeń – Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro potwierdzają, że CBA dysponowało Pegasusem. Opozycja powołuje nadzwyczajną komisję w Senacie w celu zbadania przypadków nielegalnej inwigilacji.

Październik – do listy inwigilowanych Pegasusem dołącza były przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski.

2023 r.

Marzec – wśród inwigilowanych Pegasusem miał być także ówczesny prezydent Sopotu Jacek Karnowski.

Wrzesień – „Wyborcza” ujawnia, że Pegasusem inwigilowano byłego dowódcę wojsk lądowych, gen. Waldemara Skrzypczaka i dwóch innych generałów. Senacka komisja publikuje raport końcowy.

2024 r.

fot. Artur Zawadzki / REPORTER

Styczeń – Sejm powołuje komisję śledczą ds. Pegasusa pod przewodnictwem Magdaleny Sroki (na zdjęciu)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Największa afera PiS