Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W radio sympatyczne zachęty. W telewizji migawki z rozmów z podatnikami. Bo wszystko to odbywa się pod hasłem "jeden procent twojego podatku" i staje się coraz bardziej pilne wobec nieuchronnego wygasania terminu rozliczeń podatkowych. Możesz pomóc, zrób to! - mówią te wszystkie zabiegi i sygnały. Jest ich tak wiele, że odnosimy wrażenie, jakby otaczały nas coraz ciaśniejszym kręgiem i nie mogły się już w nim zmieścić.
Podobno gdyby każdy z nas skorzystał z szansy, jaką (niestety w formie dosyć zawiłej) stworzyła nam dwa lata temu ustawa podatkowa, na wszystkie organizacje pożytku publicznego, czyli wspierające jakieś dobro wspólne, przypadłaby roczna kwota trzech milionów złotych. To nie jest suma wstrząsająca, ale też uświadamia, że jeżeli każda z owych placówek zwraca się teraz do nas z apelem, to znaczy, że liczy się dla nich dosłownie każda pomoc. Która ma tę podstawową zaletę, że dotrze bezpośrednio tam, gdzie pomóc chcemy, a nie do jakiejś abstrakcyjnej centrali, w którą wpadnie tak całkowicie, że nigdy nie dowiemy się, na co została wydana.
Dlatego niedobrze brzmią sygnały, że tak wielu podatników nie zrobiło tego albo zrobić nie zamierza. Bo zbyt wiele kłopotu, bo nie wiadomo komu pomóc, bo trzeba by na kilka tygodni założyć własne pieniądze, które potem dopiero zwróci skarbówka. Sprowadza się to do jednego: trzeba podjąć wysiłek. Dowiedzieć się, zrozumieć, zadecydować, zrobić. Potem okaże się, że wysiłek był całkiem niewielki, ale to będzie potem. Zostanie też wiedza o ludziach, którzy, dzięki nam robiąc coś dobrego, powiadomią nas o swojej pracy i jej rezultatach i przekonamy się, że w Polsce nie tylko się narzeka. Sprawdzian, ilu z nas odpowiedziało na możliwość nazwaną “jeden procent podatku", będzie sprawdzianem krystalicznie jasnym. Z miłości bliźniego, co tu ukrywać. Wielkie słowa od kilku tygodni stały się chlebem powszednim. Więc?