Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kobiety (to one znacząco częściej są ofiarami przemocy seksualnej) i mężczyźni (częściej są sprawcami) jednakowo zdecydowanie deklarowali takie postawy. Ale właściwie jakie to są postawy? I co wyraża taki wybór?
Tylko nieliczni wskazywali na medyczne przyczyny, dla których można osobę uciekającą się do przemocy, zwłaszcza w seksie, uznać za chorą. Ci młodzi ludzie - zapewne zróżnicowani stopniem samoświadomości, poziomem werbalizacji własnych przemyśleń, ale też cechami psychicznymi - w zdecydowanej większości uzasadniali swoje zdanie argumentami etyki normatywnej. Gwałt jest złem, chociaż nieliczni pisali to wprost: że jest niemoralny czy grzeszny. Najczęściej sięgali do argumentacji opartej na potrzebie poszanowania wolności, autonomii, godności drugiej osoby i jej niezbywalnym prawie do samostanowienia. W przypadku życia seksualnego - przynajmniej do prawa wyrażania zgody. To piękne doświadczenie: dowiedzieć się o znaczeniu, jakie do tych podstawowych praw człowieka przywiązują studenci medycyny.
Kłopot zaczyna się w momencie, kiedy trzeba postawić pytanie, dlaczego nieposzanowanie praw drugiego człowieka i przemoc, oceniane jako zło, należy określać zaburzeniem lub chorobą. Od dawna już zżymam się na powszechną, przynajmniej w języku naszej publicystyki a nawet reklamy, praktykę posługiwania się terminami medycznymi dla wskazania na niekompetencję adwersarza albo wywołania negatywnych skojarzeń. Chyba bronię słusznej sprawy, bo nie wolno dokładać do cierpienia choroby dodatkowych udręk naznaczania i wykluczania. Ciągle zastanawiam się też, dlaczego zachowania, których nie akceptujemy i potępiamy jako złe, tak łatwo przypisujemy chorobie.
Nie wystarczają mi wyjaśnienia lingwistów, że słowo może mieć więcej niż jedno znaczenie, a te poznamy analizując kontekst, w jakim zostało użyte. Przypuszczam raczej, że stoimy wobec odległych następstw dawno temu porzuconego przekonania, wedle którego choroba jest boską karą za zło. Z Księgi Hioba nie wynika, że można choćby pomyśleć o takiej prostej sekwencji przyczynowo-skutkowej i utożsamić zło moralne z chorobą. I choć w powszechnym przekonaniu choroba jest czymś niezależnym od moralnego oblicza osoby nią dotkniętej, jeśli wynikają z niej jakieś czyny naganne, a nawet zakazane prawem, wówczas jesteśmy zobowiązani zawiesić osąd moralny wobec sprawcy. Gwałt jest złem, ale gwałciciel? Gwałciciel jest chory. Może to dobrze? Może trzeba cieszyć się z powściągliwości w ocenie moralnej bliźnich?
Pewnie tak, ale nie jest to radość jasna i spokojna. Cień rzuca na nią pewne myślowe nadużycie. Człowiek chory - zwłaszcza jeśli choroba uniemożliwia mu rozróżnienie między dobrem a złem albo dokonanie wyboru i wpływ na to, co robi - nie może być zgodnie z prawem skazany ani ukarany. I nadużycie tej humanitarnej zasady łatwo może doprowadzić do przekonania, że wszelkie zło moralne wynika z patologii. Zadanie naprawiania zła w świecie przerzucimy wtedy na barki medyków. Sami zaś spokojnie zadumamy się nad własną szlachetnością.